wtorek, 25 sierpnia 2009

Koncert PIN i Feel - nagrania















Koncert Feel - Memoriał Racibórz



Byłam jednak na tym koncercie Feelu. Umówiłam się w ostatniej chwili z koleżanką Marzeną. Był to nasz drugi wspólny koncert Feela. Umówiłyśmy się na rynku po 19 i poszłyśmy jeszcze na dobre lody do Gelatopiu i w kolejce za nami okazało się, że słyszę "dzień dobry" odwracam się, a tam bliźniaki z przedszkola gdzie byłam na stażu, miło było ich znowu zobaczyć. Potem udałyśmy się powoli w stronę stadionu. Byłyśmy tam koło 20 więc znalazłyśmy nawet dogodne miejsce dość blisko sceny. W oczekiwaniu na koncert gadałyśmy i obserwowałyśmy ludzi skakających na Bangi. Koncert odbył się później ponieważ Feela przyjechał prosto z Sopotu. Tak więc zaczęli parę min po 21. Rozpoczęli piosenką "W ciemną noc" a potem nie wiem co było kolejno i wszystkich tytułów nie znam moja wiedza zakończyła się na pierwszej płycie :) Było jeszcze "W odpowiedzi na twój list", "Rano kawa budzi mnie", "To długa rzeka", "Jest już ciemno", "Jak Anioła głos", "Pokaż na co cie stać", "Pokaż mi niebo", "Nasze słowa, nasze dni", "A w noc kiedy budzisz się" na bis było "No kochaj mnie", "Sweet Harmony" i jak dobrze pamiętam "Jest już ciemno". Koncert jak najbardziej pozytywny, zgromadziło się wiele ludzi ok 15 tys. Wszyscy świetnie się bawili śpiewali młodzi i starsi. Atmosfera była rewelacyjna. Marzyło mi się żeby i kiedyś PIN wystąpił na tej scenie i była taka rewelacyjna atmosfera. No cóż marzyć trzeba. Koncert zakończył się ok 22.30 i po nim jak co roku na zakończenie XVII Memoriału Kaczyny i Malinowskiego odbył się pokaz sztucznych ogni, piękny był. Potem tłumy zebrały się pod bramkami po autografy. Z ciekawości się tam kręciłyśmy, Marzena chciała autograf i żeby zrobić Piotrkowi z bliska zdjęcie. Jednak było ciężko najpierw siostra bawiła się w paparazziego ale ludzie tak szaleli, że nic z tego Marzenie tez nie udało się zdobyć autografu. Ja stałam z daleka i bardzo śmiesznie to wyglądało ;) Myślałyśmy, że pójdziemy już do domu ale widziałyśmy jeszcze w jednym miejscu mniej ludzi i tam spokojnie czekałyśmy, tym razem to ja byłam paparazzim i nawet zdjęcia są dobre a Marzenie i mojej siostrze udało się zdobyć autograf, tylko wygląda on raczej jak ślaczki :) Cóż zadowolone po koncercie udałyśmy się do samochodów i pożegnałyśmy i każda wróciła do swojego domku. Z siostra dotarłyśmy do domu ok 23.30. Koncert uważam za udany, pełen pozytywnej energii. Dzięki Marzenko i kochana siostrzyczko za wspólną zabawę :* Żałuje tylko, że nie spotkałam się z Beatą, taka strata, szkoda, że nie wiedziałam, że też będziesz. No cóż pewnie będzie jeszcze okazja aby się spotkać, na PINowym koncercie oczywiście :)




Więcej zdjęć mojej roboty niestety jest w galerii, w osobnym poście zamieszczam filmiki z Koncertu PINu i Feelu ;) słaba jakość ale kto chce może zobaczyć, dźwięk nie najgorszy ;) trochę za dużo się ruszałam.



Pozdrowionka :*

niedziela, 23 sierpnia 2009

Koncert PINowy - Gliwice

Nie ma to jak spontaniczna decyzja. Myślałam, że w tym roku to już pewnie na żaden koncert PINu nie uda mi się wybrać. Jednak cuda się zdarzają :) W czwartek dowiedziałam się, że w sobotę jednak nie będę musiała iść do pracy. Tak więc sprawdziłam czy są jakieś autobusy do Gliwic w końcu to niedaleko ode mnie. Jakimś cudem znalazłam tam i z powrotem. Jeszcze pozostało mi tylko sprawdzić gdzie dokładnie znajduje się to lotnisko i jak się tam dostać. O dziwo nawet znalazłam jakieś połączenia ale tak styk. Więc postanowiłyśmy z siostrą, że jedziemy nawet ciocię postanowiłyśmy zabrać, bo powiedziała, że chce też z nami kiedyś jechać. Tak więc się zgodziła jechać z nami.


W sobotę powiem szczerze od rana miałam jakieś wątpliwości czy aby na pewno jechać, bo te połączenia były nie zbyt ciekawe, myślałam, że pewnie nie zdążymy na autobus w kierunku tego lotniska a potem następny był później to byśmy się spóźniły dość trochę. Miałam wątpliwości czy to ma sens i ogólnie nie miałam jakieś weny na koncert. Miałam zły dzień po prostu. Jednak pojechałyśmy, miałyśmy o 16.10 autobus, tylko coś punktualnie nie jechał i już miałam na powrót czarne myśli. Jechałyśmy same z siostrą i tak się wlókł ten autobus że nas skręcało. W Rudach dołączyła do nas ciocia. Po drodze wsiadło jeszcze z 3 ludzi i jedna babka chciała żeby autobus właśnie zatrzymał się na przystanku w Trynku gdzie miał być koncert, tylko kierowca trochę marudził bo tam się nie miał zatrzymać. Gdy właśnie tam dojeżdżaliśmy patrze i widzę ulice Toruńską gdzie jest to lotnisko i za chwilę znak Trynek i kierowca się zatrzymał tej kobiecie, a myśmy udały się za nią :) Wiedziałam mniej więcej gdzie jesteśmy bo dokładnie przestudiowałam mapę, miałam też ją ze sobą więc szybko znalazłyśmy cel naszej podróży czyli lotnisko. Jeszcze dla pewności odszukałyśmy przystanek z którego możemy się dostać w kierunku PKSu, sprawdziłyśmy autobus powrotny i ruszyłyśmy w kierunku lotniska. Byłyśmy na miejscu gdzieś ok 17.50 więc za oszczędziłyśmy trochę czasu i nerwów tym, że udało nam się wcześniej wysiąść :) Gdy byliśmy pod sceną zaczęło padać (ja zawsze ściągam deszcz na koncerty, na każdym co jestem to musi padać czy mocniej czy lżej ale pada) na scenie śpiewali artyści (chyba byli to aktorzy z Teatru Muzycznego) piosenki z HSM - tylko, że po polsku i po zakończeniu właśnie zapraszali na musical do Teatru Muzycznego. W końcu po tym jak prowadzący rozdał kilka nagród w konkursach kilka min po 18 na scenie pojawił się PIN i jak zawsze rozpoczęli "Winem i śpiewem" :) potem kolejno było"Bo to co dla mnie", "Wina mocny smak" no i "Miłość tak piękna" z Olą na kanapie (moja siostra biedna się tak głosiła i niestety nie została wybrana) Podczas tej piosenki okazało się, że przed nami niedaleko stoi Beata, Ewelina i Ania więc do nich dołączyłam i do końca się z nimi bawiłam- miło było Was znowu zobaczyć i chwile się z Wami pobawić :) Potem było "Pójdę pod wiatr", "Konstelacje", "Siedem nocy biegu wstecz", "Drugi raz tak myślę" no i niezwykłe "O sole mio" ciągle nie umiem się nadziwić głosem Andrzeja, ciocia też była pod wrażeniem ;) kolejna fanka ;) Jeszcze potem było "Niekochanie" i "Route 66" i koniec niestety ponieważ czekał kolejny koncert w Chełmie Śl. Jednak PINowcy wyszli na bis i zaśpiewali "Konstelacje" no i tym razem był na prawdę koniec. Udało mi się jeszcze przywitać przelotem i poznać w końcu Anetę Ch. nie wiedziałam, że jesteś taka malutka :) Miło było ale się skończyło. Pożegnałyśmy się z Foremkami. Koncert ogólnie rewelacyjny tylko ludzie nie za bardzo się bawili, tylko na nas dziwnie patrzyli jak szalałyśmy i śpiewałyśmy...


Koncert skończył się akurat tak abyśmy spokojnie mogli dojść na autobus, na przystanku jeszcze widziałyśmy jak przejeżdżał PINowy busik. Potem nawet bez problemu dojechałyśmy do celu i trafiłyśmy na PKS. NA dworcu kupiłyśmy sobie coś do zjedzenia i o 20.40 ruszyłyśmy w stronę Raciborza. W Rudach opuściła nas ciocia, myślałyśmy, że dalej pojedziemy znowu same. Jednak tak nie było, trochę niestety poobjeżdżałyśmy. W Raciborzu byłyśmy parę min po 22 akurat tłumu szły z koncertu naszej krajanki Ani Wyszkoni z zespołem "Łzy" (my to zawsze robimy coś na odwrót, ostatnio były Dni Raciborza i koncert Kasi Kowalskiej, a my jechałyśmy na Dni Pszowa na koncert PINu. Teraz u nas był Memoriał Kaczyny i Malinowskiego i znowu gdzieś pojechałyśmy na Piknik Militarny do Gliwic ;) No cóż jak w naszym mieście nie ma nic interesującego to trzeba jechać gdzieś dalej) Tak więc jak dojechaliśmy na PKS to szybko udałyśmy się do samochodu bo strasznie lało i ok 22.30 byłyśmy już w domku. Koncert był rewelacyjny, tylko trochę krótki, no i ten deszcze mógł nie padać. Ale i tak PINowa energia była i to jest najważniejsze. A myślałam, że nie usłyszę szybko PINowej muzyki life, a tu taka niespodzianka :) "Czekam tylko na te dni" :D:D:D
Zdjęć parę zrobiłam ale są nieciekawe, są w galerii, kto chce może tam zajrzeć TUTAJ ;)

A dziś wybieram się na koncert Feel (chociaż jakoś mi się dawno znudzili) żeby nie było, że do własnego miasta nie chodzę na koncerty ;) patriotyzm lokalny musi być ;) Na pewno nie będzie tak jak wczoraj ale zawsze to jakaś muzyka na żywo. Może się kiedyś doczekam, że do Raciborza zawita w końcu PIN...

Pozdrowionka

środa, 5 sierpnia 2009

Stephenie Meyer "Intruz"

W ostatnim czasie skusiłam się aby przeczytać książkę Stephenie Meyer "Intruz". Najpierw przeczytałam całą sagę "Zmierzchu" oczywiście bardzo mi się spodobała. Po jakimś czasie pomyślałam aby przeczytać jej kolejną książkę, jednak miałam sceptyczne nastawienie do niej. Myślałam, że pewnie nie będzie taka ciekawa. Tym bardziej, że to gatunek science-fiction, który mnie nie za bardzo interesuje. Jednak najpierw sprawdziłam w internecie komentarze na temat tej książki i były same pozytywne opinie więc moja moja ciekawość się wzmogła jaką tą historię mogła stworzyć :) i musiałam ją przeczytać. Tak więc nie rozczarowałam się. Gdy tylko się za nią zabrałam (może początek się zbytnio dłużył) dosłownie ją pochłonęłam. Nie mogłam się od niej oderwać. Ta książka jest rewelacyjna, powiem szczerze, że nawet się popłakałam. A ta wyobraźnia, którą ma autorka jest niezwykła. Po przeczytaniu stwierdziłam, że jest nawet lepsza od całej sagi "Zmierzchu". To niezwykła historia o potędze miłości i istocie człowieczeństwa. Książka ta jest uważana za thriller psychologiczny jest mroczna atmosfera, intrygi oraz walka psychologiczna która rozgrywa się pomiędzy głównymi bohaterami. Jednak ten świat nie jest przerażający wręcz przeciwnie jest pełen nadziei. Może to dlatego ta książka tak bardzo mi się spodobała, bo w ostatnim czasie jestem w ciągłym dołku. Więc ta lektura była dla mnie oderwaniem od rzeczywistości i zarazem dużą dawką nadziei... Po przeczytaniu jej długo o niej myślałam. Z całego serca polecam :) niech nie odstrasza Was jej objętość :)




Fabuła

Ziemia, czasy współczesne. Kontrolę nad światem przejmują obce istoty zwane duszami, które, po przejęciu ludzkich ciał, wiodą w nich normalne życie. Chociaż dusze są łagodne i dobre, ich "żywiciele" nierzadko stawiają opór. Jedna z ostatnich wolnych istot ludzkich, dwudziestoletnia Melanie Stryder, zostaje schwytana; w jej ciało wprowadza się dusza o imieniu Wagabunda, której zadaniem jest wydobyć z pamięci Mel szczegóły dotyczące miejsca ukrycia innych wolnych ludzi. Okazuje się jednak, że Melanie jest bardzo silną i waleczną istotą i nie zamierza dać się stłamsić. Odgradza swoją pamięć grubym murem od Wagabundy i toczy z nią walkę o kontrolę nad ciałem. Nie jest w stanie nad nim władać, ale jej umysł wciąż pracuje. Cierpiąca z powodu utraty ukochanego Jareda oraz brata Jamiego Melanie niechcący podsuwa Wagabundzie coraz to nowe wspomnienia. Stopniowo Wagabunda i Melanie stają się sojuszniczkami i razem wyruszają na pustynię, na poszukiwanie Jareda, Jamiego i ostatnich "niezamieszkanych" ludzi. Kiedy już ich znajdują, rozpoczyna się mozolna walka o zdobycie zaufania i przekonanie, że intruz ma dobre zamiary...

Do Intruza powinno być dołączane ostrzeżenie: ta książka wciąga po uszy i spędza sen z powiek. Nie przestaniesz o niej myśleć nawet po skończeniu lektury. Stephanie Meyer po mistrzowsku snuje opowieść i odmalowuje postacie.
Ridley Pearson


Stephanie Meyer to wyjątkowa pisarka – opowiada historie zarazem mroczne i pełne światła. Choć jej postacie wiele cierpią, powieści Meyer są pełne optymizmu i nadziei.
Orson Scott Card


Niezwykły, fascynujący thriller psychologiczny. Po lekturze Intruza wyrażenie “bratnia dusza” nabiera nowego, zaskakującego znaczenia!
Katherine Neville