środa, 31 marca 2010

Wiara - wywiad z Andrzejem Lampertem w GN

Pin do Triduum
rozmowa z Andrzejem Lampertem
Wielki Czwartek Marcin Jakimowicz: Należysz do grupy facetów, którym biją brawo. Czy łatwo Ci przyjąć Jezusa, który na kolanach myje uczniom stopy? 
Andrzej Lampert: – Uczę się Go przyjmować. Z dnia na dzień. Ale niełatwo przyjąć tak pokornego Boga. Nie potrafię sobie wyobrazić Jezusa, który umywa mi nogi. Wszystko przede mną… To proces związany z nawróceniem. Pierwszy obraz Boga, który nosiłem w sercu, to sędzia, Ktoś, kto grozi palcem i karze za grzechy. Miałem zresztą ogromny problem z obrazem Boga. Bardzo dotknęły mnie słowa Jezusa: „Kto widzi Mnie, widzi Ojca”. Mogłem wyobrazić sobie twarz Jezusa, a przez nią niejako spojrzeć w oczy samemu Bogu. Rekolekcje ignacjańskie, z których wróciłem przed tygodniem, pozwoliły mi kolejny raz doświadczyć dziecięctwa Bożego. To dla mnie najtrudniejsze: poczuć się dzieciakiem Boga. Miałem ogromne problemy, gdy słyszałem, jak ktoś mówił obok mnie: „Tato”, „Tatusiu”. Było to dla mnie niezrozumiałe, infantylne. Nie rozumiałem źródła tej ufności.

Otwarcie opowiadasz o tym, że nie wyobrażasz sobie życia bez Eucharystii. Wielu Twoich rówieśników omija niedzielne Msze szerokim łukiem…
– Wiedziałem, że kiedy wejdę na pewne tory, muszę trzymać się Mszy i sakramentów. Bez nich nie ma życia. To nie jest dla mnie pusty slogan. Nie jestem herosem, widzę swą wielką nędzę, a Eucharystia jest dla mnie pokarmem. Bez niej usechłbym jak trawa. Jestem w drodze. To jest tak jak w akcie strzelistym: „Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak…”. Gdy w niedzielę jestem na trasie, idę na Mszę. Ludzie, z którymi współpracuję, już się do tego przyzwyczaili.

Nie spotykasz się z szyderką? Ironicznymi uwagami?
– Nie. Na Eucharystii staram się wtopić w tłum, być anonimowy. A nawet jeśli mnie ktoś rozpozna, to raczej słyszę ciepłe słowa: „Cieszę się, że jesteś”. Staram się nie prowokować ludzi swoim zachowaniem, by ktoś nie zarzucił mi, że to wszystko to jedna wielka „lanserka”. Odkrywam stopniowo, że można być normalnym człowiekiem, chrześcijaninem i żyć w nieświętej branży. Ratują mnie Msza, sakramenty, wspólnota. 

Smak słowa
rozmowa z Andrzejem Lampertem
Wielki Piątek Marcin Jakimowicz: Od kilku lat śpiewasz w czasie wielkopiątkowej Męki Pańskiej. Drżał Ci kiedyś głos ze wzruszenia?
Andrzej Lampert: – To zupełnie inne śpiewanie niż na scenie. Wszyscy w kościele są zasłuchani, zatopieni w Słowie, a ty jesteś jedynie przekaźnikiem. Jasne, że starasz się to zrobić jak najczyściej, jak najlepiej pokazać charakterystykę postaci, ale ostatecznie nie ty jesteś najważniejszy. Zawsze w momencie śpiewania „Pasji” próbuję wyobrazić sobie te sceny. Coraz bardziej jestem świadomy tego, co robię. Z roku na rok przeżywam Wielki Piątek mocniej, głębiej.

Od razu się zgodziłeś? Nie wstydziłeś się? „Wokalista roku” w roli Piłata…
– Nie od razu się zgodziłem. Miałem trochę wątpliwości. Pojawiła się myśl: Po co ci to? Znów będą cię pokazywać palcami. Ale przewalczyłem tę pokusę. Z wielką chęcią włączam się w przygotowanie Tridiuum, w chóralne projekty. Przez tę liturgię pogłębiło się moje przeżywanie tych niezwykłych dni. Mam okazję smakować słowa, zachwycać się nimi, wzruszać… 

Wielka cisza
rozmowa z Andrzejem Lampertem
Wielka Sobota Marcin Jakimowicz: Wielka Sobota. Uczniowie uciekli, zamknęli się w skorupie lęku, pozostawiając ciało swego Mistrza w grobie. Przerabiałeś już na własnej skórze doświadczenie tchórzostwa?
Andrzej Lampert: – Tak. Był czas, gdy ostentacyjnie uciekałem spod krzyża, choć wiedziałem, że wisi na nim sam Bóg. Ostatnie rekolekcje uświadomiły mi, jakim jestem „cienkim Bolkiem”. I jak bardzo jestem określony w czasie. Bardzo przeżyłem tam sam moment śmierci. Zobaczyłem siebie w relacji z Bogiem i ujrzałem, jaki jestem kruchy. W sferach, w których się poruszam, łatwo popaść w pychę: fani, komplementy, nagrody, sukcesy. Poza tym współczesne czasy sprzyjają wrażeniu, że jesteś nieśmiertelny. Na rekolekcjach dotknęło mnie jedno: umrę. Jeśli nie zawierzę Jezusowi, przepadnę. Wszystko to dokonywało się w górach. Wchodziłem na Gubałówkę i widziałem z góry domki, okienka, balkoniki. Maleńkie, znikome. Jesteś gwiazdą? Jesteś wielki? Nie. Jesteś dzieckiem. Samego Boga. Spojrzałem na krzyż na Giewoncie i zląkłem się…Ale potem przyszedł pokój: Jezus pokonał śmierć. Jego drogi nie są naszymi drogami. Zaufaj…

Wielka Sobota – wielka cisza. Żyjesz w rozpędzonym świecie. Trasy, płyty, koncerty. Skąd tak desperacki pomysł, by jechać na ośmiodniowe rekolekcje w całkowitej ciszy?
– Nie boję się ciszy. Szukam jej. Nie wiem, z czego to wynika. Wróciłem z rekolekcji ignacjańskich i nie potrafię znaleźć ciszy. Nawet gdy okna są pozamykane, słyszę silniki samochodów, autoalarmy. Na rekolekcjach na osiem dni wyłączyłem komórkę. Powiedziałem znajomym: nie będzie mnie przez osiem dni, i ruszyłem. Co z tego, że przepadły nagrania, programy telewizyjne… To śmieszne… 
  
źródło: Gość Niedzielny  Nr 12/2010 28-3-2010

środa, 24 marca 2010

Nostalgia Anioła



Grudzień 1973 roku. 14-letnia Susie Salmon zostaje zgwałcona i zamordowana podczas powrotu do domu ze szkoły. Dziewczynka zza światów obserwuje życie na ziemi, które toczy się dalej, teraz już bez niej. Widzi jak morderca zaciera ślady, jak rodzice nie mogą sobie poradzić z cierpieniem po stracie dziecka i jak rośnie w nich frustracja spowodowana opieszałością i nieudolnością policji w prowadzeniu śledztwa. Za pomocą metafizycznych znaków swojej obecności Susie próbuje naprowadzić ojca na ślad zabójcy. Wkrótce jednak będzie musiała zadecydować, czy dalej chce zemsty, czy woli, by rodzina pogodziła się ze stratą i odbudowała swoje relacje na nowo. 

źródło: filmweb



Film jest po prostu genialny! Jest to niesamowita, wzruszająca historia o miłości, pamięci i nadziei, która naprawdę trzyma w napięciu do samego końca i na końcu zaskakuje. Film tak mnie poruszył, że przez większość czasu miałam mglisty obraz od zbierających się łez w oczach. Ten film zapada w pamięci na długo, oglądałam go wieczorem, a potem długo o nim myślałam i nie potrafiłam zasnąć. Niesamowita muzyka, efekty specjalne, film naprawdę godny polecenia. Tego nie da się o tak opisać, trzeba to zobaczyć.

Pozdrowionka :)

niedziela, 14 marca 2010

Powrót do rzeczywistości

Wszystko co dobre niestety się kiedyś kończy, czyli mój urlop. Te dwa tygodnie minęły bardzo szybko, a czy je w pełni wykorzystałam? Hmm trudne pytanie, o dziwo to co zaplanowałam  to nawet zrealizowałam zrobiłam porządki, załatwiłam sprawy w urzędach, spotkania, zakupy. Mimo tego, że miałam wolne to spędziłam większość czasu na mieście od którego chciałam trochę odpocząć (to niestety mi się nie udało, jeszcze za każdym razem spotykałam kogoś z pracy). Tak więc nie za bardzo sobie wypoczęłam, no jedynie to od pracy, odetchnełam psychicznie. Nawet przez ten czas udało mi się w końcu trochę przytyć (śmieszne, ludzie wokół mnie się odchudzają, a ja chce przytyć ;)) czyli jednak głównie przez tą prace tracę na wadze.
Poczytałam sobie też trochę, niestety tylko 3 książki, na więcej brakło mi czasu. Z filmami jest jeszcze gorzej zaledwie zobaczyłam dwa, ale niestety stało się tak bo pochłonęło mnie oglądanie "Pamiętników wampirów" (odkryłam jego istnienie przypadkiem, cóż nie jestem ostatnio zorientowana w takich sprawach), ach jaki to cudaśny jak to określiła Mała Mi serial :) wciąga totalnie, najlepszy serial (film) o wampirach jaki widziałam, nie mogę się już doczekać 15 odcinka który będzie dopiero 25 marca. 
Cóż nudzić się nie nudziłam, robiłam głównie co chciałam, na co nie mam zawsze czasu albo już sił, dwa tygodnie to jednak za mało ale zawsze coś.
Och niestety jutro wracam do rzeczywistości. Specjalnie się nie stęskniłam za pracą :/ No i jeszcze ta wiosna nie chce nadejść :(
Na koniec mam coś na poprawę mojego i Waszego humoru ja się popłakałam ze śmiechu xD :)

Pozdrowionka :*

środa, 10 marca 2010

"Sen o Lepszym Dniu"


mam nadzieję taki sen
na realność pełną scen
takich aby nam się serca śmiały

gdy odkrywa ktoś swój los
drugi czyta pilnie bo widzi siebie w księdze jego zdarzeń
mmm...

mam nadzieję taki sen
na kochanie a nie bieg
na światowe miłości władanie
na widzenie słabych stron
swoich a nie innych wciąż
na zwyczajne ludzkie pojednanie

mmm...

i wierzę kiedyś będzie lżej
słońcem będzie nowy dzień

ciągle nam za krótki
a wieczór po nim słodki

i wierzę kiedyś spełni się
cudowny będzie dzień
lepszy niźli sen
i wstawać będę lekko
by dreptać swoją ścieżką

...rozstąpi się ciemność. 

poniedziałek, 1 marca 2010

Szeptem

Czasem zdarza się miłość nie z tego świata. Naprawdę nie z tego świata…
Patch jest tajemniczy i zabójczo przystojny. Nic dziwnego, że szesnastoletnia Nora uległa jego urokowi. Niemal natychmiast w jej życiu zaczęły dziać się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Chyba że…
Chyba że ktoś wie, że znalazł się w samym środku bitwy. Bitwy, którą od wieków toczą Upadli z Nieśmiertelnymi. O Twoje życie.

Ale cicho sza… Są tajemnice, o których mówi się tylko szeptem.




Za tą książkę zabrałam się w sobotni wieczór myślałam z racji, że mam urlop (w końcu go mam :)), że powoli będę sobie ją czytać ale niestety pomyliłam się, jak zaczęłam ją czytać, wciągnęła mnie totalnie, że nie potrafiłam się od niej oderwać. Gdyby nie fakt, że mnie już oczy bolały to bym ją w całą noc pochłonęła. Ostatnio chodzę do empika i oglądam nowości top 10, no i patrze i widzę coś innego oprócz sagi "Zmierzchu" się tam znalazło. Pierwsze co to przyciągnęła mnie rewelacyjna okładka tej książki, którą możecie podziwiać u góry no i potem krótki opis z tyłu. Myślałam, że pewnie będzie to coś w stylu "Zmierzchu" więc sprawdzę recenzje. Okazało się, że ludziom nawet bardzo się podoba, powstała nowa mania :) Więc tak mnie zaciekawiła, że musiałam ją przeczytać i sama się przekonać jaka ta książka jest (a od zawsze uwielbiam takie mroczne klimaty, wampiry i te sprawy, kryminalne zagadki, itd.) więc skusiłam się żeby ją zakupić. No i nie żałuję. Książka okazała się rewelacyjna, po pierwsze niesamowicie wciąga od przeczytania samego prologu, no i nie okazała się być kolejną opowieścią o wampirach tylko o niebezpiecznym uczuciu dziewczyny i ... (tego nie mogę zdradzić, musicie się sami dowiedzieć ;)). Jest to książka fascynująca, niepokojąca i trzyma w napięciu do samego końca, wszytko się wyjaśnia dopiero pod koniec no i zaskakuje. Jeśli ktoś szuka w książce rozrywki, relaksu, chce się przenieść na chwilę w zupełnie inny, mroczny, chwilami przerażający, a zarazem fascynujący świat to gorąco polecam. Czasem może się wydawać, że jednak ma parę rzeczy wspólnych ze "Zmierzchem" np. co rzuca się zaraz w oczy to lekcja biologii, cóż może inny przedmiot się by do tego nie nadawał, ani w jednej ani drugiej książce. Jeszcze raz gorąco polecam jako idealny sposób na odprężenie po ciężkim dniu, tygodniu itp.

Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o tej książce zapraszam do odwiedzenia oficjalnej strony "Szeptem"

Pozdrowionka :*