środa, 30 grudnia 2009

Podsumowanie

Kończy się rok 2009 więc należałoby go podsumować. Króciutko bo przez mój internet dużo czasu nie mam, pisze tą notkę na raty, bo nie potrafię jej zawsze skończyć. Więc ogólnie rok ten był pełen niespodzianek i niekoniecznie miłych wręcz przeciwnie były one bardzo nie miłe. Ale znalazły się też i te lepsze chwile (np. niespodziewane aż 3 koncerty PINu, w życiu bym nie pomyślała, dzięki którym czerpałam pozytywną energię). W tym roku przekonałam się, że mam prawdziwych przyjaciół, że mogę spokojnie użyć tego słowa, czego zawsze unikałam. Wiem, że w trudnej sytuacji mogłam i mogę liczyć na ich wsparcie, że nią są ze mną tylko w tych dobrych chwilach, dziękuję Wam za to jeszcze raz :* Znalazłam pracę, nie jest to praca moich marzeń, (ważne, że jest) gdzie myślałam, że pewnie nie wytrzymie za długo a tu minęło ponad 7 miesięcy. Zmieniała mnie ta praca, stałam się twardsza (nie tylko przez nią) może i odważniejsza. Te wszystkie wydarzenia z tego roku mnie zmieniły, jak to się mówi co cię nie zabije to cię wzmocni, no i tak jest. Starałam się być odporna na te różne przeciwności losu, z różnym skutkiem, ale się staram nadal nad tym pracować, mam nadzieję, że w tym nowym roku będzie łatwiej. Czekam z utęsknieniem na zakończenie tego jak dla mnie zbyt długiego roku. Mam zamiar Sylwestra spędzić w Katowicach przy PINowych dźwiękach (mam nadzieję, że uda nam się tam dotrzeć) poszaleć, naładować się pozytywną energią na ten nowy mam nadzieję lepszy i uboższy w niespodzianki rok :)

Także do napisania w Nowym Roku :) Pozdrowionka :)

środa, 23 grudnia 2009

Wesołych Świąt!!! Shub Naya Baras !!! :)


To Święta gromadzą ludzi przy stole
znanych i mniej znanych.
To opłatek jednoczy Boży,
pojednanie na Nowy Rok.
Wszystkim szczęścia gwiazdka życzy,
na choince bombki śmieją się.
Melodia wszystkiego co najlepsze, kolęda śpiewa nam,
otuchy ciepła na lepsze dni wciska nam.
wszyscy życzenia składają wokoło
i ja pragnę złożyć też.
By Bóg szedł z Wami jedną drogą,
a światło Pana oświetlało każdy ciemny kąt.
By serce nie płakało gdy w życiu chwile złe,
by pamiętać, że są wokół Ciebie przyjaciele, którzy ochronią Cię.
Podzielę się opłatkiem, który przesyłam przez te życzenia, błogosławiąc dalsze dni.

Zdrowych, Wesołych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!


poniedziałek, 30 listopada 2009

Króciutko

Dziś bardzo krótko. Czas u mnie bardzo szybko ucieka nawet nie wiem czasem jaki już jest dzień, od wczoraj już mamy adwent, czyli za niedługo już święta, a ja tego nawet jeszcze nie czuję. W ostatnim tygodniu spotkały mnie same miłe wiadomości i obie są PINowe pierwsza to, że PIN ma zagrać w moim mieście na Memoriale im. mł. kpt. A. Kaczyny i dh. A. Malinowskiego 2010. Niestety do niego jeszcze bardzo dużo czasu (bo dopiero jest on w sierpniu) ale mam nadzieję, że jednak nic nie ulegnie zmianie i u nas zagrają :) Jednak marzenia się spełniają w tym roku sobie tak myślałam, żeby w przyszłym roku zagrali. Była szansa aby zagrali na Dniach Raciborza jednak w głosowaniu im się nie udało, a tu taka niespodzianka wzięli ich pod uwagę na Memoriał (zagra również Ewa Farna i Piasek:)) Nawet nie zdążyłam wejść na stronę Raciborza w zeszłą niedziele, a koleżanka Marzenka już do mnie pisała na gg "Twój PIN będzie w Raciborzu!" myślę, że sobie pewnie ze mnie żartuje ale wchodzę czytam i nie wierzę ;)
A druga świetna wiadomość, że PIN dostał się do krajowego finału Eurowizji 2010 z piosenką "PINlady". Piosenka jest niesamowita, wspaniały pomysł z kawałkiem operowym i zaproszeniem Pani Katarzyny. Słuchając tej piosenki mam dreszcze, im więcej jej słucham tym bardziej mi się podoba. Mam nadzieję tylko, że Polacy ją wybiorą...



Every day I leave something behind many places
I see in my mind so I think,
I wanna stop for a while my life believe me...

Every day I forget many names
I'm looking for better way for my steps
so I think, I wanna stop for a while my life

Oh, please don't let me cry
oh, stay by my side
every time,
every day

I want you feel and see your face
Don't let me cry
Stay always by my side

I'll not have second chance

If I wait for my perfectly day every
thing's diging holes in my brain
so I think, I wanna stop for a while my life
couse I'm looking for shine in your eyes
couse I'm waiting for a new sun arise so
I think, I wanna stop for a while my life

Oh, please don't
let me cry
oh, stay by my side
every time,
every day

I want you feel and see your face
Don't let me cry
Stay always on my mind
I'll not have second chance
I want you feel and see your face

Don't let me cry

Oh, please
don't let me cry
I'll not have second chance
I want to feel and see
you...

..stay!

wtorek, 17 listopada 2009

Życie walką jest

Dawno tutaj nie pisałam, już będzie z miesiąc. Niestety albo nie umiałam się wyrobić z czasem żeby coś napisać, albo wena mnie opuściła lub internet jak na złość mi akurat nie działał (coś ostatnio mi szwankuje). Jednak postanawiam się poprawić, żeby przez tak długi okres czasu nie pisać :)
Długo myślałam o czym by tu napisać, na pewno nie marudzić :) A propos marudzenia, postanowiłam coś z tym zrobić i skończyć z moim ciągłym narzekaniem i czarnymi myślami. Nie jest to niestety łatwe przy moim zaawansowanym pesymizmie, ale nie niemożliwe, da się to w małym bo w małym stopniu wypracować. Parę miesięcy temu jakby mi ktoś to powiedział to bym go wyśmiała. A jednak patrząc z perspektywy tych sześciu miesięcy jestem inną osobą, a udało mi się trochę zahartować przez tą moją pracę i inne zdarzenia które przyniósł ten rok, na początku byłam przestraszoną pełną czarnych myśli w każdej chwili gotową uciec z płaczem Anią, a teraz jak mi powiedziała moja szefowa zrobiłam siedmiomilowy krok. Gdy tak się nad tym zastanowiłam to ma rację, nawet tego tak na prawdę nie zauważyłam. Gdy mi mówili na początku, że można zmienić swój charakter to się w duchu śmiałam, że niby ja, chyba mnie nie znają, że długo tam nie wytrzymie, góra do końca wakacji, a jesteśmy już za połową listopada. Nawet nie wiem kiedy ten czas minął. Ale wypracowałam sobie sposób, wcale nie taki łatwy jak dla takiego pesymisty jak ja. Gdy mam zły dzień to nie załamywać się totalnie i z tymi samymi złym nastawieniem iść kolejnego dnia do pracy, że też znowu będzie źle. Wręcz przeciwnie staram się myśleć, że dziś może akurat będzie dobrze, będzie to lepszy dzień i gdy nawet tak nie jest to łatwiej jest to znieść, człowiek się wtedy nie załamuje, nie kumuluje tego w sobie co potem w konsekwencji gdy z dnia nadzień mamy to samo czarne podejście ciągnie nas w dół z którego potem nie da się wyjść. Gdy mam całe dni zajęte, że czas ucieka mi za palcami, to nie myślę sobie, że nie mam na nic czasu, przecież tak nie jest, mam tylko tak czas zaplanowany, że nie marnuje go na głupoty i w końcu wiem, że wykorzystuje go w pełni. Nie jest to dla mnie łatwe żeby myśleć pozytywnie ale da się to zrobić, nie zawsze to wychodzi ale im bardziej się staram tym lepiej skłonić się ku tym pozytywniejszym myślom. Niestety nie wychodzi mi to zawsze, mam oczywiście słabe dni, ale nie jest to co kiedyś, codziennie byłam zdołowana, wkurzona na wszystkich, a przede wszystkim na siebie Nawet ostatnio nie pamiętam kiedy byłam tak naprawdę totalnie wkurzona jak kiedyś. Staram się również nie myśleć o kolejnych dniach i na zapas się martwić, żyć tylko tą chwilą która jest, a co przyniesie kolejny dzień tym będę się martwić jutro. Tak tylko zadręczam siebie i innych. Nie watro marudzić, chociaż jak to pewna osoba powiedziała, że najłatwiej jest marudzić i gdy się nad tym zastanowiłam, to ma rację. Marudzenie wychodzi najlepiej, wchodzi szybko w krew, a przy tym się człowiek męczy i przy okazji dręczy tym innych dookoła, najlepiej stwierdzić, że się takim już po prostu jest i nic z siebie nie dać i tylko marudzić. Zawsze czułam się zmęczona, myślałam od czego, a to od tego ciągłego narzekania, zadręczania się czarnymi myślami. Od czasu gdy staram się inaczej myśleć i nie zadręczać nie czuję tak już tego zmęczenia. W końcu życie walką jest i to od nas zależy jak będziemy z nim walczyć, z pozytywniejszym nastawieniem jest o wiele łatwiej i to co wydaje się nam nie do przeżycia co przekracza nasze możliwości i tak jakoś przeżyjemy, a przy tym się tylko hartujemy. Do takich przemyśleń ostatnio skłoniła mnie pewna informacja którą usłyszałam przez przypadek w wiadomościach, dotyczyła ona pożaru domu w którym niestety zginęli ludzie. Zaraz przypominał mi się nasz pożar i to że tak niewiele brakowało, żebyśmy stracili cały dom albo i nawet życie. Mimo, że akurat za parę dni mija osiem miesięcy od pożaru, mam już nowy dach zrobiony to i tak przynajmniej raz w miesiącu śni mi się ten pożar tylko niestety nie kończy się on tak dobrze bo albo cały dom stoi już w płomieniach a ja się temu przyglądam z przerażeniem albo nie mam szans się już wydostać z tego domu, budzę się wtedy oblana zimnym potem i budzi się mój niepokój. Może po coś mi się to śni, aby mi uświadomić, że tak na prawdę nie mam na co narzekać, jestem zdrowa, mam dach nad głową. W końcu każdy ma jakieś problemy, tylko zawsze widzimy je u nas, a na innych nie zwracamy uwagi, a czasami mają większe od nas i potrafią optymistycznie podejść do życia i się nim cieszyć. Uczę się dostrzegać te małe chwile szczęścia i się nimi cieszyć i na nich skupiać swoja uwagę. W końcu Bóg daję nam taki bagaż który zdołamy unieść, a czasem wolimy zaraz zrezygnować i narzekać niżeli spróbować go unieść, a nie jest on wcale taki ciężki na jaki wygląda...
Kończę tą moją chaotyczną notkę i proszę trzymajcie kciuki abym wytrwała w tym moim postanowieniu, oczywiście optymistą się nie stanę, ale żebym była przynajmniej pesymistką która potrafi myśleć optymistycznie i nie tylko siebie i innych dołować potrafi.

Na koniec jeszcze optymistyczna piosenka, którą słucham gdy zaczynają mnie nachodzić moje czarne myśli, przypomina mi by nie uciekać przed życiem.




"Jeśli będziesz sam
Gdzieś w połowie swojej drogi
Nie załamuj się - uwierz mi
Znów poczujesz wiatr
On uniesie skrzydła Twoje
Jutro skoro świt - bądź gotowy, bo to Twoje dni..."

wtorek, 20 października 2009

PIN Klasycznie - 17.10.2009 TR Chorzów

Co to był za niesamowity weekend, oczywiście wszystko za sprawą koncertu PIN Klasycznie w Teatrze Rozrywki w Chorzowie ;) Był to koncert bardzo długo wyczekiwany. W piątek już trudno było mi się skupić w pracy, bo myślałam, że to już jutro, a czas się niemiłosiernie dłużył. Wieczorem jeszcze dogadanie na gg co i jak. Na szczęście Kasia sprawdziła jeszcze raz nasz pociąg którym miałyśmy jechać. Okazało się, że połączenie które miało być bezpośrednio do Katowic ma mieć dwie przesiadki w Rybniku i Pszczynie i do tego ma godzinę dłużej trwać. Musiałyśmy wyszukać innego połączenia wcale nie o wiele lepsze bo inną trasą czyli dookoła był wcześniej z przesiadkami w Kędzierzynie Koźlu i Gliwicach ale za to trwające około 2 godzin. Tak więc w sobotę wstałam o 7 pod ekscytowana, tylko nie podobała mi się ta paskudna pogoda. O 9.30 wyruszyliśmy z siostrą po Kasię po drodze zatankowałyśmy. Zabrałyśmy Kasię z pod domu i ruszyłyśmy do Raciborza. Miałyśmy jeszcze trochę czasu do pociągu więc poszłyśmy jeszcze do Kauflandu po coś do zjedzenia na drogę oraz skorzystać jeszcze z ubikacji przed podróżą. Potem udałyśmy się na PKP kupiłyśmy bileciki i wsiadłyśmy do pociągu i o11.16 ruszyłyśmy w stronę Katowic, z przesiadką w Kędzierzynie Koźlu gdzie musiałyśmy biec na ostatni peron, potem przesiadka w Gliwicach tam już byłyśmy bardziej zorientowane gdzie się mamy kierować na który peron :) ostatnią stacją oczywiście były Katowice byłyśmy tam ok 13.25 za chwilę też przyjechały Aga, Iza i druga Aga, najpierw się nie rozpoznałyśmy ale szybko się odnalazłyśmy ;) Potem ruszyłyśmy sprawdzić połączenia do Chorzowa, a potem w poszukiwaniu naszego hotelu, chciałyśmy zapytać pewnej pani gdzie znajduje się ta ulica ale szybko nas zbyła, że nie ma czasu nawet nas nie wysłuchała, nie ma to jak gościnność. Potem weszliśmy chyba do centrum informacji turystycznej, najlepsze miejsce na zaciągnięcie takiej informacji. Był tam bardzo miły pan, który na początku nas wystraszył, że to bardzo daleko, pokazał nam na mapce jak dojść na ulice Plebiscytową nawet dał nam mapkę, jednak i tak do końca nie byłyśmy pewne jak tam dość ale nawet trafiłyśmy było to niedaleko od centrum. Tylko początkowo wystraszył nas wygląd tego hotelu jednak okazało się że jest on w środku bardzo ładny. W pokoju się trochę rozgościłyśmy, potem zeszłyśmy do kuchni na ciepłą herbatkę, trzeba było się jednak zacząć szykować na koncert. Gotowe przed wyjściem zrobiłyśmy sobie fotkę i ruszyłyśmy na autobus do Chorzowa.
W Chorzowie poszliśmy na spotkanie do McDonald's w końcu coś zjeść bo umierałyśmy z głodu ;) Tam dołączyła do nas Aneta z Martą, Sylwia. Pogadałyśmy trochę, podzieliłyśmy się biletami i ruszyłyśmy do Teatru Rozrywki. Tam była reszta foremek m.in Asia i Aneta z którymi się przywitałyśmy. A w Teatrze panowała niezwykła atmosfera, czerwone dywany, na korytarzu grali na skrzypcach, wiolonczeli jak dobrze pamiętam, bo byłam pod wrażeniem no i chyba nadal jestem ;) Oczywiście musiałyśmy uwiecznić ta chwilę wspólnymi fotkami :)


O 19 rozpoczęła się Inauguracja Roku Kulturalnego czyli część oficjalna, zostali przedstawieni kandydaci do nagrody, oczywiście wśród nich był Andrzej Lampert, był najmłodszy wśród nich wszystkich. Potem ogłoszenie wyników i jednym, który otrzymał nagrodę był Andrzej, oczywiście w pełni zasłużenie. Gratulujemy! Po części oficjalnej nastąpiła 20 min przerwa, podczas której był poczęstunek, szampan, winko i tort dla Jerzego Cnoty, który obchodził tego dnia urodziny :)


Potem zabrzmiał dzwonek po którym udałyśmy się na sale zająć nasze miejsca. Na scenie pojawiły się piękne światła, napis PIN i pełno gwiazdeczek ;) Popłynęły pierwsze dzięki potem nagle mocne uderzenie aż wszyscy podskoczyli w fotelach i światła skierowały się na balkon gdzie Seb grał gitarze :) Potem pojawił się Endi zaczął śpiewać "Wino i śpiew", potem pojawiły się utwory takie jak "7 nocy biegu wstecz", "Moja wolność", "BTCDM", "WMS", "Priorytet","Odlot Aniołów", "PPWJN", "Bo jest tylko jeden świat", "Niekochanie", "Konstelacje" nie wiem czy było jeszcze coś ale byłam pod takim wrażeniem, że mogę nie pamiętać. Potem pojawiła się zaproszona przez Andrzeja Katarzyna Oleś-Blacha, która wykonała utwór klasyczny, cudowne wykonanie.


Potem wspólny duet Katarzyny Oleś-Blacha i Andrzeja w utworze "I will be with you", niesamowite wykonanie. Nie mogło się obyć również bez "O sole mio" ale nie było ono takie zwykłe, Andrzej zaczął śpiewać i nagle zapadła zupełna ciemność i Endi powiedział coś w stylu: 'Co się stało? Elektrownie zawsze wybierają najlepszy moment' oczywiście powiedział to tak, że pokazał nam przy okazji swoje zdolności aktorskie. Potem zapytał się nas czy wiemy jak kiedyś wykonywano utwory bez pomocy elektryczności. Wykonywali je po prostu tak więc, Andrzej nam to zademonstrował, zaśpiewał bez mikrofonu w zupełnych ciemnościach, no miał małą latarkę no i nad zespołem zawisły trzy żaróweczki ;) Było to niesamowite wykonanie, wszystkim normalnie szczęki opadły, taki potężny głos bez mikrofonu, było to coś niesamowitego, to jest talent. Aż miałam ciary (pojawiały się one bardzo często podczas tego koncertu). Jeszcze te ciemności panowała niesamowita atmosfera, nie da się tego opisać w słowach. Koncert ogólnie był wręcz magiczny, utwory z orkiestrową aranżacją brzmiały przePINkne ;) To trzeba było po prostu usłyszeć. Podczas koncertu PINowcom dopisywały humory, opowiadali śmieszne anegdotki pomiędzy utworami. Na koniec były podziękowania i kwiatki "przechodnie". Na bis chłopaki zagrali "Route 66" gdzie w końcu wręcz kazali nam wstać z foteli i się poruszać. Byłam szczęśliwa, że nie musiałam już siedzieć, bo przez cały koncert mnie nosiło, i fotele już powoli skrzypiały od naszego bujania :D (to był jedyny minus tego koncertu ale i tak reszta to rekompensowała ;)) Tego koncertu nie zapomnę do końca życia, był to najlepszy na jakim byłam. Do teraz nie mogę się nadziwić. Był to naprawdę koncert magiczny i niezapomniany.


Po koncercie były oczywiście autografy i zdjęcia, mogłam w końcu podpisać moje płytki, bo jak dotąd zawsze nie było okazji. Było jak zwykle dużo śmiechu. Potem trzeba było jednak się pożegnać i zbierać z powrotem, jeszcze zrobiliśmy sobie zdjęcie przy ogromnym lustrze na schodach (przydało by się takie w domu ;)) Potem razem z Kasią, Martuszką, Agą, Izą, Agą, Aneta i Martą ruszyłyśmy na tramwaj do Katowic, tam pożegnałyśmy się z Aneta i Martą. Ruszyłyśmy do naszego hotelu, dotarłyśmy po północy spragnione, głodne i zmęczone ale bardzo szczęśliwe. W pokoju jak zwykle się śmiałyśmy, że nasi sąsiedzi złożyli nam wizytę, pytali się czy mamy procenty, pewnie myśleli, że byłyśmy pijane ;) no byłyśmy pijane ale PINowymi dźwiękami :D Potem bałyśmy się iść do łazienki przez naszych sąsiadów. Oczywiście nie potrafiłyśmy zasnąć więc chyba do 3 gadałyśmy i chichotałyśmy :D Rano budziły nas trzaskania drzwiami. O 7.30 była pobudka, budziły nas dźwięki "Konstelacji", które potem przez cały dzień moja siostra nuciła :) Trzeba był się spakować, umyć, zjeść śniadanko i tak o 9 pożegnałyśmy się z Agą, Izą i drugą Agą (dzięki za wszytko i że wytrzymałyście z nami w pokoju ;)) Niestety nie mogłyśmy zostać na memoriale, bardzo żałujemy. O 9.35 ruszyliśmy autobusem w stronę Raciborza. W Raciborzu powitało nas piękne słoneczko, pustki i cisza na ulicach no i niespodzianka w postaci gumy w kole w naszym samochodzie. Bardzo się wkurzyłam. Zadzwoniłam do domciu że już dotarłyśmy, że nie wiem o której będziemy w domu bo pójdziemy do kościoła na Msze i później będziemy musiały koło wymieniać. Przez całą Msze się denerwowałam czy je aby wymienię, jednak wychodzimy z kościoła widzę mojego tatę i potem wymienione już koło. Dobrze, że przyjechał, bo same pewnie byśmy nie dały radę, bo sam miał problemy aby je wymienić, bo auto stało nie za korzystnie, czyli strasznie nisko, ale nie ma to jak facet. Odwiozłam Kasię do domciu, potem wróciłam z siostra i tatą do domu i byliśmy ok 13.45 na miejscu, strasznie głodne ;)

Ten weekend był niesamowity, dziękuję Bogu, że miałam szansę być na tym koncercie, Foremkom za wszytko, miło było Was zobaczyć no i oczywiście przede wszystkim PINowcom za ich muzykę. Teraz trzeba będzie długo czekać na kolejny koncert, ale dla takich chwil watro czekać :) Przepraszam za ta chaotyczną notkę, ale ja już sama nie wiedziałam co chciałam napisać ;) Za wszelkie błędy przepraszam bo nawet nie mam czasu tego przeczytać co tu napisałam ;) No i gratuluje tym którzy dotrwali do końca tej długaśnej notki, nie szybko się tu taka pojawi ;)
Do następnego :) "Czekam tylko na TE dni..." Może Sylwester w Katowicach?

Zdjęcia w GALERII nie wiem jakim cudem tyle zdjęć udało mi się zrobić bo był zakaz ;) POZDROWIONKA :*

wtorek, 13 października 2009

Złote Wesele

W ostatni weekend miałam okazję być na Złotym Weselu moich Dziadków. Impreza rodzinna, miałam okazje zobaczyć dawno nie widzianą rodzinkę, szczególnie moich kuzynów których nie widziałam, że ho, ho... których bym na ulicy pewnie nie poznała. Z weekendu nie miałam nic, wróciłam dziś bardziej zmęczona do pracy niżeli przed nim ;D Nie mam dziś natchnienia do pisania, więc zaprezentuje Wam moje "arcydzieło" które stworzyłam dla dziadków. Coś mnie natchnęło aby zrobić coś własnoręcznie od serca, sama lubię dostawać upominki zrobione samemu, którym trzeba poświęcić trochę czasu i chęci, które są unikalne bo nigdzie nie można ich kupić. Tak więc stworzyłam taki ni to dyplom z masy solnej, może nie wyszedł tak jak tego chciałam jednak efekt końcowy nie był najgorszy tak więc postanowiłam go Wam tu go zaprezentować. Myślałam, że dziadkom się, aż tak nie spodoba, jednak się zdziwiłam, byli bardzo mile zaskoczeni, że sama to zrobiłam. Mi też było bardzo miło im coś skromnego ale prosto z serca ode mnie podarować. Oto moje dzieło, jeszcze jedno zdjęcie większe znajdziecie w mojej galerii oraz zdjęcia z imprezki, troszku mało, ale nie miałam wyjątkowo natchnienia do robienia zdjęć ;) Galeria



środa, 7 października 2009

Różaniec


Dziś jest Święto Matki Boskiej Różańcowej i tym samym cały miesiąc październik jest miesiącem różańcowym. Tak więc postanowiłam po krótce przypomnieć o tym sobie i innym pisząc o tym jak ważna jest modlitwa różańcowa, by poświęcić chwilę na ta modlitwę.

Różaniec – z pozoru to zwykła modlitwa. Modlitwa długa i nużąca. Tak jednak nie jest! Różaniec to nie jest zwykła modlitwa – to sposób na życie!

Odmawiając różaniec oddajemy wszystkie nasze radości i smutki – całe nasze – życie Maryi. Gdy zwracamy się do Niej z ufnością, możemy być pewni, że Ona wstawia się za nami u Swego Syna – Jezusa.

Różaniec jest zatem modlitwą zawierzenia, która kieruje nas przez Maryję do Jezusa. Odmówienie całej części różańca trwa 25 minut… To jedyne 25 minut z 1440 – które otrzymujemy od Boga każdego dnia!

O mocy różańca można pisać wiele – jednak to każdy osobiście musi się o niej przekonać. Spróbuj może już dziś porozmawiać z Maryją trzymając w ręku różaniec.

źródło: www.zdrowaśka.pl - gorąco polecam zajrzeć na tą stronkę




Poprawne odmawianie różańca oznacza odmawianie modlitwy oraz medytację w tym samym czasie. Dzięki temu odmawianie różańca jest tak wspaniałym przeżyciem duchowym. Każda z tajemnic różańca koncentruje się na jednym ważnym wydarzeniu z życia Jezusa Chrystusa i jego matki, Maryi. Wyróżniamy 20 tajemnic różańca, które dodatkowo podzielone są na 4 grupy: Tajemnice Radosne, Tajemnice Światła, Tajemnice Bolesne i Tajemnice Chwalebne.


niedziela, 4 października 2009

Tęcza



"Tęcza" Maciej Silski

wszystko jedno gdzie
i nieważne co i jak
to wszystko za mną i tylko to co mam
dotyka mnie
rękami lat
nie ma ucieczki
wyboru raczej brak
z drugiej strony tęczy wciąż trwam

wszystko w jedną myśl
kiedy zmieszczę pójdę spać
dwudniowy urlop
od wszystkich ziemskich spraw
udaję że doganiam czas
ostatnio już nie pamiętam siebie sam
z drugiej strony tęczy wciąż trwam
z drugiej strony tęczy
od lat

modlę się o deszcz
niech ulice łzami spłyną
modlę się o wiatr
niech rozerwie całe niebo

oto jest twój czas
teraz obudź się i wstań
nie czas na strach
to nie pora by się bać
nadchodzi świt
musimy iść
byle nie przespać i by nie brakło sił
z drugiej strony tęczy są drzwi
z drugiej strony tęczy są drzwi

modlę się o deszcz
niech ulice łzami spłyną
modlę się o wiatr
niech rozerwie całe niebo

modlę się o deszcz
niech ulice łzami spłyną
modlę się o wiatr
niech rozerwie całe niebo

wtorek, 22 września 2009

Gwiazdy na ziemi - Taare Zameen Par


GWIAZDY NA ZIEMI czyli każde dziecko jest wyjątkowe. Niezwykła historia małego chłopca, który zamknięty jest w świecie marzeń, fantazji i cudów. Mimo, że widzi wszystko w kolorowych barwach, nikt nie podziela jego wizji. Dorośli nie rozumieją jego fascynacji zwykłymi, przyziemnymi zjawiskami. Rodzice są rozczarowani jego wynikami w szkole, gdyż Ishaan nie potrafi sprostać stawianym mu zadaniom. Nie umie czytać ani liczyć. Nikt nie potrafi mu pomóc. Jest odrzucany i pogardzany. W końcu chłopiec nie wytrzymuje presji, zaczyna się buntować, przestaje chodzić do szkoły. Zostaje więc wysłany do szkoły z internatem. To jeszcze bardziej deprymuje Ishaana - jeszcze bardziej zamyka się w sobie, a świat powoli zaczyna tracić kolory. Jednak znajduje przyjazną duszę - nauczyciela rysunku, który rozumie chłopca i pragnie mu pomóc...


Trailer

Film ten jest znakomity! Polecam go każdemu. Oglądałam go już jakiś czas temu i pokusiłam się o to by zobaczyć go jeszcze raz. Powiem szczerze drugi raz go oglądając, podobał mi się jeszcze bardziej. Aamir Khan to geniusz, nie dość, że rewelacyjny aktor to znakomity z niego reżyser, jak na jego debiut reżyserski ten film jest fenomenalny. Ten film porusza do głębi, zachęca człowieka do przemyśleń. Mi to zajęło nawet parę dni. W ogóle brak mi słów aby wyrazić to jakie wrażenie pozostawił na mnie ten film. Jest on na liście moich ulubionych na pierwszym miejscu i chyba dość szybko się to nie zmieni. Co sprawiło, że ten film jest taki znakomity i poruszający? Na pewno cudowna muzyka i piękne, wzruszające teksty. Na pewno genialna gra aktorska nie tylko Aamira lecz również młodego głównego bohatera - Darsheel, jego gra zachwyca jego naturalnością. Razem z nim czujemy ból i radość. Po zakończonym seansie dostałam natchnienia by znowu malować, czego już bardzo dawno nie robiłam, a lubię to bardzo. Przez większość filmu miałam łzy w oczach ze wzruszenia, więc trzeba zaopatrzyć się w chusteczki. Film ten bardzo gorąco polecam, warto mu poświęć chwilę uwagi. Nie jest to typowy film bollywoodzki, więc nie ma się czego obawiać jak ktoś nie lubi takiego typu filmów.
Zamieszczam tylko dwie piosenki, aby dużo miejsca nie zajmować, chociaż trudno było mi wybrać bo wszystkie są piękne do reszty daję tylko linki, kto będzie chciał je zobaczyć to sobie kliknie :)

Jame Raho (Dopasuj się)
Mera Jahan (Mój świat)
Meri Maa (Moja Mamusiu)
Bheja Kum (Jesteś taki tępy)
Kholo Kholo (Otwórz drzwi)






Tytułowa piosenka Taare Zameen Par - Gwiazdy na ziemi, a tutaj jej tłumaczenie:

Przyjrzyj się im, niczym świeże krople rosy
Przytulone do liści
Dary niebios
Rozciągając się, obracając, ślizgając i przesuwając
Iskrzą śmiechem niczym delikatne perły
Nie straćmy tych gwiazd na ziemi
Jak słońce w zimowy dzień
Obmywa złotem podwórze
Tak oni wypędzają mrok z naszych serc
I rozgrzewają nas do szpiku kości
Nie straćmy tych gwiazd na ziemi
Jak sen złapany za powiekami
Wśród wielu innych słodkich marzeń
W takim śnie rodzą się anioły...
Niczym kolorowe fontanny
Niczym motyle wśród kwiecia
Niczym bezinteresowna miłość...
Napływają falami nadziei
Są zaraniem snów
I nieustannym zachwytem...
Nie straćmy tych gwiazd na ziemi
Na ociężałej mrokiem piersi nocy
Siedzą niczym płomień rozpraszający ciemność
Wypełniając powietrze aromatem sadu
Niczym kalejdoskop niezliczonych barw
Niczym kwiaty wyciągające się ku słońcu
Niczym tony fletu w leśnej głuszy
Są powiewem orzeźwiającego powietrza
Rytmem i muzyką życia...
Nie straćmy tych gwiazd na ziemi
Niczym sąsiedzkie stosunki
Niczym pąki gotowe do rozkwitu
Niczym podmuch wiatru zaplątany w Twojej dłoni
Są dobrodziejstwem dla nas, dorosłych...
Nie straćmy tych gwiazd na ziemi
Czasem doświadczeni ponad swój wiek
Inni jak beztroski potok
Lub mnogość niewinnych pytań...
Jak śmiech rozbija ciszę
A uśmiech rozświetla twarze
Są niczym boskie światełko
Które opromienia wybranych...
Niczym tańczący na jeziorze księżyc
Niczym troskliwe ramię pośród tłumu
Niczym bulgoczący strumień, spieniony i rozchichotany
Niczym słodki czas popołudniowej drzemki
Niczym przyjemność ciepłego dotyku
Niczym radosne nuty rozbrzmiewające w Twoich uszach
Niczym delikatna mgiełka deszczu...


środa, 16 września 2009

Jak to się zaczęło....




W końcu postanowiłam coś napisać. Długo się za to zabierałam, bo już chyba będzie z 2 tygodnie. Niestety nie wiem co ja robię z tym moim czasem, bo nie potrafiłam się za to zabrać. Dziś postanowiłam wykorzystać moją nie dyspozycję przez którą nie poszłam dziś do pracy, aby coś napisać. Napiszę dziś o czymś przyjemnym, aby znowu nie marudzić jak to mam w zwyczaju robić :) Tak więc napiszę jak się zaczęła moja przygoda z PINem ;) W te wakacje, a dokładniej w czerwcu minęły 3 lata jak jestem ich fanką :) Niby tylko tyle a wydaje mi się jakbym słuchała ich od zawsze :) A zaczęło się od piosenki "Wina mocny smak", którą to usłyszałam w radiu, a to dzięki temu, że byłam wtedy na stażu w Urzędzie Skarbowym i zostałam przydzielona do takiego pokoju gdzie nie odbierało żadne radio tylko Radio Katowice, na początku mnie denerwowało bo dużo w nim gadali. Ale gdy usłyszałam w nim pierwszy raz "Wina mocny smak" i zaraz mnie zauroczyła ta piosenka. Bardzo często mogłam ją usłyszeć w tym radiu. Ciekawiło mnie co to za zespół. Udało mi się kiedyś w końcu usłyszeć, że to zespół PIN. Myślę sobie, że chyba gdzieś kiedyś słyszałam tą nazwę. Potem okazało się, gdy puścili "Bo to co dla mnie" skojarzyłam, że to ten sam głos (nie mylił mnie mój słuch :)) przypomniało mi się, że gdzieś słyszałam tą piosenkę. Gdy miałam chwilę czasu w pracy to skorzystałam z internetu i wyszukałam sobie informacje o zespole PIN, trafiłam również na ich stronę. No i już wszystko skojarzyłam że parę razy w życiu trafiłam na ich wykonania m.in. Gdy Andrzej był w Szansie Na Sukces i mówił, że śpiewa w Zespole PIN i wykonał właśnie tam piosenkę "Bo to co dla mnie", bardzo wtedy spodobała mi się ta piosenka i głos Andrzeja, nawet wtedy mama mi na to zwróciła uwagę, że bardzo ładnie śpiewa ;) Przypomniało mi się również, że Endi śpiewał "Kolędę dwóch serc" w koncercie Święta Święta no i również rok później jako zespół PIN w tym samym koncercie śpiewali "Święty czas (uwielbiam). Więc tak PIN ciągle przewijał się jakoś, tylko o nim zapominałam. Ale w wakacje 2006 pozostał już w mojej pamięci na bardzo długooo :) We wrześniu miałam w domu w końcu zainstalowany internet i wtedy, mogłam spokojnie pogłębiać wiedzę na temat PINu, zapisałam się na forum (szkoda, że go nie ma, było to bardzo przyjemne miejsce) gdzie całkowicie pochłonął mnie PINowy świat, poznałam tam kochane Foremki. Nie wiedziałam, że jest tyle wspaniałych osóbek :) Zapisałam się również do Fan Clubu, gdzie otrzymałam mój własny pin: 0104. Potem bardzo chciałam mieć PINową płytkę "0001", zakupiłam ją z początkiem 2007 roku gdy już nazbierałam na nią pieniądze, a ciężko było, bo zawsze były inne wydatki. Jednak udało mi się to zrobić i mogłam w końcu zamówić sobie tą płytę. Gdy ją dostałam do rąk zaraz musiałam ją przesłuchać, i mnie zauroczyła. Piosenką która pierwsza mi się spodobała była nią piosenka "Ja wiem, że są", może dlatego, że byłam wtedy w dziwnym stanie, i zaczęłam w końcu wierzyć w to, że"ja wiem, że są daleko gdzieś Ci ludzie co wołają mnie..." Dlatego też nazwałam tak mojego bloga, nie miałam pomysłu na nazwę więc z sentymentu do tej piosenki tak go oto nazwałam. Następnie w tym oto też roku był występ Endiego w Opolu i jego wspaniałe wykonanie piosenki "Anna Maria", byłam wtedy zachwycona. Między czasie udało mi się zarazić ich muzyką parę osóbek z klasy m.in. Alę, Kasię i Marysię. W tym samym roku udało mi się spełnić marzenie i pojechać na ich koncert w październiku na Festiwalu Stróżów Poranka, był to niesamowity koncert. Poznałam wtedy w końcu parę foremek :) Później był szalony Sylwester z Foremkami w Krakowie i na przywitanie Nowego 2008 Roku piękne wykonanie Andrzeja i Alicji Węgorzewskiej "Time to say goodbye". W 2008 w końcu ukazała się długo wyczekiwana "Muzykoplatyka", na która ciągle oszczędzałam kasę i ją wydawałam :D Ale było warto czekać, po pierwszym przesłuchaniu nie wiele utworów zapadło mi wtedy w pamięć, ale im więcej razy jej słuchałam tym bardziej mi się podobała. W tym roku w czerwcu udało mi się w końcu pojechać na drugi koncert no i w sierpniu na niespodziewany trzeci :) Jeszcze czeka październik i niesamowity koncert w Chorzowie :) Już nie mogę się doczekać :) Mam nadzieję, że wszystko się uda, bo ja to mam niestety szczęście do różnych przeszkód które staja mi na drodze.

Tak więc kończę tą moją chaotyczna wypowiedź, pewnie i tak nie napisałam tego wszystkiego co chciałam :) Dziękuję Bogu, że dał mi poznać PINową muzykę, która urzekła mnie "prawdziwością", wspaniałymi tekstami, które są mi bliskie, wspaniałą muzyką no i wspaniałymi osobami tworzącymi ten zespół, które nie tworzą komercyjnego zespołu i nie wstydzą się również swojej wiary i przekonań. Ich utwory towarzyszą mi prawie każdego dnia (czy to w samochodzie, w odtwarzaczu) w ciężkich i w tych łatwiejszych chwilach, dodają mi sił... Taki zespół to skarb :) Dzięki nim mogłam poznać (mimo, że głównie wirtualnie) wiele dobrych duszyczek :) Mówiąc szczerze na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie życia bez muzyki PINu... Zawsze jakaś muzyka z czasem się mi znudziła, jednak z PINem jest na odwrót z biegiem czasu coraz bardziej mnie zachwyca. Zarażam wszystkich dookoła muzyką PINu. Pamiętam jak dziś, jak moja siostra nie potrafiła zrozumieć mojego zamiłowania do ich muzyki. Jedyną piosenką, którą uwielbiała i ma to do dziś jest "Miłość tak piękna". Po czasie sama zaczęła ich słuchać i teraz wydaje mi się, że jest większą fanką ode mnie ;) Sama mnie ciągnie na koncerty :)

Ciekawa jestem jak u Was zaczęła się przygoda z PINem ;) ???

Pozdrowionka dla tych, którym chce się to czytać ;)

wtorek, 25 sierpnia 2009

Koncert PIN i Feel - nagrania















Koncert Feel - Memoriał Racibórz



Byłam jednak na tym koncercie Feelu. Umówiłam się w ostatniej chwili z koleżanką Marzeną. Był to nasz drugi wspólny koncert Feela. Umówiłyśmy się na rynku po 19 i poszłyśmy jeszcze na dobre lody do Gelatopiu i w kolejce za nami okazało się, że słyszę "dzień dobry" odwracam się, a tam bliźniaki z przedszkola gdzie byłam na stażu, miło było ich znowu zobaczyć. Potem udałyśmy się powoli w stronę stadionu. Byłyśmy tam koło 20 więc znalazłyśmy nawet dogodne miejsce dość blisko sceny. W oczekiwaniu na koncert gadałyśmy i obserwowałyśmy ludzi skakających na Bangi. Koncert odbył się później ponieważ Feela przyjechał prosto z Sopotu. Tak więc zaczęli parę min po 21. Rozpoczęli piosenką "W ciemną noc" a potem nie wiem co było kolejno i wszystkich tytułów nie znam moja wiedza zakończyła się na pierwszej płycie :) Było jeszcze "W odpowiedzi na twój list", "Rano kawa budzi mnie", "To długa rzeka", "Jest już ciemno", "Jak Anioła głos", "Pokaż na co cie stać", "Pokaż mi niebo", "Nasze słowa, nasze dni", "A w noc kiedy budzisz się" na bis było "No kochaj mnie", "Sweet Harmony" i jak dobrze pamiętam "Jest już ciemno". Koncert jak najbardziej pozytywny, zgromadziło się wiele ludzi ok 15 tys. Wszyscy świetnie się bawili śpiewali młodzi i starsi. Atmosfera była rewelacyjna. Marzyło mi się żeby i kiedyś PIN wystąpił na tej scenie i była taka rewelacyjna atmosfera. No cóż marzyć trzeba. Koncert zakończył się ok 22.30 i po nim jak co roku na zakończenie XVII Memoriału Kaczyny i Malinowskiego odbył się pokaz sztucznych ogni, piękny był. Potem tłumy zebrały się pod bramkami po autografy. Z ciekawości się tam kręciłyśmy, Marzena chciała autograf i żeby zrobić Piotrkowi z bliska zdjęcie. Jednak było ciężko najpierw siostra bawiła się w paparazziego ale ludzie tak szaleli, że nic z tego Marzenie tez nie udało się zdobyć autografu. Ja stałam z daleka i bardzo śmiesznie to wyglądało ;) Myślałyśmy, że pójdziemy już do domu ale widziałyśmy jeszcze w jednym miejscu mniej ludzi i tam spokojnie czekałyśmy, tym razem to ja byłam paparazzim i nawet zdjęcia są dobre a Marzenie i mojej siostrze udało się zdobyć autograf, tylko wygląda on raczej jak ślaczki :) Cóż zadowolone po koncercie udałyśmy się do samochodów i pożegnałyśmy i każda wróciła do swojego domku. Z siostra dotarłyśmy do domu ok 23.30. Koncert uważam za udany, pełen pozytywnej energii. Dzięki Marzenko i kochana siostrzyczko za wspólną zabawę :* Żałuje tylko, że nie spotkałam się z Beatą, taka strata, szkoda, że nie wiedziałam, że też będziesz. No cóż pewnie będzie jeszcze okazja aby się spotkać, na PINowym koncercie oczywiście :)




Więcej zdjęć mojej roboty niestety jest w galerii, w osobnym poście zamieszczam filmiki z Koncertu PINu i Feelu ;) słaba jakość ale kto chce może zobaczyć, dźwięk nie najgorszy ;) trochę za dużo się ruszałam.



Pozdrowionka :*

niedziela, 23 sierpnia 2009

Koncert PINowy - Gliwice

Nie ma to jak spontaniczna decyzja. Myślałam, że w tym roku to już pewnie na żaden koncert PINu nie uda mi się wybrać. Jednak cuda się zdarzają :) W czwartek dowiedziałam się, że w sobotę jednak nie będę musiała iść do pracy. Tak więc sprawdziłam czy są jakieś autobusy do Gliwic w końcu to niedaleko ode mnie. Jakimś cudem znalazłam tam i z powrotem. Jeszcze pozostało mi tylko sprawdzić gdzie dokładnie znajduje się to lotnisko i jak się tam dostać. O dziwo nawet znalazłam jakieś połączenia ale tak styk. Więc postanowiłyśmy z siostrą, że jedziemy nawet ciocię postanowiłyśmy zabrać, bo powiedziała, że chce też z nami kiedyś jechać. Tak więc się zgodziła jechać z nami.


W sobotę powiem szczerze od rana miałam jakieś wątpliwości czy aby na pewno jechać, bo te połączenia były nie zbyt ciekawe, myślałam, że pewnie nie zdążymy na autobus w kierunku tego lotniska a potem następny był później to byśmy się spóźniły dość trochę. Miałam wątpliwości czy to ma sens i ogólnie nie miałam jakieś weny na koncert. Miałam zły dzień po prostu. Jednak pojechałyśmy, miałyśmy o 16.10 autobus, tylko coś punktualnie nie jechał i już miałam na powrót czarne myśli. Jechałyśmy same z siostrą i tak się wlókł ten autobus że nas skręcało. W Rudach dołączyła do nas ciocia. Po drodze wsiadło jeszcze z 3 ludzi i jedna babka chciała żeby autobus właśnie zatrzymał się na przystanku w Trynku gdzie miał być koncert, tylko kierowca trochę marudził bo tam się nie miał zatrzymać. Gdy właśnie tam dojeżdżaliśmy patrze i widzę ulice Toruńską gdzie jest to lotnisko i za chwilę znak Trynek i kierowca się zatrzymał tej kobiecie, a myśmy udały się za nią :) Wiedziałam mniej więcej gdzie jesteśmy bo dokładnie przestudiowałam mapę, miałam też ją ze sobą więc szybko znalazłyśmy cel naszej podróży czyli lotnisko. Jeszcze dla pewności odszukałyśmy przystanek z którego możemy się dostać w kierunku PKSu, sprawdziłyśmy autobus powrotny i ruszyłyśmy w kierunku lotniska. Byłyśmy na miejscu gdzieś ok 17.50 więc za oszczędziłyśmy trochę czasu i nerwów tym, że udało nam się wcześniej wysiąść :) Gdy byliśmy pod sceną zaczęło padać (ja zawsze ściągam deszcz na koncerty, na każdym co jestem to musi padać czy mocniej czy lżej ale pada) na scenie śpiewali artyści (chyba byli to aktorzy z Teatru Muzycznego) piosenki z HSM - tylko, że po polsku i po zakończeniu właśnie zapraszali na musical do Teatru Muzycznego. W końcu po tym jak prowadzący rozdał kilka nagród w konkursach kilka min po 18 na scenie pojawił się PIN i jak zawsze rozpoczęli "Winem i śpiewem" :) potem kolejno było"Bo to co dla mnie", "Wina mocny smak" no i "Miłość tak piękna" z Olą na kanapie (moja siostra biedna się tak głosiła i niestety nie została wybrana) Podczas tej piosenki okazało się, że przed nami niedaleko stoi Beata, Ewelina i Ania więc do nich dołączyłam i do końca się z nimi bawiłam- miło było Was znowu zobaczyć i chwile się z Wami pobawić :) Potem było "Pójdę pod wiatr", "Konstelacje", "Siedem nocy biegu wstecz", "Drugi raz tak myślę" no i niezwykłe "O sole mio" ciągle nie umiem się nadziwić głosem Andrzeja, ciocia też była pod wrażeniem ;) kolejna fanka ;) Jeszcze potem było "Niekochanie" i "Route 66" i koniec niestety ponieważ czekał kolejny koncert w Chełmie Śl. Jednak PINowcy wyszli na bis i zaśpiewali "Konstelacje" no i tym razem był na prawdę koniec. Udało mi się jeszcze przywitać przelotem i poznać w końcu Anetę Ch. nie wiedziałam, że jesteś taka malutka :) Miło było ale się skończyło. Pożegnałyśmy się z Foremkami. Koncert ogólnie rewelacyjny tylko ludzie nie za bardzo się bawili, tylko na nas dziwnie patrzyli jak szalałyśmy i śpiewałyśmy...


Koncert skończył się akurat tak abyśmy spokojnie mogli dojść na autobus, na przystanku jeszcze widziałyśmy jak przejeżdżał PINowy busik. Potem nawet bez problemu dojechałyśmy do celu i trafiłyśmy na PKS. NA dworcu kupiłyśmy sobie coś do zjedzenia i o 20.40 ruszyłyśmy w stronę Raciborza. W Rudach opuściła nas ciocia, myślałyśmy, że dalej pojedziemy znowu same. Jednak tak nie było, trochę niestety poobjeżdżałyśmy. W Raciborzu byłyśmy parę min po 22 akurat tłumu szły z koncertu naszej krajanki Ani Wyszkoni z zespołem "Łzy" (my to zawsze robimy coś na odwrót, ostatnio były Dni Raciborza i koncert Kasi Kowalskiej, a my jechałyśmy na Dni Pszowa na koncert PINu. Teraz u nas był Memoriał Kaczyny i Malinowskiego i znowu gdzieś pojechałyśmy na Piknik Militarny do Gliwic ;) No cóż jak w naszym mieście nie ma nic interesującego to trzeba jechać gdzieś dalej) Tak więc jak dojechaliśmy na PKS to szybko udałyśmy się do samochodu bo strasznie lało i ok 22.30 byłyśmy już w domku. Koncert był rewelacyjny, tylko trochę krótki, no i ten deszcze mógł nie padać. Ale i tak PINowa energia była i to jest najważniejsze. A myślałam, że nie usłyszę szybko PINowej muzyki life, a tu taka niespodzianka :) "Czekam tylko na te dni" :D:D:D
Zdjęć parę zrobiłam ale są nieciekawe, są w galerii, kto chce może tam zajrzeć TUTAJ ;)

A dziś wybieram się na koncert Feel (chociaż jakoś mi się dawno znudzili) żeby nie było, że do własnego miasta nie chodzę na koncerty ;) patriotyzm lokalny musi być ;) Na pewno nie będzie tak jak wczoraj ale zawsze to jakaś muzyka na żywo. Może się kiedyś doczekam, że do Raciborza zawita w końcu PIN...

Pozdrowionka

środa, 5 sierpnia 2009

Stephenie Meyer "Intruz"

W ostatnim czasie skusiłam się aby przeczytać książkę Stephenie Meyer "Intruz". Najpierw przeczytałam całą sagę "Zmierzchu" oczywiście bardzo mi się spodobała. Po jakimś czasie pomyślałam aby przeczytać jej kolejną książkę, jednak miałam sceptyczne nastawienie do niej. Myślałam, że pewnie nie będzie taka ciekawa. Tym bardziej, że to gatunek science-fiction, który mnie nie za bardzo interesuje. Jednak najpierw sprawdziłam w internecie komentarze na temat tej książki i były same pozytywne opinie więc moja moja ciekawość się wzmogła jaką tą historię mogła stworzyć :) i musiałam ją przeczytać. Tak więc nie rozczarowałam się. Gdy tylko się za nią zabrałam (może początek się zbytnio dłużył) dosłownie ją pochłonęłam. Nie mogłam się od niej oderwać. Ta książka jest rewelacyjna, powiem szczerze, że nawet się popłakałam. A ta wyobraźnia, którą ma autorka jest niezwykła. Po przeczytaniu stwierdziłam, że jest nawet lepsza od całej sagi "Zmierzchu". To niezwykła historia o potędze miłości i istocie człowieczeństwa. Książka ta jest uważana za thriller psychologiczny jest mroczna atmosfera, intrygi oraz walka psychologiczna która rozgrywa się pomiędzy głównymi bohaterami. Jednak ten świat nie jest przerażający wręcz przeciwnie jest pełen nadziei. Może to dlatego ta książka tak bardzo mi się spodobała, bo w ostatnim czasie jestem w ciągłym dołku. Więc ta lektura była dla mnie oderwaniem od rzeczywistości i zarazem dużą dawką nadziei... Po przeczytaniu jej długo o niej myślałam. Z całego serca polecam :) niech nie odstrasza Was jej objętość :)




Fabuła

Ziemia, czasy współczesne. Kontrolę nad światem przejmują obce istoty zwane duszami, które, po przejęciu ludzkich ciał, wiodą w nich normalne życie. Chociaż dusze są łagodne i dobre, ich "żywiciele" nierzadko stawiają opór. Jedna z ostatnich wolnych istot ludzkich, dwudziestoletnia Melanie Stryder, zostaje schwytana; w jej ciało wprowadza się dusza o imieniu Wagabunda, której zadaniem jest wydobyć z pamięci Mel szczegóły dotyczące miejsca ukrycia innych wolnych ludzi. Okazuje się jednak, że Melanie jest bardzo silną i waleczną istotą i nie zamierza dać się stłamsić. Odgradza swoją pamięć grubym murem od Wagabundy i toczy z nią walkę o kontrolę nad ciałem. Nie jest w stanie nad nim władać, ale jej umysł wciąż pracuje. Cierpiąca z powodu utraty ukochanego Jareda oraz brata Jamiego Melanie niechcący podsuwa Wagabundzie coraz to nowe wspomnienia. Stopniowo Wagabunda i Melanie stają się sojuszniczkami i razem wyruszają na pustynię, na poszukiwanie Jareda, Jamiego i ostatnich "niezamieszkanych" ludzi. Kiedy już ich znajdują, rozpoczyna się mozolna walka o zdobycie zaufania i przekonanie, że intruz ma dobre zamiary...

Do Intruza powinno być dołączane ostrzeżenie: ta książka wciąga po uszy i spędza sen z powiek. Nie przestaniesz o niej myśleć nawet po skończeniu lektury. Stephanie Meyer po mistrzowsku snuje opowieść i odmalowuje postacie.
Ridley Pearson


Stephanie Meyer to wyjątkowa pisarka – opowiada historie zarazem mroczne i pełne światła. Choć jej postacie wiele cierpią, powieści Meyer są pełne optymizmu i nadziei.
Orson Scott Card


Niezwykły, fascynujący thriller psychologiczny. Po lekturze Intruza wyrażenie “bratnia dusza” nabiera nowego, zaskakującego znaczenia!
Katherine Neville


niedziela, 12 lipca 2009

Trafiona przez piorun



Książka traktuje o pewnym fakcie, zdarzeniu, które zostało dobrze udokumentowane a miało miejsce w 1995 r. Pani dr Gloria Polo jest Kolumbijką, dentystką, która wskutek wypadku „umarła”, to znaczy była tak poważnie ranna, że przez kilka dni znajdowała się w śpiączce i przy życiu podtrzymywały ją tylko szpitalne urządzenia medyczne. Gdyby je wyłączono, natychmiast umarłaby. Opiekujący się nią lekarze spisali ją już całkowicie na straty i chcieli odłączyć aparaturę. Jedynie jej siostra, która również jest lekarzem, obstawała za tym, by urządzenia nadal pracowały. Podczas śpiączki Gloria Polo znajdowała się po drugiej stronie rzeczywistości, w zaświatach. Dzięki Bożemu Miłosierdziu zawdzięcza odnowione ciało i mistyczne przeżycia, które pozwoliły jej na wgląd do własnej „Księgi Życia”. Z drugiej strony rzeczywistości, mogła powrócić do życia, by dać świadectwo tym, którzy nie potrafią uwierzyć. Przyniosła nam stamtąd niezwykle ważne orędzie. Lepiej sami przeczytajcie je bezpośrednio z jej ust.

Fragment: "W tym dniu - był to deszczowy piątek - szliśmy razem z moim mężem w stronę wydziału stomatologii, by wziąć parę potrzebnych książek. Ja i mój siostrzeniec szliśmy razem pod małym parasolem. Mój mąż miał płaszcz nieprzemakalny i szedł wzdłuż muru głównej biblioteki, by uchronić się przed deszczem. Podczas gdy omijaliśmy kałuże, nie zauważyliśmy, jak zbliżyliśmy się do alei drzew i gdy przeskakiwaliśmy większą kałużę, trafił w nas piorun, który był tak silny, że się zwęgliliśmy. Mój siostrzeniec umarł na miejscu..."



Tą książkę jakiś czas temu poleciła mi przeczytać moja koleżanka Kasia (dzięki :*). Tak więc po jakimś czasie ją w końcu pobrałam i przeczytałam. Wrażenia miałam napisać zaraz po tym ale jakoś tak się złożyło i tak się nie stało, więc postanowiłam napisać o tym teraz. To świadectwo wywarło na mnie ogromne wrażenie, nie umiem tego nawet opisać słowami. Na pewno dało mi wiele do myślenia, zastanowiłam się nad swoim życiem. To jak postępuje, że ma ogromny wpływ na otaczający nas świat, a nie tylko na nasze życie. Po tej książce staram się zmienić życie, chociaż jest to ciężkie. Po przeczytaniu tej książki nie potrafiłam zasnąć, ciągle myśląc. Polecam gorąco to świadectwo. Chociaż szukając informacji na ten temat trafiłam na wile stron i forum gdzie ludzie nie wypowiadali się dobrze na ten temat, wręcz było tam bardzo mało wypowiedzi ludzi, którzy w to wierzą, były głownie same wypowiedzi które to wyśmiewają. W końcu każdy ma wolną wole i wierzy w to co chce, nie ma przymusu. Dla mnie to wydarzenie jest wiarygodne i w to wierzę. Wiara waśnie nie opiera się na jakiś rzeczach namacalnych, które da się udowodnić naukowo itp. Jeszcze raz polecam, bo na prawdę warto.

Strony z których można pobrać lub przeczytać świadectwo (książka nie jest długa):

wtorek, 7 lipca 2009

Dziś krótko, bo zamieszczam tylko bardzo fajny teledysk, który mi się spodobał (szczególnie pomysł) i poprawił mi trochę humor Jest taki wesoły i kojarzy mi się z wakacjami... Sami zobaczcie

niedziela, 5 lipca 2009

No i pół roku minęło...

W czwartek o godzinie 12 dokładnie minęła połowa roku 2009 Jednak ja nie czuję aby minęło dopiero pół roku, czuję jakby co najmniej minął rok albo znacznie więcej. Jak dla mnie w tej połowie zbyt dużo się działo w moim życiu, pewnie dlatego takie mam dziwne odczucia. Mimo tego to i tak ten czas szybko jak dla mnie ucieka, dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem. Starzejemy się z dnia na dzień, a nawet tego nie zauważamy. Kiedyś jak byłam dzieckiem to te dni wręcz ciągnęły się niemiłosiernie w nie skończoność (szczególnie w roku szkolnym, nigdy nie potrafiłam się doczekać wakacji) a teraz nie wiem czas przecieka mi między palcami... Chwilami mnie to przeraża, myślę sobie, że nie wykorzystuje w pełni danego mi czasu... Także życzę Wam i sobie aby ta druga połowa tego roku była lepsza od tej która właśnie minęła, życzę Wam dużo szczęścia i radości na nadchodzące dni


A tak na marginesie to poprzedni post był moim 100 postem. Zakładając tego bloga nawet nie myślałam, że do tylu dobije. Jednak udało mi się dotrzeć do tej setki, czyli bardzo dużo głupot tutaj napisałam niżeli to przewidywałam i nawet znaleźli się tutaj tacy którzy to czytają to co naskrobię za to Wam wielkie dzięki, że to znosicie. Czasem pisząc notki nie myślę o tym, że ktoś to będzie czytać, piszę bo mi to pomaga, działa to na mnie terapeutycznie.
Dziś trochę krótko, ale postaram się za niedługo o czymś napisać o czym już myślę od dawna ale nie umiem się do tego zabrać.

Pozdrowionka

Cytat:

"Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie jak go wskrzesić."

— Albert Einstein (1879-1955)

niedziela, 28 czerwca 2009

Zabrakło sił na tytuł...

Dawno nie marudziłam, więc chyba nadszedł czas aby dać w końcu upust tym moim złym emocjom. Więc dziś pesymistycznie. Będzie krótko zwięźle i na temat ;) Także nie ma co się obawiać, nawet nie liczę na to, że ktoś będzie to czytać, chce to po prostu wyrzucić z siebie i tyle. Tak więc ostatnio czuję się ogólnie beznadziejnie, nie mam ochoty i sił na nic. Dzieje się tak głównie (tak mi się wydaje) za sprawą mojej "cudownej" pracy, która wysysa ze mnie ostatki sił, głównie za sprawą stresu. Wydawało się, że będzie to praca "lajcikowa". Jednak jest wręcz przeciwnie, wymagania mi stawiane mnie przewyższają i widzę, że nie dam rady zaspokoić wymagań przełożonych aby wypełnić normę umówionych spotkań na dany dzień. Przede wszystkim cały czas muszę walczyć ze swoim charakterem, jestem zazwyczaj osobą spokojną, nie mówię za głośno i nie umiem ludzi do czegoś przekonywać. A przy telefonie to wszytko muszę robić, bawić się głosem, być odważna i iść do przodu- ciągle to powtarzają - tylko, że ja walczę sama ze sobą w tym momencie, staram się ale raczej mi to nie wychodzi, to jest silniejsze ode mnie. Dlatego codziennie idę do pracy jak na skazanie, rano nie umiem już jeść śniadania, w ogóle ostatnio straciłam apetyt. Mam problemy z żołądkiem pewnie od tego stresu. W nocy śni mi się praca i dzwonienie, nie jest to jeszcze horror ale thriller na pewno. Nie wiem jak długo dam radę. Myślę sobie, że to co mówią jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie i ogólnie pomyślę sobie, że mi to lotto. Niestety ja taka nie jestem, jak coś robię to staram się dać wszystko z siebie, aby nic sobie nie zarzucić, i inni byli ze mnie zadowoleni, ale pewnie to i tak tak nie wygląda. Dlatego każda uwaga mnie wkurza i boli, bo wygląda to właśnie tak jakbym to olewała, ale oni porostu nie widzą, że się do tego nie nadaje. Może po prostu nie nadaje się do niczego... Jeszcze nie pomaga mi w tym wszystkim ta nasza cudowna pogoda, chwilami myślałam, że to już chyba jesień, że najzwyczajniej lata w tym roku nie będzie. Czuję się jakbym wpadła w totalną jesienną depresję, której dawno albo wcale nie miałam, bo sobie tego faktu nie przypominam. Próbuje się jakoś z tego wyrwać, myśleć jakoś pozytywnie, ale ciężko mi to wychodzi, nawet myślę, że mi się udało ale to jeden krok do przodu, a zaraz dwa do tyłu. Nawet nie ma takiego entuzjazmu aby oglądać filmy, zniechęcam się po paru minutach. Słuchanie muzyki też nie pomaga, kompletnie się wyłączam, może czasem mi się uda skupić i trochę się odprężę. Albo siedzę przed kompem i nie wiem co robić bo również nawet nie ma sił klikać myszką albo siedzę w ciszy w swoim pokoju i totalnie nic nie robię. Chciałabym się jakoś wyrwać z tego stanu beznadziei albo nie umiem. Przeraża mnie to, że trwa to tak długo. Mam nadzieję, że szybko to minie i następna notka będzie już bardziej optymistyczna.

Miało być krótko i znowu rozpisałam się niepotrzebnie. Pewnie i tak nikt nie połapie się w tym co napisałam... ale ulżyło mi, że wyrzuciłam to z siebie i nie dusze tego już w sobie. Teraz muszę odetchnąć przed jutrem, dlaczego ten weekend musi być taki krótki...

Pozdrawiam