poniedziałek, 26 maja 2008

Dzień Matki

Z okazji Dnia Matki chciałabym życzyć mojej kochanej Mamie i wszystkim mamusiom wszystkiego najlepszego!!! :))



Najukochańsza moja Mamo!
Całuję Twoje ręce.

Wiem, że jesteś jedyna osobą,
która kocha mnie taką jaką jestem.

Kochasz mnie w chwilach smutnych i radosnych,
zawsze jesteś moją przyjaciółką.

Marzę o tym, aby każdy dzień przyniósł Ci Mamusiu kochana
same radości, szczęście i zadowolenie.
Będę się starała pomóc Ci w tym tak jak tylko potrafię najlepiej.

Chcę Ci powiedzieć Mamusiu, że bardzo Cie kocham,
choć czasem sprawiam Ci przykrość i ból.
Przepraszam za wszytko co złe...



JAK BÓG STWORZYŁ MAMĘ

Dobry Bóg zdecydował, że stworzy... MATKĘ. Męczył się z tym już od sześciu dni, kiedy pojawił się przed Nim anioł i zapytał:
- To na nią tracisz tak dużo czasu, tak?
Bóg rzekł:
- Owszem, ale czy przeczytałeś dokładnie to zarządzenie?
Posłuchaj, ona musi nadawać się do mycia prania, lecz nie może być z plastiku... powinna składać się ze stu osiemdziesięciu części, z których każda musi być wymienialna... żywić się kawą i resztkami jedzenia z poprzedniego dnia... umieć pocałować w taki sposób, by wyleczyć wszystko - od bolącej skaleczonej nogi aż po złamane serce... no i musi mieć do pracy sześć par rąk.
Anioł z niedowierzaniem potrząsnął głową:
- Sześć par?
- Tak! Ale cała trudność nie polega na rękach - rzekł dobry Bóg.
Najbardziej skomplikowane są trzy pary oczu, które musi posiadać mama.
- Tak dużo?
Bóg przytaknął:
-Jedna para, by widzieć wszystko przez zamknięte drzwi, zamiast pytać: "Dzieci, co tam wyprawiacie?". Druga para ma być umieszczona z tyłu głowy, aby mogła widzieć to, czego nie powinna oglądać, ale o czym koniecznie musi wiedzieć. I jeszcze jedna para, żeby po kryjomu przesłać spojrzenie synowi, który wpadł w tarapaty: "Rozumiem to i kocham cię".
- Panie - rzekł anioł, kładąc Boga rękę na ramieniu
- połóż się spać. Jutro też jest dzień
- Nie mogę odparł Bóg a zresztą już prawie skończyłem. Udało mi się osiągnąć to, że sama zdrowieje, jeśli jest chora, że potrafi przygotować sobotnio-niedzielny obiad na sześć osób z pół kilograma mielonego mięsa oraz jest w stanie utrzymać pod prysznicem dziewięcioletniego chłopca. Anioł powoli obszedł ze wszystkich stron model matki, przyglądając mu się uważnie, a potem westchnął.
- Jest zbyt delikatna.
- Ale za to jaka odporna! - rzekł z zapałem Pan.
- Zupełnie nie masz pojęcia o tym, co potrafi osiągnąć lub wytrzymać taka jedna mama.
- Czy umie myśleć?
-Nie tylko. Potrafi także zrobić najlepszy użytek z szarych komórek oraz dochodzić do kompromisów.
Anioł pokiwał głową, podszedł do modelu matki przesunął palcem po jego policzku.
- Tutaj coś przecieka - stwierdził.
- Nic tutaj nie przecieka - uciął krótko Pan.
- To łza.
- A do czego to służy?
- Wyraża radość, smutek, rozczarowanie, ból, samotność i dumę.
- Jesteś genialny! - zawołał anioł.
- Prawdę mówiąc, to nie ja umieściłem tutaj tę łzę - melancholijnie westchnął Bóg.
To nie Bóg stworzył łzy. Dlaczego zatem my mielibyśmy to czynić?

Bruno Ferrero "Czterdzieści opowiadań na pustyni"

niedziela, 11 maja 2008

O wszystkim i o niczym

Znowu długo mnie nie było, a zabierałam się za pisanie już od poniedziałku a jest już niedziela. Sama nie wiem od czego zacząć. Więc zacznę od początku od majowego weekendu. Myślałam, że pewnie będę się znowu nudzić. Jednak było odwrotnie, może pierwszy dzień była fatalny, deszczowa pogoda za oknem i straszne nudy. W piątek pogoda była słoneczna, trochę posprzątałam i koleżanka chciała, żebym z nią pojechała wieczorem do pobliskiej miejscowości na festyn majowy na którym miał wystawić Stachursky. Nie miałam nic ciekawego do roboty wiec się zgodziłam. Koncert fajny, tylko ludzie którzy stali obok nas ciągle gadali i wcale się nie bawili, trochę było to denerwujące. W sumie było fajnie. Koleżanka jednak ciągle mnie namawiała na niedzielny koncert Feelu, ale jakosik nie miałam ochoty. Cóż koleżanka postawiała mnie przed faktem dokonanym, dała mi bilet i nie było już wyjścia :) Więc byłyśmy umówione na niedziele. Niestety w sobotę dopadała mnie grypa i wylądowałam w łóżku :( Dopadły mnie czarne myśli, że z koncertu nici. W niedziele rano czułam się już lepiej, nie miałam gorączki co mnie bardzo ucieszyło. Jednak jak przyszłam z kościoła to znowu miałam gorączkę. No i moje plany runęły całkowicie. Załatwiłam już żeby moja siostra pojechała za mnie przecież bilet nie mógł się zmarnować. Ale na szczęście Bóg wysłuchał mojej modlitwy i gorączka mi przeszła i więc pojechałam. Myślałam najwyżej tam zemdleje :) Na koncert Feelu jednak trzeba było poczekać z 3 godziny. Denerwowały mnie tylko za przeproszeniem smarkule które stały za mną. Po prostu tak szalały i pyskowały, ze szkoda gadać. Jednak Feel po długim oczekiwaniu dotarł. Byłam bardzo ciekawa tego koncertu i zostałam mile zaskoczona. Okazało się, ze potrafią dać czadu ale nie było to to samo co na koncercie PINu :) Koncert był bardzo fajny i przekonałam się po nim do Feelu. Gardło miałam już tak zdarte, że nie potrafiłam już mówić. Po autografy nie miałam już siły iść, więc pojechaliśmy już do domu. Dzięki mojej koleżance Marzenie (wielki buziak dla Ciebie) poprawiłam sobie humor i nieźle się bawiłam :)

W poniedziałek wstawało mi się ciężko do szkoły, ale jakoś dałam radę tam dotrzeć. Jak się okazało w szkole był konkurs pierwszej pomocy, o którym zapomniałam. Wszyscy musieli podejść do testu, więc ja żeby nie dostać się do części praktycznej zrobiłam go byle, nie zastanawiam się specjalnie nad pytaniami. No i jak się potem okazało to niestety przeszłam dalej. A ja nie maiłam bladego pojęcia co mam zrobić. Ale jakoś udało mi się wykonać resuscytację i podobno dobrze dmuchałam :) klatka piersiowa się ładnie unosiła Więc przeszłam też do ostatniego etapu, niestety już nie było tak wesoło, najadłam się tylko takiego wstydu :( Losowaliśmy przypadki i mieliśmy udzielić pierwszej pomocy na "pozorantach", byli to nasi "koledzy" z kierunku masażystów, którzy mieli z nas wieli ubaw i nam ciągle dogadywali, bo byli wszyscy przy tym obecni. Ja niestety nie miałam pojęcia co zrobić, szkoda gadać. Nie chciałabym przeżyć tego ponownie. Dzień ten był ogólnie jakiś dziwny.

Pozostałe dni przebiegały na ostatnich zaliczeniach i powtórkach. No i w piątek odbyły się ostatnie zajęcia :( jakoś tak dziwnie, ze już nie będziemy mieli zajęć. Zrobiło mi się trochę smutno, chociaż czasami mnie denerwowała ta moja klasa, ale konflikty są nieuniknione w grupie. Przeżyliśmy wiele fajnych chwil, tyle żartów, jedzenie chińskich zupek na lekcjach :D tak nasza klasa była wyjątkowa tak jak opiekunka naszej grupy, jest niezastąpiona i jej wspaniałe teksty i schodzenie na kawę z dyrektorką podczas zajęć. Cóż czas płynie, dwa lata szybko minęły, to co było niestety już nie wróci :( Teraz pozostały mi 4 tygodnie praktyk (będę się widzieć z 1/3 klasy), na szczęście zaczynam jutro od przedszkola :), potem żłobek u mnie w Raciborzu i na koniec żłobek w Rybniku. Pozostanie nam tydzień na powtórki w szkole no i egzamin na który powinnam się już zacząć uczyć.

Oj jakoś zrobiło mi się smutno na myśl o tym, że kolejny etap w moim życiu dobiega końca. Jeszcze nie wiem co mam dalej zrobić, co mnie czeka. Cóż trzeba będzie podjąć znowu jakieś decyzje.

Jakoś dziś się rozpisałam, napisałam o wszystkim i o niczym :D
A bym jeszcze zapomniała o wczorajszej fantastycznej wiadomości, która mnie strasznie ucieszyła i poprawiła mi humor :D jest nią oczywiście wiadomość o nowym singlu PINu, którego niestety jeszcze nie słyszałam, chociaż dzisiaj słuchałam pół dnia Zetki :D albo nie puścili albo znów przegapiłam. Więc Muzykoplastyka coraz bliżej :D:D:D Nie mogę się już doczekać.

Mam nadzieję, że uda mi się pisać częściej. I nikt mi nie będzie w tym przeszkadzał :D
Chyba pójdę na spacer, wykorzystać dobra pogodę :D

Pozdrowionka dla wszystkich czytelników mojego zakręconego bloga :D:D:D którzy dotrwali do końca mojej długaśnej notki :*