czwartek, 3 stycznia 2008

Sylwester pełen wrażeń

Co to był za szalony dzień i noc. Nawet nie wiem od czego zacząć, ale zacznę od początku. Rano wstałam dość wcześnie z czarnymi myślami czy aby na pewno przyjedzie autobus którym miałam jechać na Dworzec PKP (bo u mnie było by to normalne). Kamień z serca mi spadł gdy zobaczyłam autobus na przystanku. Jednak moja radość nie trwała zbyt długo ponieważ jechało nim dość dużo ludzi (nie wiem gdzie się oni wszyscy wybierali tego dnia) i strasznie się wlekł myślałam, że nie zdążę już na ten pociąg. Ale udało się, zadyszana dotarłam na PKP, a kochana Marysia kupiła mi już bilet. Więc wsiadłyśmy do pociągu i ruszyłyśmy w drogę. W Rybniku miałyśmy przesiadkę, dołączyła tam do nas Alusia i czekałyśmy na pociąg do Katowic, w którym była już Neruda. Podróż minęła nam dość szybko, głównie na śmiechu :) Gdy dotarłyśmy do Katowic to pozostało nam trochę czasu do przyjazdu Justinee i Gwiazdeczki, poszłyśmy więc do Douglasa, w końcu mogłam poznać zapach słynnego Moschino, naprawdę pięknie pachnie. Zbliżał się jednak czas przyjazdu Justinee, poszłyśmy powoli na peron. Tam podszedł do nas dość dziwny chłopak, który rozpoznał w Marysi niejaką Matyldę, byłyśmy spłakane ze śmiechu, na całe szczęście odszedł i znalazł sobie inną ofiarę :) Po chwili podeszli do nas dwaj Hiszpanie, którzy zapytali się nas czy umiemy po angielsku, ja jak zwykle byłam zakręcona nawet ich nie zauważyłam i wszystkie mnie zaczęły szturchać i się mnie pytały, a ja nawet nie wiedziałam o co chodzi, wyszło na to że żadna nie potrafiła :) Gdy sobie tak czekałyśmy to okazało się, że Gwiazdeczka z Justinee są przy kasach. Gdy Gośka zakupiła bilet, udałyśmy się do pociągu, jednak to, że znalazłyśmy miejsca siedzące było cudem. Podróż była dość uciążliwa, głownie przez pielgrzymki do toalety i dym papierosowy oraz ogólny ścisk. W końcu dotarłyśmy do Krakowa i udałyśmy się na Rynek, zajęliśmy miejsca blisko sceny, akurat odbywały się próby. Jednak mieliśmy dość zadymione miejsce, bo obok nas akurat stali sami palaczy, a jeden z nich to palił papieros za papierosem, nie było czym oddychać mimo tego że byliśmy na dworze. Z minuty na minutę robiło się coraz ciaśniej i musiało się jeszcze dwóch takich fotografów wepchnąć do przodu, jeden z nich to mnie podeptał i jakby mógł to by mnie zgniótł. A ten palacz to już grał nam strasznie po nerwach i w dodatku co chwile poił się z swoim nieletnim (na takiego wyglądał) synem alkoholem i jak zauważyliśmy miał przy sobie petardy. Nie mogłyśmy już znieść z Alą i Marysią dłużej towarzystwa tego człowieka i tego strasznego ścisku, więc postanowiłyśmy udać się trochę do tyłu, bo było tam trochę luźniej. Po chwili jak dotarłyśmy na nasze nowe miejsce, ten okropny palacz odpalił jedna z petard, po prostu cóż to był za głupi człowiek, że mu tak tej ręki nie urwało. Po prostu musiał być to jakiś bezmózgowiec. Wywołało to trochę zamieszania i parę osób usunęło się z jego otoczenia. Na szczęście w porę stamtąd poszłyśmy i nie poniosłyśmy żadnych strat jak inne biedne Foremki, które znajdowały się w jego pobliżu. Potem usadowił się obok nas dość potężny mężczyzna z żoną, który zabawiał wszystkich po zakończeniu prób swoimi żartami i pełnił funkcję tak jakby ochroniarza, wszystkich dookoła ustawiał. Ale był dość sympatyczny i zabawny, umilał nam czas w oczekiwaniu na rozpoczęcie koncertu, bo tak pewnie byśmy umarły z nudów.





W końcu nadszedł moment rozpoczęcia zabawy. Wspaniale się bawiłam, śpiewałam ile się dało, no i bujałam się w lewo i prawo, raczej robił to za mnie zgromadzony tłum :D Chociaż była mroźna pogoda to atmosfera podczas koncertu była gorąca. Czas szybko mi upłynął, najbardziej rozkręcił chyba publiczność bardzo sympatyczny Lou Bega, Boney M, Bajm, Czerwone Gitary, Golec u Orkiestra i również fajnie zaśpiewał Szymon Wydra. A co do niby wielkiej gwiazdy tego Sylwestra Shakin' Stevensa to wole się już nie wypowiadać :/ W końcu nadeszła długo oczekiwana chwila czyli powitanie Nowego Roku, po ukrywaniu się przed prysznicem z szampana zobaczyłam, że na scenie pojawiła się już Alicja Węgorzewska i Andrzej. Stałam oblana szampanem i próbowałam dostrzec ich na "wybiegu" ale miałam z tym małe problemy bo przede mną stali tzw. siatkarze i trudno było mi wypatrzeć Andrzeja, najważniejsze, że słyszałam. Co to była za magiczna chwila, piękny duet i piosenka, na niebie pełno kolorowych fajerwerków, ta chwila mogła jak dla mnie trwać i trwać jednak wszystko co dobre szybko się kończy. No i po wspaniałym występie się skończyło, ludzie nagle zaczęli pchać się do przodu więc postanowiliśmy się oddalić w bardziej luźniejsze miejsce. Po chwili Justinee poinformowała nas, że idą już na PKP, a myśmy akurat w tym momencie zastanawiały się nad tym czy też już nie zbierać się na pociąg, bo robiło się już trochę nieprzyjemnie.








Trzymając się za ręce wydostałyśmy się z roztańczonego i dość już pijanego tłumu ludzi (chyba tylko Foremki były jako jedyne trzeźwe :D) dotarłyśmy w końcu na Dworzec. Dołączyłyśmy do reszty Foremek, gdzie poznałyśmy Olę i Allek, ponieważ wcześniej nie było okazji. Tak sobie stałyśmy, żartowałyśmy i wymieniałyśmy się swoimi przeżyciami w oczekiwaniu na pociąg, aż nadeszła chwila pożegnania z Justyną i Gosią. Nadjechał dość rozpędzony długo oczekiwany przez nas pociąg, wtedy tłum ludzi rzucił się aby do niego za wszelką cenę wejść, niektórzy to nawet wchodzili oknami (masakra). Tłum był tak rozpędzony, że myślałyśmy, że nas po drodze staranują. Na szczęście zsunęliśmy się im trochę z drogi, bo ci ludzie chcieli za wszelką cenę się tam wepchnąć, chociaż już miejsca nie było. Biedną Beatę ten szalony tłum jakoś wepchnął do środka i odjechała bez nas. Nigdy w życiu nie widziałam takiej sytuacji, zaraz przypomniał mi się skecz kabaretu Ani Mru Mru "Otwarcie supermarketu". Nie pozostało nam nic innego jak czekać na kolejny pociąg. Poszliśmy poszukać Gwiazdeczki i Justinee. Tak więc spędziliśmy jeszcze 2 godziny na dworcu w oczekiwaniu na kolejny pociąg. Gdy tak siedziałyśmy zmęczone i obolałe to w tym momencie marzyłam tylko aby się położyć w cieplutkim łóżku. Zbliżała się godzina odjazdu naszego pociągu, postanowiłyśmy, że pójdziemy wcześniej żeby już tym razem wejść. Pożegnałyśmy się z Olą i Allek, bo miały one później pociąg i ruszyłyśmy na peron. Gdy przyszłyśmy to pociąg był już podstawiony i był prawie cały zajęty. Na szczęście jeszcze się tam wepchnęłyśmy, a za nami jeszcze dość dużo ludzi. Podróż była okropna, jechaliśmy jak sardynki w puszce. Było strasznie duszno, ciasno, na dodatek co niektórzy to musieli palić papierosy, jeszcze inny koleś próbował wymiotować i słaniał się gdzieś po podłodze z woreczkiem. Myśleliśmy, że już tam nie żyje ale musiał się chwilowo zdrzemnąć. potem jakiś jego kolega musiał go trzymać za kołnierz kurtki co aby się nie przewrócił na siedzących ludzi. Był tam również bardzo zboczony starszy facet, który miał tylko jedno w głowie i zaczepiał biedną Gosie i Justynę oraz jeszcze dwie takie dziewczyny. Znajdowaliśmy się w takim towarzystwie, że co drugie słowo co słyszeliśmy to było k.... tyle przekleństw w jednym dniu to chyba nie słyszałam przez cały rok. Po drodze opuściła nas Gwiazdeczka, a z nią wysiadł ten stary zboczeniec. Droga była tak długa, pociąg się po prostu wlekł, ale w końcu dotarliśmy do Katowic i odetchnęliśmy z ulgą, że to już koniec męczarni. Udaliśmy się zobaczyć o której mamy pociągi, pierwsza odjechała Justinee, a myśmy miały parę minut za nią pociąg. Tym razem nasz pociąg był prawie pusty i mogłyśmy sobie wygodnie usiąść i nawet zdrzemnąć, wszyscy w naszym przedziale to zrobili i było wyjątkowo cicho. W Rybniku wysiadła Alusia i ja z Marysią po jakiejś godzince dotarłam do naszego kochanego Raciborza. Byłyśmy w nim ok 10 więc udałyśmy się jeszcze do kościoła na Mszę Świętą, nawet nie chciało nam się spać. Na szczęście przyjechali po nas kochani tatusiowie :) Więc do domu wróciłam przed 12. Byłam zmęczona, obolała ale szczęśliwa :D

Mimo tylu niedogodności, warto było pojechać i przeżyć takiego Sylwestra (będę miała co dzieciom kiedyś opowiadać :D jaka to byłam szalona żeby jechać na Sylwestra do Krakowa). Chciałabym Wam wszystkim podziękować za wspólnie spędzone chwile, za narzekania i śmiechy. Z Wami kochane Foremki to zawsze jest dobrze nawet w najgorszych warunkach :D:D:D



Tylko żałuję, że nie udało mi się tego wydarzenia uwiecznić, bo nie było jakoś warunków żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcie :( Ale co tam i tak nie zapomnę tego do końca życia.



Wiem, że ta moja notka jest dość chaotyczna, ale jest taka jak wyglądał ten dzień :D




Jeszcze raz dziękuje za wszystko i pozdrawiam, buziaczki :D:D:D



3 komentarze:

Gwiazdeczka pisze...

Było wesoło, pieknie, PINowo, Foremkowo i jak zawsze wspaniale xD
Znów "...Czekam tylko na TE dni..." xD
Chwalmy Pana :D

Anonimowy pisze...

Fajnie było nie ma czego żałować:D Tylko kapke zima ale przeżyłyśmy nasze dzieci, wnuki to będą się miały z czego śmiać:D
Dziękuje za wspaniałą zabawe z tego wszystkiego to chyba powrotna podróż była najgorsza...Pozdrawiam:*

Anonimowy pisze...

Dzięki za relacje, przygód wam nie zabrakło, po przeczytaniu relacji tylu Foremek coraz bardziej chce na koncert:)
Pozdrowienia:)))