niedziela, 28 czerwca 2009

Zabrakło sił na tytuł...

Dawno nie marudziłam, więc chyba nadszedł czas aby dać w końcu upust tym moim złym emocjom. Więc dziś pesymistycznie. Będzie krótko zwięźle i na temat ;) Także nie ma co się obawiać, nawet nie liczę na to, że ktoś będzie to czytać, chce to po prostu wyrzucić z siebie i tyle. Tak więc ostatnio czuję się ogólnie beznadziejnie, nie mam ochoty i sił na nic. Dzieje się tak głównie (tak mi się wydaje) za sprawą mojej "cudownej" pracy, która wysysa ze mnie ostatki sił, głównie za sprawą stresu. Wydawało się, że będzie to praca "lajcikowa". Jednak jest wręcz przeciwnie, wymagania mi stawiane mnie przewyższają i widzę, że nie dam rady zaspokoić wymagań przełożonych aby wypełnić normę umówionych spotkań na dany dzień. Przede wszystkim cały czas muszę walczyć ze swoim charakterem, jestem zazwyczaj osobą spokojną, nie mówię za głośno i nie umiem ludzi do czegoś przekonywać. A przy telefonie to wszytko muszę robić, bawić się głosem, być odważna i iść do przodu- ciągle to powtarzają - tylko, że ja walczę sama ze sobą w tym momencie, staram się ale raczej mi to nie wychodzi, to jest silniejsze ode mnie. Dlatego codziennie idę do pracy jak na skazanie, rano nie umiem już jeść śniadania, w ogóle ostatnio straciłam apetyt. Mam problemy z żołądkiem pewnie od tego stresu. W nocy śni mi się praca i dzwonienie, nie jest to jeszcze horror ale thriller na pewno. Nie wiem jak długo dam radę. Myślę sobie, że to co mówią jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie i ogólnie pomyślę sobie, że mi to lotto. Niestety ja taka nie jestem, jak coś robię to staram się dać wszystko z siebie, aby nic sobie nie zarzucić, i inni byli ze mnie zadowoleni, ale pewnie to i tak tak nie wygląda. Dlatego każda uwaga mnie wkurza i boli, bo wygląda to właśnie tak jakbym to olewała, ale oni porostu nie widzą, że się do tego nie nadaje. Może po prostu nie nadaje się do niczego... Jeszcze nie pomaga mi w tym wszystkim ta nasza cudowna pogoda, chwilami myślałam, że to już chyba jesień, że najzwyczajniej lata w tym roku nie będzie. Czuję się jakbym wpadła w totalną jesienną depresję, której dawno albo wcale nie miałam, bo sobie tego faktu nie przypominam. Próbuje się jakoś z tego wyrwać, myśleć jakoś pozytywnie, ale ciężko mi to wychodzi, nawet myślę, że mi się udało ale to jeden krok do przodu, a zaraz dwa do tyłu. Nawet nie ma takiego entuzjazmu aby oglądać filmy, zniechęcam się po paru minutach. Słuchanie muzyki też nie pomaga, kompletnie się wyłączam, może czasem mi się uda skupić i trochę się odprężę. Albo siedzę przed kompem i nie wiem co robić bo również nawet nie ma sił klikać myszką albo siedzę w ciszy w swoim pokoju i totalnie nic nie robię. Chciałabym się jakoś wyrwać z tego stanu beznadziei albo nie umiem. Przeraża mnie to, że trwa to tak długo. Mam nadzieję, że szybko to minie i następna notka będzie już bardziej optymistyczna.

Miało być krótko i znowu rozpisałam się niepotrzebnie. Pewnie i tak nikt nie połapie się w tym co napisałam... ale ulżyło mi, że wyrzuciłam to z siebie i nie dusze tego już w sobie. Teraz muszę odetchnąć przed jutrem, dlaczego ten weekend musi być taki krótki...

Pozdrawiam

piątek, 19 czerwca 2009

Ciekawie albo i nie

Miałam napisać już na początku tego tygodnia, tylko zawsze się tak złożyło, że do tego nie doszłam ;) Tak więc dziś krótko napisze co tam u mnie się dzieje ciekawego albo i nie. Tak zaczniemy od pracy, może ten temat przemilczę, żeby znowu nie marudzić, powiem krótko - ciężko i nie łatwo jest.


W ostatnią niedzielę miałam okazję wziąć udział w wielkiej uroczystości w parafii mojej babci w Rudach koło Raciborza (po części i mojej, bo akurat moje korzenie chrześcijańskie stamtąd pochodzą, ponieważ tam zostałam ochrzczona i można powiedzieć tam jest mój drugi dom i parafia :) Tak więc tamten kościół dokładnej Sanktuarium Matki Bożej Pokornej (Kościół Wniebowzięcia NMP) został wzniesiony do rangi Bazyliki Mniejszej. Była to niezwykła uroczystość, na którą przyjechał sam kardynał Stanisław Dziwisz, chociaż nawet nie miałam okazji go zobaczyć bo było tyle ludzi w kościele. Był również abp. Józef Kowalczyk, metropolita górnego śląska abp. Damian Zimoń, oraz biskup opolski abp. Alfons Nossol i biskup gliwicki bp. Jan Wieczorek. Było jeszcze parę osobistości z duchowieństwa jednak nie pamiętam i setki kapłanów. Byli również przedstawiciele władz państwowych, m.in. były premier Jerzy Buzek, którego to widziałam na własne oczy :) Uroczystość była bardzo piękna, cieszę się, że mogłam brać udział w takim wielkim wydarzeniu.


Po uroczystościach kościelnych, odbył się również wielki festyn parafialny. Na który po południu nawet się wybraliśmy, choć nie wiem po co. No miałam taką nadzieję, że posłucham sobie występu młodzieżowego zespołu "Miraż" z Raciborza. Dziewczyny tak ładnie śpiewały znane przeboje, jednak ze smutkiem stwierdziłam, że ludzie niestety nie zwracali na nich uwali, nawet łaskawie brawo nie chciało im się bić. Myślałam, że ludzie przestaną na chwilę gadać i pośpiewają razem z nimi, jednak nie udało się dziewczynom do tego doprowadzić., chociaż zachęcały do wspólnej zabawy. Śpiewałam chyba tylko ja, moja siostra, mama i ciocia, czułam się jak wariatka, ale powiem szczerze zwisało mi to. Jednak długo tak nie wytrzymałyśmy bo po pewnym czasie postanowiliśmy iść już do domu, na dłuższa metę było to męczące. Ludzie są jacyś obojętni i nieczuli... Wróciliśmy do domu jak zawsze parkiem, uwielbiam tą zieleń i spokój, ten las. Lubię zachwycać się tymi małymi, a może jednak dużymi bożymi cudami. Gdy jesteśmy ciągle zabiegani nawet tego nie zauważamy, gdy zwolnimy tępo zaczynamy zauważać jaki ten otaczający nas świat jest cudowny, piękny i niezwykły. Dlatego lubię przyjeżdżać do Rud i pospacerować po lesie czy parku, wyciszyć i cieszyć się tymi chwilami. Polecam to miejsce bo jest piękne. Niestety trwa to zawsze krótko i trzeba wracać do domu. Dzień ogólnie spędziłam miło.
Jeśli chce ktoś więcej przeczytać o tej uroczystości i zobaczyć zdjęcia (bo mi się nic nie udało zrobić) to zapraszam tutaj.

Po świetnym weekendzie pomęczyłam się trochę w pracy, a w środę po pracy zaraz pobiegłam do przedszkola gdzie byłam na stażu, na pożegnanie przedszkola przez 6- latków. Byłam tam już niedawno na przedstawieniu z okazji Dnia Matki i Ojca. Tym razem również dzieciaki mnie gorąco przywitały, tylko tym razem mocniej wszyscy rzucili się na mnie aby się do mnie przytulić. Byłam otoczona i myślałam, że mnie uduszą albo się przewrócę na nich, brakowało mi tlenu i równowagi :) Jednak było to bardzo miłe, przypomniały mi się stare dobre czasy, gdy codziennie rano się na mnie rzucały z powitaniem i okrzykiem "pani Aniaaaa." Potem pani Teresa kazała im usiąść na dywanie i mieli mi zadawać pytania. Oj znalazło się ich wiele i wcale nie były takie łatwe, wiadomo jakie dzieci potrafią być dociekliwe. Na szczęście nie było ich dużo, znalazły się głównie takie pytania, dlaczego już tam nie pracuję, co zrobiłam z ich laurką którą dostałam na pożegnanie i czy ją jeszcze mam (jak mogłabym ją wyrzucić, stoi u mnie na półce i codziennie wspominam te kochane dzieciaczki, chociaż ostatnio się już przewraca, chyba nadszedł czas aby ją schować do innych prac które otrzymałam od dzieciaczków) Było też pytanie od Sebusia czy mam jeszcze jego medalion, który mi wręczył na pożegnanie. Zdziwiłam się bardzo, że prawie po 4 miesiącach dzieci pamiętają o mnie i że mi coś wręczyli. Bardzo się ucieszyłam i zrobiło mi się bardzo ciepło na serduchu. Po cudownym przedstawieniu, w którym również Artur uczestniczył bo wiedział, że otrzyma książkę z pociągiem jak będzie ładnie tańczył. Przypomniały mi się jego początki, jego zachowanie i można powiedzieć prawie po roku, jakiś postęp, jego mama miała łzy w oczach ze wzruszenia - nie dziwię się, bo sama się cieszyłam., w końcu trochę się z nim przeżyło, pół roku to nie mało. Dostałam po przedstawieniu nawet kwiatek od bliźniaków jakby nie było, oraz mały własnoręcznie zrobiony upominek. Potem sesja fotograficzna - to co "lubię". Chwila, można tak powiedzieć zabawy, przytulania, wpis do książki Sebusia ;) oj będę go długo wspominać. No i koniec. Smutno mi się zrobiło, że to już definitywny koniec, że już nawet ich nie odwiedzę, bo teraz przedszkolaki pójdą już do szkoły. Och jak dzieci potrafią dać tyle radości, na chwilę przy nich zapomniałam o zmartwieniach, o złym dniu w pracy, przy nich odżyłam... ;) Potem poszłam z Marysią coś zjeść, bo przechodząc koło kebaba mój żołądek głośno zaprotestował, w końcu od śniadania nic nie jadłam a było już po 17, tak więc zamówiłyśmy tortille i była ona ogromna, że nie potrafiłam jej zjeść - ale za to pyszna :) Potem z pełnym żołądkiem trzeba było się pożegnać i jechać do domu.
W końcu mam upragniony weekend, czas na chwilę wytchnienia. Przepraszam, że dziś notka taka bez ładu i składu, ale w mojej głowie ostatnio krąży wiele myśli (tych dobrych i złych) i trudno je zebrać do kupy ;)

Zakończę tą notkę moim ulubionym ostatnio cytatem:
"Gdyby na wielkim świecie zabrakło uśmiechu dziecka, byłoby ciemno i mroczno, ciemniej i mroczniej niż podczas nocy bezgwiezdnej i bezksiężycowej - mimo wszystkich słońc, gwiazd i sztucznych reflektorów. Ten jeden mały uśmiech rozwidnia życie." Julian Ejsmond

poniedziałek, 8 czerwca 2009

PINowo, mokro i szalono czyli KONCERT!!! + głosowanie

W końcu udało mi się wybrać na koncert PINu po 1,5 rocznej przerwie (od Festiwalu Stróżów Poranka). Nie wiem jak tak długo potrafiłam wytrzymać. Był to dopiero mój drugi koncert.
W sobotę wstałam wcześniej niż zwykle aby z wszystkim zdążyć. Umyłam samochód i pewnie dlatego padał deszcz ;) Bardzo się cieszyłam na ten koncert, w końcu PIN na żywo spotkanie z koleżankami i Foremkami ;) Miałam jechać razem z siostrą (Martą) i Marysią, jednak w ostatniej chwili dostałam wiadomość od Marysi, że nie może jechać. Zrobiło mi się smutno, że nie mogła z nami jechać - ale cały czas o Tobie myślałyśmy :) około 17.30 wyruszyliśmy z siostra z domu, koło Auchana miałyśmy się spotkać Kasią i jej koleżankami: Michaelą i Asią, aby wspólnie wyruszyć do Pszowa. Gdy dotarłyśmy na miejsce (nawet bez większych problemów ;) czekała na nas już Alicja. Wspólnie ruszyłyśmy więc pod scenę. Pan prowadzący właśnie coś tam opowiadał i wspominał jakie to zespoły właśnie maja wystąpić. Gdy usłyszałyśmy PIN, musiałyśmy głośno zakrzyczeć, okazało się, że nawet dość dużo ludzi czeka już na PIN. Po pewnym czasie zauważyliśmy PINladies: Anetę i Asie, na początku nie byłyśmy pewne czy to na pewno One, bo przecież mieszkają w Poznaniu :) ale jednak nie pomyliłyśmy się, pokonały kawał drogi, podziwiam Was dziewczyny :) Potem dotarła Gosia, Ania, Agnieszka, Sylwia - nasza Solenizantka, Beata z siostrą i jeszcze jakaś dziewczyna ale niestety nie pamiętam imienia. Na scenę wyszedł zespół Jambo Africa? który bawił nas w afrykańskich rytmach. Wykonał bardzo dużo ostaniach piosenek, myślałam, że już nigdy nie skończą. Między czasie dotarła Justyna z siostrami Ewelina i Sabiną? Nawet nie wiem kiedy się pojawiły.
W końcu na scenie pojawił się długo wyczekiwany przez nas zespół PIN :) Rozpoczęli piosenką "Wino i śpiew" potem było "Bo to co dla mnie", koncertowe "Wina mocny smak" (uwielbiam) i poprzedzające słowa "nie zachęcamy do picia tego trunku", przecież można się bawić rewelacyjnie bez wspomagaczy. Następnie była refleksyjna "Żenia". A potem na scenie pojawiła się czerwona sofa, bardzo mnie zaciekawił ten rekwizyt, czekaliśmy na wyjaśnienia. Endi zaprosił na scenę dziewczynę z publiczności - Martynę jak dobrze pamiętam, aby na tej właśnie kanapie wysłuchała "Miłość tak piękna", najpierw była rozmowa o miłości i pytanie "Co to jest miłość", pewnie każdy ma inna odpowiedź na to pytanie...


Później szliśmy "pod wiatr..." i poprzez "Konstelacje" gwiazd :) Po krótkiej przerwie, podczas której Leon dawał świetny popis na perkusji (moja siostra była zachwycona, uwielbia perkusje) była Improwizacja połączona z "Siedem nocy biegu wstecz", gdzie przy końcu tej piosenki nieźle lunął deszcz, na nic się zdały parasole bo i tak przemknęłyśmy nieźle. Pomimo deszczu bawiłyśmy się dalej świetnie i zdzierałyśmy gardła. Było jeszcze "Drugi raz tak myślę", coś klasycznego czyli "O Sole Mio" - po prostu rewelacja, brak mi słów... No i na koniec "Niekochanie". Jednak my chcieliśmy jeszcze i krzyczałyśmy "jeszcze, jeszcze..." Chłopcy na bis wykonali "Route 66" i kolejny raz rewelacyjne "Konstelacje" - pokochałam ta piosenkę na nowo, na żywo jest fantastyczna! Nie wiem czy o wszystkim wspomniałam, bo z wrażenia mogłam o czymś zapomnieć ;D
Potem były autografy, jednak nie miałam ochoty pchać się w tym tłumie chętnych osób, czekaliśmy spokojnie z boku, pogadaliśmy trochę. Do czasu gdy przyszedł czas na "gwiazdę" wieczoru Danzela - ja nie wiem co to w ogóle było, wrzask, hałas, że nawet własnych myśli nie słyszałam. Tak więc przeszliśmy w spokojniejsze miejsce. Było "sto lat" dla Sylwii i pyszne ciacho ;) Potem na chwile wyszli do nas PINowcy, Ewelina dała Leonowi bigos, pogodali se po ślůnsku ;) Było bardzo wesoło. Przyszedł jednak czas na pożegnanie, najpierw pożegnali się z nami PINowajcy, potem pożegnanie z Foremkami, bardzo miło było Was poznać i tych co znam znowu zobaczyć. Ruszyliśmy więc do samochodu. Kasia, Michaela i Asia pojechały pierwsze. Ja zostałam jeszcze chwilę z Alą aby nie musiała sama czekać na brata. Chwile pogadałyśmy jeszcze, jednak czas było ruszyć w drogę. W samochodzie się w końcu ogrzałam i trochę osuszyłam. W domciu byłyśmy o 24. Pełna wrażeń nie mogłam zasnąć :) Było naprawdę rewelacyjnie, nie da się tego opisać, tych wszystkich emocji bijących ze sceny ;) Najlepszy koncert jaki mógł być, i niech mi ktoś powie, że PIN to nie najlepszy zespół ;) Brakowało mi tylko Marysi :(

Dziękuję Bogu, że udało się nam być na tym koncercie.
Dziękuję PINowcom za ich muzykę.
Dziękuję wszystkim dziewczynom i Foremkom za wspólną zabawę, miło było Was poznać i zobaczyć :*

"Czekam tylko na TE dni..." - w miarę jedzenia apetyt rośnie ;)

Pozdrowionka :*

PS. Jeszcze mam zdjęcie wczorajszej tęczy - nawet dwóch - które były nad Raciborzem, na żywo lepiej wyglądały ;)



Ostatni moment został aby oddać głos na
zespół PIN
:


  • W opolskich "Premierach" można usłyszeć "Konstelacje", aby zagłosować należy wysłać sms'a o treści P3 na numer 7350, lub zadzwonić na numer 0 704 304 350
  • Oraz w plebiscycie "Superjedynek", gdzie można oddać głos na PIN w kategorii zespół roku. Głosy można oddawać na stronie Superjedynek do godziny 24 w piątek 12 czerwca.

Tak więc, kto jeszcze nie zagłosował niech to jak najszybciej uczyni ;)

DO DZIEŁA!