wtorek, 29 stycznia 2008

Nie żyje Józef Polok


W poniedziałek, 28 stycznia br., w wieku 50 lat, po ciężkiej chorobie zmarł znany rybnicki aktor Józef Polok.



Największą sławę Józefowi Polokowi przyniosły jego występy z „Kapelą ze Śląska” oraz w serialu komediowym „Święta wojna”. Rybniczanie zapamiętają Go jako konferansjera wielu lokalnych imprez, m.in. "Rybnickich ostatków z Telewizją Katowice".



Józef Polok dał ponad 2000 koncertów estradowych z Kapelą Czerniakowską w kraju i za granicą (Czechy, Niemcy, Finlandia, Kanada, USA) w towarzystwie największych gwiazd estrady i scen polskich. Nagrał płyty "Kapela Warszawska", "Kolędy" oraz "Tylko we Lwowie" - pierwszą w powojennej Polsce "lwowską płytę", za którą otrzymał Złotą Płytę w 1987r. Od 1988r stale współpracował z Telewizją Polską. Prowadził pierwszy Koncert Życzeń w gwarze śląskiej, wystąpił w cyklu programów o tematyce śląskiej p.t. "Życie Erwina Respondka", w programach "Rozmowy o Górnym Śląsku" Kazimierza Kutza, w których - jak napisał redaktor "Polityki" - po raz pierwszy opowiedziany śląski dowcip sięgnął miana sztuki. Poprowadził także cykl programów "Śląska Laba"; wg OBOP były to najbardziej lubiane programy rozrywkowe w 2002 roku. Brał udział w licznych nagraniach radiowych i płytowych z artystami Śląska m.in. z Kabaretem "Rak". Od lat 90. setki razy wystąpił z synem na estradzie; ceniony konferansjer spotkań oficjalnych oraz imprez okolicznościowych (m.in. Śląskie finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy). Od 2002 roku występował najczęściej z "Kapelą ze Śląska " - założonym przez siebie zespołem estradowym skupiającym wokalistów i muzyków ze Śląska. W każdej swojej prezentacji estradowej czy telewizyjnej podkreślał swoje rybnickie korzenie, co dokumentował wyjątkowo piękną - bo właśnie pochodzącą z tych terenów - gwarą. Był laureatem Nagrody Hanysy 2004 za estradową elegancję.


Źródło: http://www.polok.rybnik.pl
Fot. arch. UM



poniedziałek, 28 stycznia 2008

Ozzy...

to bestialsko zamordowany Golden Retriver, który zaufał człowiekowi. Po przeczytaniu tej historii po prostu brak mi słów, chciało mi się płakać. Dowiedziałam się do czego zdolny jest człowiek wobec bezbronnego stworzenia, który jest naszym przyjacielem, a potem może się również tak zachować nawet wobec drugiego człowieka...
Przekonajcie się sami:





Przeczytajcie tą historię, historię biednej istoty, która w nas ludziach pokładała całe swoje zaufanie, która poza nami ludźmi świata nie widziała, .... a która z rąk „człowieka” dokonała żywota w męczarniach...
Otóż istota ta Ozzy, cudowny golden retriever, stracił Państwa w niewyjaśnionych okolicznościach...
Jego dobre serce wyczuło inną dobrą duszę w ludzkiej postaci, Zuzię, w trakcie spaceru Zuzi z psami, Ozzy podszedł do Niej spojrzał i ... Ta Osoba o Wielkim Sercu nie miała sumienia zostawić Go na ulicy...
Wzięła Go ze sobą...
Fakt iż sam posiada dwa psy nie pozwolił Jej na to, żeby posiadała trzeciego...
Zaczęła mu szukać dobrego domu, w którym Pies znajdzie swoje miejsce na Ziemi, w którym pozostanie do końca życia, w którym będzie tym kochanym, wspaniałym Przyjacielem człowieka...
Dzięki zaangażowaniu kilku osób, między innymi Ani wydawało się, że Ozzy złapał Pana Boga za nogi...
Po ogłoszeniu w prasie, zgłosiła się niejaka Aga, osoba bardzo przekonywująca, bardzo miła, warunki, które miała zapewnić Ozziemu sprawiały iż każdy czuł, że Pies trafił na swego człowieka...
Ozzy, pies z zapaleniem jąder, ale w bardzo dobrym stanie, z zawsze uśmiechniętym pyskiem i zawsze rozmachaną łapką , z ranami po poparzeniach, był według Agi tym wymarzonym jedynym Przyjacielem, tym bardziej, że pół roku wcześniej odszedł ich inny goldek...
Nasz czworonożny Przyjaciel został przekazany w Jej ręce...
Miał trafić do domu z ogrodem rodziców Agi, wszyscy cieszyli się jak szaleni, kolejne psie życie uratowane...
Ale...
Ale... Już jeden dzień po przyjęciu Ozziego przez Agę nastąpiła cisza, niepokojąca cisza...
Brak jakiegokolwiek kontaktu z tą dziewczyną, brak jakichkolwiek wieści o Ozzim...
Wszystkich to bardzo zaniepokoiło, nie tak miało być... W piątek dwa dni po przekazaniu Ozziego miał On trafić do rodziców Agi, miała zostać podpisana umowa adopcyjna, miał być cały czas utrzymywany kontakt...
A tu nic, tu przeraźliwa cisza... L
Gdy na jednym z forum internetowych ostrzeżono Agę, że ktoś się do niej wybiera z wizytą, dziewczyna wysłała sms-a: PIES ZDECHŁ.
Stało się to niby nagle, w ciągu niecałej godziny pochowała psa...
Nikt w to nie wierzył... Nie wiedzieliśmy co o tym sądzić, ale każdy miał nadzieję, że dziewczynie coś pomieszało się w głowie...
W/w Aga zaoferowała się z pokazaniem miejsca pochówku Psa...
W końcu ludzie zaniepokojeniu losem Psiaka konspiracyjnie pojawili się w miejscu, gdzie Pies miał przebywać...
Otworzył im ojciec dziewczyny, tłumacząc, że Aga jest osobą dorosłą i sama odpowiada za to co robi....
Było już późno, dobrzy ludzie, którzy z daleka przybyli sprawdzić co się dzieje z Ozzim musieli wracać do siebie...
Rano ponownie zadzwonili do Agi...
Odebrała, po długich namowach umówiła się z Nimi i pojechała...
Wskazała miejsce pochówku, każdy jeszcze wierzył, że to nieprawda...
Ale jednak po odkopaniu okazało się, że rzeczywiście Ozzy NIE ŻYJE... Aga niewzruszonym tonem powiedziała, ze nie dała Psu antybiotyku...
Jednak jak wytłumaczyć to, że wszędzie było pełno krwi????
Aga odeszła w dal... nic jej nie obchodziło....
Dzielny Krzysztof i Magda zrobili zdjęcia, wzięli doczesne ciało Ozziego i zawieźli Go na sekcję do AR we Wrocławiu...
Na wyniki czekaliśmy do dziś...
I stało się, wyniki dotarły: Ozzy został z premedytacją zabity, został zabity wskutek uderzeń tępym narzędziem, miał złamane większość kości, ale miał też wolę życia...
Wiadomo, że zanim odszedł cierpiał kilka godzin, wielce prawdopodobne jest, że został zakopany jeszcze za żywota ....
Najgorsze jest to, że weterynarz już w sobotę stwierdził, że Pies nie żyje od około 3 dni, czyli od środy...
Od dnia, w którym trafił do Agi... Wniosek nasuwa się sam...
Ozzy, Pies, który szukał przyjaciela przez wielkie P, który nam ufał został z premedytacją zabrany tylko po to, żeby Go zakatować...
Nie wiadomo czy działała sama, raczej ciężko w to uwierzyć, być może w sprawę zaangażowane były także inne osoby...
A raczej na pewno... Jak drobna dziewczyna wykopałaby grób w miejscu leżącym ugorem, jak przeniosłaby do niego Ozziego????

Oto drastyczne i smutne zdjęcia, które wykonano po śmierci Ozzy`ego, prosimy nie klikać jeżeli macie słabe nerwy:

"Grób"
http://img224.imageshack.us/my.php?image=image004ij8.jpg
http://img100.imageshack.us/my.php?image=image001vo9.jpg
http://img100.imageshack.us/my.php?image=image002ja0.jpg

"Ozzy"
http://img142.imageshack.us/my.php?image=image005wa7.jpg
http://img142.imageshack.us/my.php?image=image007ud6.jpg
http://img142.imageshack.us/my.php?image=image008ww8.jpg

To się nie mieści w naszych sercach, w naszych głowach, w naszej rzeczywistości...
To się nazywa niska szkodliwość czynu...
To trzeba zmienić, trzeba zmienić dla naszych czworonożnych niezawodnych Przyjaciół, dla naszego świata, dla nas samych...
Ozzy, przepraszam za bezsilność wobec tego świata...

JEŚLI WSTRZĄSNĘŁA TOBĄ TA HISTORIA- HISTORIA EGOIZMU, MORDERSTWA I BRAKU NAJPRYMITYWNIEJSZYCH UCZUĆ- POMÓŻ. NAGŁOŚNIJ RAZEM Z NAMI SPRAWĘ OZZY'EGO- PSA KTÓRY CHCIAŁ ŻYĆ, KTÓRY MIAŁ SIŁĘ WOLI, KTÓRY POTRAFIŁ KOCHAĆ, KTÓRY CZUŁ... I KTÓRY ZOSTAŁ W BESTIALSKI SPOSÓB ZAMORDOWANY TĘPYM NARZĘDZIEM Z BŁAHYCH- ALBO I BRAKU- POWODÓW, CIERPIAŁ, PODDAŁ SIĘ...
PROSIMY- POMÓŻ NAM NAGŁAŚNIAĆ TĄ SPRAWĘ! NIE POZWÓL BY USZŁO TO WSZYSTKO PŁAZEM "POTWOROWI"!



NAGŁAŚNIAJ SPRAWĘ! OTO BANNER. UMIEŚĆ GO NA SWOJEJ STRONIE, WRAZ Z ADRESEM NASZEJ STRONY. NAPISZ O TYM SWOIM ZNAJOMYM Z GADU-GADU. NIECH KAŻDY TO PRZECZYTA.





ZAUFAŁ CZŁOWIEKOWI... A TO, DOPROWADZIŁO GO DO ŚMIERCI [*] [*] [*] ...
Autor artykułu: Kacha Wawa z forum DGM.


źródło: http://pies-ozzy.blog.onet.pl/ (zachęcam do odwiedzania tej strony)

Na pewno żadne żywe stworzenie nie zasługuje na taki los...

piątek, 25 stycznia 2008

Mistrzostwa Europy w łyżwiarstwie figurowym

Czech Tomáš Verner triumfował w rozgrywanych w Zagrzebiu mistrzostwach Europy w łyżwiarstwie figurowym. W walce o złoto wyprzedził dwóch mistrzów świata Stephane'a Lambiela (Szwajcaria) i Briana Jouberta (Francja). Reprezentujący Polskę Konstatnin Tupikow uplasował się na 21. miejscu.

21-letni łyżwiarz zaprezentował trudny program dowolny – najpierw lekko podparł skok poczwórny, a następnie czysto wykonał siedem skoków potrójnych. Na ostatnich mistrzostwach świata Czech był czwarty, ale jako jedyny wykonał dwa skoki poczwórne w programie dowolnym.


Wyniki:

1. Tomas Verner (Czechy) 232,67 pkt.

2. Stephane Lambiel (Szwajcaria) 225,24

3. Brian Joubert (Francja) 219,45

4. Sergiej Woronow (Rosja) 210,13

5. Kevin van der Perren (Belgia) 199,57

6. Andrian Schultheiss (Szwecja) 184,94

7. Kristoffer Berntsson (Szwecja) 182,45

8. Andriej Łutaj (Rosja) 180,46

9. Sergiej Dawydow (Białoruś) 179,90

10. Alban Preaubert (Francja) 178,63

. . . 21. Konstantin Tupikow (Polska) 149,80 (PAP)


źródło: itvp




Tomáš Verner (ur. 3 czerwca 1986) - czeski łyżwiarz figurowy.
Pięciokrotnie zdobył mistrzostwo Czech. Był 10. na
Mistrzostwach Europy w 2006, 13. na Mistrzostwach Świata w 2006 oraz 2. na Mistrzostwach Europy w 2007. Jego największym sukcesem jest złoto na Mistrzostwach Europy w 2008.


źródło: Wikipedia




Stéphane Lambiel (ur. 2 kwietnia 1985 w Martigny, Szwajcaria), szwajcarski łyżwiarz figurowy, mistrz świata 2005 i 2006.
Syn Szwajcara i Portugalki. Uważany jest za największy talent w szwajcarskim łyżwiarstwie figurowym od czasu
Denise Biellmann (mistrzyni Europy w 1981). Od 2001 w czołówce europejskiej, regularnie klasyfikowany w czołowej dziesiątce mistrzostw Europy w konkurencji solistów. W latach 2000-2007 zdobył osiem tytułów mistrza Szwajcarii, a w marcu 2005 w Moskwie niespodziewanie został mistrzem świata. W 2006 potwierdził wysoką formę, zdobywając srebrny medal Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Turynie oraz wygrywając po raz drugi z rzędu mistrzostwa świata w Calgary.
Trenowany przez Petera Grüttera, choreografię układa Salome Brunner (Guadarrama) oraz do programu dowolnego (flamenco) na sezon 2006/2007 oraz 2007/2008
Antonio Najarro, hiszpański tancerz flamenco.

Rezultaty w imprezach mistrzowskich:
Igrzyska Olimpijskie:
Salt Lake City 2002 – 15. miejsce
Turyn 2006 – 2. miejsce

mistrzostwa świata:
2001 – 9. miejsce
2002 – 18. miejsce
2003 – 10. miejsce
2004 – 4. miejsce
2005 – 1. miejsce
2006 – 1. miejsce
2007 – 3. miejsce

mistrzostwa Europy:
2001 – 9. miejsce
2002 – 4. miejsce
2003 – 5. miejsce
2004 – 6. miejsce
2005 – 4. miejsce
2006 – 2. miejsce
2008 - 2. miejsce

źródło: Wikipedia




Brian Joubert (ur. 20 września 1984 w Poitiers, Francja) – francuski łyżwiarz figurowy. Pięciokrotny mistrz Francji w indywidualnej jeździe na lodzie, złoty medalista Mistrzostw Europy w 2004 i srebrny medalista Mistrzostw Świata w tym samym roku. Podczas Mistrzostw Europy w 2005 nie obronił tytułu mistrzowskiego i zdobył srebrny medal. Tytuł wicemistrza świata obronił w 2006 roku na Mistrzostwach Świata w Calgary, a w 2007, na Mistrzostwach Świata w Tokio po raz pierwszy zdobył tytuł mistrza świata. Złoty medal zdobył także na Grand Prix 2006. Sezon 2006/2007 jest dotychczasowo najlepszym w jego karierze.

Rezultaty w imprezach mistrzowskich
Igrzyska Olimpijskie: Salt Lake City 2002 – 14. miejsce, Turyn 2006 – 6. miejsce
mistrzostwa świata: 2002 – 13. miejsce, 2003 – 6. miejsce, 2004 – 2. miejsce, 2005 – 6. miejsce, 2006 – 2. miejsce, 2007 - 1. miejsce
mistrzostwa Europy: 2002 – 3. miejsce, 2003 – 2. miejsce, 2004 – 1. miejsce, 2005 – 2. miejsce, 2006 – 3. miejsce, 2007 – 1. miejsce, 2008 – 3. miejsce

źródło: Wikipedia



Nie jestem wielką fanką sportu i nie znam się na tych wszystkich skokach (Flipach, Axlach itd.) ale uwielbiam oglądać łyżwiarstwo figurowe szczególnie solistów i pary taneczne. Moim zdaniem powinien wygrać Stephan Lambiel :) Wydaje mi się, że jego występ był najlepszy. Nie zauważyłam żadnych upadków, no i kręci wspaniałe piruety :) jest chyba w nich najlepszy. Po prostu jego występ był bardzo miły dla oka. No cóż mogę sobie po marudzić. Może za rok wygra on albo Brian Joubert, któremu w tym roku coś nie poszło, a również jego występy są niczego sobie - super :))

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Diamentowe wesele

Wczoraj byłam na Diamentowym Weselu - 60 lat, tyle czasu przeżyć z sobą :) Jednak było tak jak się spodziewałam, strasznie nudno. Ale czego mogłam się spodziewać jeśli większość ludzi to była już starszyzna, byłam razem z siostrą jedną z najmłodszych. Z jednej strony stołu mogłam słuchać o tym co kogo boli, na co kto jest chory itp. Z drugiego końca to nic nie można było zrozumieć bo wszyscy rozmawiali po niemiecku. No i w dodatku musiałam słuchać niemieckich szlagrów, a każdy chciał mieć inną muzykę, jedni głośną drudzy cicho bo ich drażniła (mnie też, bo ile można słuchać tego, jeszcze tak głośno). Chociaż mogłam popatrzeć na dzieciaki jak sobie biegały po sali i pod stołem mnie i innych zaczepiali :) Niestety pogadać albo po bawić się z nimi nie mogłam, bo po niemiecku nie umiem, tak bynajmniej by mi czas zleciał. Ale tyle się najadłam, że na jedzenie nie mogę patrzeć, a dziś jeszcze urodziny taty, a jutro babci. Mój żołądek chyba tego nie wytrzymie :)
Ale nie było tak źle, dało sie wytrzymać :D gdyby wieczorem mnie brzuch nie zaczął boleć było by jeszcze lepiej, no i pytań bez których chyba żyć nie potrafią "Mosz już jakigoś kawalera?" jeju, każdy musi kogoś mieć? Strasznie mnie denerwują tymi pytaniami.


Tutaj daję parę zdjęć:




Moja siostra, ja i mamusia :)



Siostra, mama i tata, a wolne miejsce należało dla mnie :D



Zdjęcie grupowe (mnie na nim niestety nie ma, bo robię zdjęcie)

piątek, 18 stycznia 2008

Ostatnie miejsce


Dziś do chwili zastanowienia się nad swoim życiem skłoniło mnie to opowiadanie:


Bruno Ferrero - Ostatnie miejsce


Piekło było już prawie całkiem zapełnione, a przed jego bramą oczekiwało jeszcze na wejście wiele osób. Diabeł nie miał innego rozwiązania sytuacji jak tylko zablokować drzwi przed nowymi kandydatami.

- Pozostało tylko jedno miejsce, i jak się rozumie, może je zając tylko ktoś z was, kto był największym grzesznikiem, powiedział.

- Czy jest wśród zgromadzonych jakiś zawodowy morderca?, zapytał.Ale nie słysząc pozytywnej odpowiedzi, zmuszony był przystąpić do egzaminowania wszystkich stojących w kolejce grzeszników.W pewnym momencie swój wzrok skierował na jednego z nich, który umknął wcześniej jego uwadze.

- A ty, co zrobiłeś?, zapytał go.

- Nic. Jestem uczciwym człowiekiem a znalazłem się tutaj jedynie przez przypadek.

- Niemożliwe. Musiałeś jednak coś zawinić.

- Tak. To prawda, powiedział zmartwiony człowiek

- starałem się być zawsze jak najdalej od grzechu. Widziałem jak jedni krzywdzili drugich ale sam nie brałem w tym udziału. Widziałem dzieci umierające z głodu i sprzedawane a najsłabsze z nich traktowano jak śmieci. Byłem świadkiem, jak ludzie czynili sobie wzajemne świństwa i oskarżali się. Jedynie ja wolny byłem od pokus i nic nie czyniłem. Nigdy.

- Naprawdę nigdy?, zapytał z niedowierzaniem diabeł

- Czy to rzeczywiście prawda, że widziałeś to wszystko na swoje własne oczy?.

- Jak najbardziej!

- I naprawdę nic nie zrobiłeś, powtórzył jeszcze raz diabeł.

- Absolutnie nic!

Diabeł zaśmiał się ze zdziwienia: - Wejdź, mój przyjacielu. Ostatnie wolne miejsce należy do ciebie!

Pewien święty, przechodząc kiedyś przez miasto, spotkał dziewczynkę w podartym ubranku, który prosiła o jałmużnę. Zwrócił się wtedy do Boga:

- Panie, dlaczego pozwalasz na coś takiego? Proszę Cię, zrób coś. Wieczorem w dzienniku telewizyjnym zobaczył mordujących się ludzi, oczy konających dzieci i ich biedne wycieńczone ciała. I znów zwrócił się do Boga:

- Panie, zobacz ile biedy. Zrób coś!. Nocą, święty człowiek usłyszał głos Pana, który mówił:

- Zrobiłem już coś: stworzyłem ciebie!

czwartek, 17 stycznia 2008

Połowa ferii

No i prawie pierwszy tydzień ferii za mną, a ja nic konkretnego nie zdążyłam zrobić. Po prostu nie potrafię się zmobilizować, chciałam przeczytać w końcu jakąś książkę i co aż dwie pierwsze strony przeczytałam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Jakosik mi się nic nie chce. Ale byłam na zakupach i w końcu udało mi się kupić coś na diamentowe wesele, na które wybieram się w niedziele (ale nie mam ochoty tam iść). No i namalowałam coś na praktykę do szpitala, żeby dzieciaki miały kolorowo w świetlicy. Niestety efekt końcowy tej pracy nie jest taki jaki sobie wymyśliłam. Wszystko przez beznadziejny brystol jaki kupiłam, ciężko się na nim malowało. Ale mam nadzieję, że chociaż dzieciom się spodoba i nie będą uciekać ze świetlicy :)) Może w tym tygodniu będzie lepiej, chociaż czarno to widzę bo w niedzielę diamentowe wesele, poniedziałek urodziny taty, a zaraz w we wtorek urodziny babci. Ciężko będzie.




Oto moja Myszka Miki nad którą się wczoraj cały dzień męczyłam :))

sobota, 12 stycznia 2008

XVI Finał WOŚP już jutro

FINAŁ Z GŁOWĄ - DLA DZIECI ZE SCHORZENIAMI LARYNGOLOGICZNYMI
W tym roku chcemy pomóc dzieciom ze schorzeniami laryngologicznymi. Do tej pory Fundacja w sposób mistrzowski zajęła się wzrokiem, słuchem i bezdechem u noworodków. To nasze trzy wiodące programy medyczne, których efekty plasują Polskę w światowej czołówce. Kiedy pochyliliśmy się nad laryngologią - między innymi schorzeniami gardła u noworodków i małych dzieci – określiliśmy spokojnie nasze działania jednym hasłem - gramy z głową! Tak więc i Finał możemy nazwać "Finałem z głową"!

Oprócz konkretnych, dotykalnych problemów rozwiązanych dzięki graniu Orkiestry, 16 lat naszej działalności to także pokaz skuteczności i myślenia z głową, czyli myślenia logicznego i konsekwencji przynoszącej wspaniałe rezultaty.Dzisiaj ogłaszamy przygotowania do Finału, a w wielu miejscach w Polsce szpitale stanęły przed ogromnymi problemami. Wielu z nich grozi zamknięcie, nie dlatego, że brakuje sprzętu, ale dlatego, że w wyniku nierozwiązanych konfliktów ze szpitali odeszli lekarze. Każdy nasz Finał to gra z milionami Polaków. Uciekamy od polityki i staramy się niczego nią nie tłumaczyć. Tak samo i dzisiaj możemy tylko zapewnić Was wszystkich, że kiedy za moment kupować będziemy sprzęt dla oddziałów chirurgii urazowej (cel XIV i XV Finału), to zrobimy wszystko, aby sprzęt trafił do szpitali funkcjonujących i leczących dzieci.

"Finał z głową" - czyli pospolite ruszenie nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. To niezmienne zasady, które panują od samego początku. Ty Wy, moi drodzy, organizujący u siebie sztaby, jesteście odpowiedzialni za zbiórkę. My już zabieramy się za druk ankiet, puszek, za przygotowywanie wszystkich elementów tej wielkiej, finałowej układanki. Będą licytacje - wraca złote serduszko!!!, będą złote karty telefoniczne, będą aukcje Allegro. Będą koncerty i Wy, którzy tworzycie ten niepowtarzalny klimat, począwszy od najmniejszych miejscowości, a skończywszy na wielkich metropoliach.

A gdzie będzie nas widać? Oprócz swojej telewizji OTV (www.o-tv.pl), która spełniać będzie rolę pełnego archiwum tego, co zarejestrujemy na taśmach, będziemy też finałowe granie przedstawiali na antenie TVN, a nie wykluczone także, że i w Telewizji Polskiej. Jesteśmy otwarci na udział wszystkich stacji telewizyjnych bez względu na ich rodzaj w tym narodowym graniu. Od dzisiaj - szczegóły same będą wpadały na stronę, bo jak zawsze, scenariusz piszemy na gorąco i oprócz znanych elementów pojawią się też nowe.

Czekamy na Wasze sygnały! I tym samym, Drodzy Przyjaciele, „Finał z głową” ruszył!!!
Jurek Owsiak


KONCERT GŁÓWNY pod PKiN
13:40 - Start Biegu

13.45 - Iguana
14.00 - Kapela Pieczarków
14.40 - Wojtek Klich
15:00 - Małgorzata Szarek
15.20 - Plateu
15.40 - Łukasz Zagrobelny
16:00 - Leszcze
16:20 - Ewelina Flinta
16.40 - Button Hackers
17:00 - Mieczysław Szcześniak
17:20 - Sex Bomba
17.40 - Full Power Spirit
18:00 - PIN Andrzej Lampert
18:20 - Anastasis
18.40 - Esoka
19.00 - Chico
19.20 - Brathanki
19.40 - Gandahar

GODZINA JURKA OWSIAKA 20.00 – 21.00
20:00 - Światełko do nieba !!!!!
20.05 - Kobranocka

20.25 - Koniec świata
20.40 - Closterkeller
21.00 - Karimski Club
21.20 - VIR
21:35 - Jary Band
21.50 - Edward Simoni

źródło: http://warszawa.naszemiasto.pl/imprezy/127106.html


Tym którzy tam będą życzę wspaniałej i szalonej zabawy!!! :D:D:D

Będę Was wypatrywać w TV :))

I niech każdy wrzuci coś do puszki :)


środa, 9 stycznia 2008

Zostać mistrzem

Ostatnio bardzo spodobała mi się piosenka "Zostać Mistrzem" Wilków, ciągle za mną chodzi.

Oto jej tekst (słowa które przykuły moją uwagę i pewnie każdy z nas o tym czasami marzy zaznaczyłam grubym drukiem):



Zostać mistrzem - Wilki










autor słów utworu: Robert Gawliński
kompozytor: Wilki


http://pl.youtube.com/watch?v=e2ycU9yiPhg - link do teledysku (pokazuje zespół z drugiej strony)

czwartek, 3 stycznia 2008

Sylwester pełen wrażeń

Co to był za szalony dzień i noc. Nawet nie wiem od czego zacząć, ale zacznę od początku. Rano wstałam dość wcześnie z czarnymi myślami czy aby na pewno przyjedzie autobus którym miałam jechać na Dworzec PKP (bo u mnie było by to normalne). Kamień z serca mi spadł gdy zobaczyłam autobus na przystanku. Jednak moja radość nie trwała zbyt długo ponieważ jechało nim dość dużo ludzi (nie wiem gdzie się oni wszyscy wybierali tego dnia) i strasznie się wlekł myślałam, że nie zdążę już na ten pociąg. Ale udało się, zadyszana dotarłam na PKP, a kochana Marysia kupiła mi już bilet. Więc wsiadłyśmy do pociągu i ruszyłyśmy w drogę. W Rybniku miałyśmy przesiadkę, dołączyła tam do nas Alusia i czekałyśmy na pociąg do Katowic, w którym była już Neruda. Podróż minęła nam dość szybko, głównie na śmiechu :) Gdy dotarłyśmy do Katowic to pozostało nam trochę czasu do przyjazdu Justinee i Gwiazdeczki, poszłyśmy więc do Douglasa, w końcu mogłam poznać zapach słynnego Moschino, naprawdę pięknie pachnie. Zbliżał się jednak czas przyjazdu Justinee, poszłyśmy powoli na peron. Tam podszedł do nas dość dziwny chłopak, który rozpoznał w Marysi niejaką Matyldę, byłyśmy spłakane ze śmiechu, na całe szczęście odszedł i znalazł sobie inną ofiarę :) Po chwili podeszli do nas dwaj Hiszpanie, którzy zapytali się nas czy umiemy po angielsku, ja jak zwykle byłam zakręcona nawet ich nie zauważyłam i wszystkie mnie zaczęły szturchać i się mnie pytały, a ja nawet nie wiedziałam o co chodzi, wyszło na to że żadna nie potrafiła :) Gdy sobie tak czekałyśmy to okazało się, że Gwiazdeczka z Justinee są przy kasach. Gdy Gośka zakupiła bilet, udałyśmy się do pociągu, jednak to, że znalazłyśmy miejsca siedzące było cudem. Podróż była dość uciążliwa, głownie przez pielgrzymki do toalety i dym papierosowy oraz ogólny ścisk. W końcu dotarłyśmy do Krakowa i udałyśmy się na Rynek, zajęliśmy miejsca blisko sceny, akurat odbywały się próby. Jednak mieliśmy dość zadymione miejsce, bo obok nas akurat stali sami palaczy, a jeden z nich to palił papieros za papierosem, nie było czym oddychać mimo tego że byliśmy na dworze. Z minuty na minutę robiło się coraz ciaśniej i musiało się jeszcze dwóch takich fotografów wepchnąć do przodu, jeden z nich to mnie podeptał i jakby mógł to by mnie zgniótł. A ten palacz to już grał nam strasznie po nerwach i w dodatku co chwile poił się z swoim nieletnim (na takiego wyglądał) synem alkoholem i jak zauważyliśmy miał przy sobie petardy. Nie mogłyśmy już znieść z Alą i Marysią dłużej towarzystwa tego człowieka i tego strasznego ścisku, więc postanowiłyśmy udać się trochę do tyłu, bo było tam trochę luźniej. Po chwili jak dotarłyśmy na nasze nowe miejsce, ten okropny palacz odpalił jedna z petard, po prostu cóż to był za głupi człowiek, że mu tak tej ręki nie urwało. Po prostu musiał być to jakiś bezmózgowiec. Wywołało to trochę zamieszania i parę osób usunęło się z jego otoczenia. Na szczęście w porę stamtąd poszłyśmy i nie poniosłyśmy żadnych strat jak inne biedne Foremki, które znajdowały się w jego pobliżu. Potem usadowił się obok nas dość potężny mężczyzna z żoną, który zabawiał wszystkich po zakończeniu prób swoimi żartami i pełnił funkcję tak jakby ochroniarza, wszystkich dookoła ustawiał. Ale był dość sympatyczny i zabawny, umilał nam czas w oczekiwaniu na rozpoczęcie koncertu, bo tak pewnie byśmy umarły z nudów.





W końcu nadszedł moment rozpoczęcia zabawy. Wspaniale się bawiłam, śpiewałam ile się dało, no i bujałam się w lewo i prawo, raczej robił to za mnie zgromadzony tłum :D Chociaż była mroźna pogoda to atmosfera podczas koncertu była gorąca. Czas szybko mi upłynął, najbardziej rozkręcił chyba publiczność bardzo sympatyczny Lou Bega, Boney M, Bajm, Czerwone Gitary, Golec u Orkiestra i również fajnie zaśpiewał Szymon Wydra. A co do niby wielkiej gwiazdy tego Sylwestra Shakin' Stevensa to wole się już nie wypowiadać :/ W końcu nadeszła długo oczekiwana chwila czyli powitanie Nowego Roku, po ukrywaniu się przed prysznicem z szampana zobaczyłam, że na scenie pojawiła się już Alicja Węgorzewska i Andrzej. Stałam oblana szampanem i próbowałam dostrzec ich na "wybiegu" ale miałam z tym małe problemy bo przede mną stali tzw. siatkarze i trudno było mi wypatrzeć Andrzeja, najważniejsze, że słyszałam. Co to była za magiczna chwila, piękny duet i piosenka, na niebie pełno kolorowych fajerwerków, ta chwila mogła jak dla mnie trwać i trwać jednak wszystko co dobre szybko się kończy. No i po wspaniałym występie się skończyło, ludzie nagle zaczęli pchać się do przodu więc postanowiliśmy się oddalić w bardziej luźniejsze miejsce. Po chwili Justinee poinformowała nas, że idą już na PKP, a myśmy akurat w tym momencie zastanawiały się nad tym czy też już nie zbierać się na pociąg, bo robiło się już trochę nieprzyjemnie.








Trzymając się za ręce wydostałyśmy się z roztańczonego i dość już pijanego tłumu ludzi (chyba tylko Foremki były jako jedyne trzeźwe :D) dotarłyśmy w końcu na Dworzec. Dołączyłyśmy do reszty Foremek, gdzie poznałyśmy Olę i Allek, ponieważ wcześniej nie było okazji. Tak sobie stałyśmy, żartowałyśmy i wymieniałyśmy się swoimi przeżyciami w oczekiwaniu na pociąg, aż nadeszła chwila pożegnania z Justyną i Gosią. Nadjechał dość rozpędzony długo oczekiwany przez nas pociąg, wtedy tłum ludzi rzucił się aby do niego za wszelką cenę wejść, niektórzy to nawet wchodzili oknami (masakra). Tłum był tak rozpędzony, że myślałyśmy, że nas po drodze staranują. Na szczęście zsunęliśmy się im trochę z drogi, bo ci ludzie chcieli za wszelką cenę się tam wepchnąć, chociaż już miejsca nie było. Biedną Beatę ten szalony tłum jakoś wepchnął do środka i odjechała bez nas. Nigdy w życiu nie widziałam takiej sytuacji, zaraz przypomniał mi się skecz kabaretu Ani Mru Mru "Otwarcie supermarketu". Nie pozostało nam nic innego jak czekać na kolejny pociąg. Poszliśmy poszukać Gwiazdeczki i Justinee. Tak więc spędziliśmy jeszcze 2 godziny na dworcu w oczekiwaniu na kolejny pociąg. Gdy tak siedziałyśmy zmęczone i obolałe to w tym momencie marzyłam tylko aby się położyć w cieplutkim łóżku. Zbliżała się godzina odjazdu naszego pociągu, postanowiłyśmy, że pójdziemy wcześniej żeby już tym razem wejść. Pożegnałyśmy się z Olą i Allek, bo miały one później pociąg i ruszyłyśmy na peron. Gdy przyszłyśmy to pociąg był już podstawiony i był prawie cały zajęty. Na szczęście jeszcze się tam wepchnęłyśmy, a za nami jeszcze dość dużo ludzi. Podróż była okropna, jechaliśmy jak sardynki w puszce. Było strasznie duszno, ciasno, na dodatek co niektórzy to musieli palić papierosy, jeszcze inny koleś próbował wymiotować i słaniał się gdzieś po podłodze z woreczkiem. Myśleliśmy, że już tam nie żyje ale musiał się chwilowo zdrzemnąć. potem jakiś jego kolega musiał go trzymać za kołnierz kurtki co aby się nie przewrócił na siedzących ludzi. Był tam również bardzo zboczony starszy facet, który miał tylko jedno w głowie i zaczepiał biedną Gosie i Justynę oraz jeszcze dwie takie dziewczyny. Znajdowaliśmy się w takim towarzystwie, że co drugie słowo co słyszeliśmy to było k.... tyle przekleństw w jednym dniu to chyba nie słyszałam przez cały rok. Po drodze opuściła nas Gwiazdeczka, a z nią wysiadł ten stary zboczeniec. Droga była tak długa, pociąg się po prostu wlekł, ale w końcu dotarliśmy do Katowic i odetchnęliśmy z ulgą, że to już koniec męczarni. Udaliśmy się zobaczyć o której mamy pociągi, pierwsza odjechała Justinee, a myśmy miały parę minut za nią pociąg. Tym razem nasz pociąg był prawie pusty i mogłyśmy sobie wygodnie usiąść i nawet zdrzemnąć, wszyscy w naszym przedziale to zrobili i było wyjątkowo cicho. W Rybniku wysiadła Alusia i ja z Marysią po jakiejś godzince dotarłam do naszego kochanego Raciborza. Byłyśmy w nim ok 10 więc udałyśmy się jeszcze do kościoła na Mszę Świętą, nawet nie chciało nam się spać. Na szczęście przyjechali po nas kochani tatusiowie :) Więc do domu wróciłam przed 12. Byłam zmęczona, obolała ale szczęśliwa :D

Mimo tylu niedogodności, warto było pojechać i przeżyć takiego Sylwestra (będę miała co dzieciom kiedyś opowiadać :D jaka to byłam szalona żeby jechać na Sylwestra do Krakowa). Chciałabym Wam wszystkim podziękować za wspólnie spędzone chwile, za narzekania i śmiechy. Z Wami kochane Foremki to zawsze jest dobrze nawet w najgorszych warunkach :D:D:D



Tylko żałuję, że nie udało mi się tego wydarzenia uwiecznić, bo nie było jakoś warunków żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcie :( Ale co tam i tak nie zapomnę tego do końca życia.



Wiem, że ta moja notka jest dość chaotyczna, ale jest taka jak wyglądał ten dzień :D




Jeszcze raz dziękuje za wszystko i pozdrawiam, buziaczki :D:D:D