niedziela, 14 grudnia 2008

Noc kina :)

Co to była za szalona noc. Nie wypalił nam wyjazd na Bilet do Bollywood do Katowic. Jednak na pocieszenie pojawił się inny równie wspaniały pomysł aby wybrać się do Rybnika do Multikina na Noc kina. Podczas tej nocy było wyświetlanych 11 filmów różnych gatunków, gdzie m.in znalazł się również nasz ukochany Bollywood i film "Fanaa". Film ten chociaż już widziałyśmy, to jednak tak bardzo go lubimy i chciałyśmy go zobaczyć na wielkim ekranie i przy okazji mieć okazję do spotkania.

Nasz wypad na początku stał również pod wielkim znakiem zapytania, ponieważ pojawiły się problemy z dojazdem i moja rozwijająca się powoli choroba. Jednak zaryzykowałam. W piątek po pracy udałam się do Rybnika (po drodze walczyłam aby nie zasnąć, bo jak wiadomo pociągi bardzo usypiają :)) Na miejscu byłam po 18, gdzie na PKP czekałam na mnie kochana Ala. Postanowiliśmy nie czekać na autobus i poszłyśmy do niej na piechotę. Droga nie była taka długa po spędziłyśmy ją na gadaniu (nie widziałyśmy się pół roku). Dotarliśmy do jej domu koło 19. Potem wypiłyśmy kawkę, na początku towarzystwa dotrzymywał nam roczny siostrzeniec Ali, trochę po rozrabiał :) Przed 22 dołączyła do nas koleżanka Ali, Pati :) Trochę jeszcze pogadałyśmy i pośmiałyśmy się. Gdzieś koło 22.30 wyjechałyśmy do kina, bo cała impreza zaczynała się o 23. Gdy dotarłyśmy do kina zdziwił nas widok tylu ludzi. Nie sądziłyśmy, że będzie takie zainteresowanie. Pokazałyśmy bileciki zakupiłyśmy cole, potem zastanawiałyśmy się na jaki film pójść na pół godziny bo nasz film na który głównie przyszłyśmy zaczynał się o 23.30. Więc poszłyśmy na chwilę na film "Nieuchwytny", siadłyśmy sobie całkiem z przodu, jednak jak puścili film to myślałam, że oślepnę, tak blisko to w kinie jeszcze nie siedziałam. Napisów to już wcale nie szło czytać bez kręcenia głową. Jednak długo nie musiałyśmy się męczyć, a film też nawet nas za bardzo nie zainteresował. Przeszłyśmy do sali gdzie miał lecieć nasz kochany film. Gdy weszłyśmy do niej zdziwiła nas nawet dość duża liczba ludzi, myślałyśmy, że pewnie będziemy same. Jednak znalazło się jeszcze paru szaleńców, a w tym nawet jacyś chłopcy, dość dużo ich tam było. Zostało trochę czasu do filmu więc Ala z Pati poszła kupić popcorn. Po drodze weszły do sąsiedniej sali gdzie chyba leciał jakiś horror czy coś. Ponieważ było słychać straszna muzykę i ich krzyki, jak weszły to pokrzyczały i zaraz z niej zmykały :D W końcu nadszedł czas na"Fane", jednak nie było tak dobrze jak myślałyśmy. Film się rozpoczął, wszystko fajnie, muzyka, obraz tylko gdy doszło to pierwszych dialogów to już nie było fajnie ponieważ leciały napisy jednak nie było głosów aktorów. Film chyba dla głuchoniemych. Było ogólne oburzenie na sali. Jednak wyszły chyba tylko 3 osoby, reszta czekała na jakiś cud. (pewnie równie zapaleni fani Bollywood jak my :D) Gdzieś po 10 min włączyli jeszcze raz film i modliliśmy się tylko żeby działało wszystko już dobrze. Na szczęście głosy aktorów zabrzmiały. Film świetny, na dużym ekranie to zupełnie inna bajka. Ta muzyka, obraz dodawały większych emocji. Myślałam, że jak widziałam już ten film to pewnie będzie mnie nudził. Jednak nie, było tak, odkryłam go trochę na nowo. Szczególnie podczas emocjonujących scen, chociaż wiedziałam co się stanie to i tak czułam te potężne emocje, ten niepokój. W połowie znowu natrafiliśmy na pewien problem bo film się zaciął, ale trochę go przewinęli i nawet dobrze bo scena ta był nudna i akurat zatrzymał się na ważnym momencie. Film naprawdę świetny, żałuję, że nie miałam okazji pierwszy raz go oglądać w kinie, bo bym pewnie również chwilami skakała na krześle ze strachu i potężnych emocji, a na końcu pewnie bym płakała jak bóbr. Jednak i tak się cieszę, że miałam okazję zobaczyć jakikolwiek film indyjski na dużym ekranie. Bo chyba wszystkie powinny lecieć w kinach :) Seans ten zakończył się ok 2.30 poszłyśmy skorzystać z toalety i potem nie wiedziałyśmy na jaki kolejny film iść, weszłyśmy do jednej sali, była pełna, a film wydawał się jakiś dziwny. Poszłyśmy do sali obok leciał jakiś czeski film "Mężczyzna idealny) , widziałyśmy koniec jednak był fajny, nie trzeba było dużo czytać bo większość można zrozumieć. Zobaczyłyśmy to co najważniejsze w tym filmie i mówiąc szczerze po końcówce wiedziałyśmy o co mniej więcej chodziło w tym filmie. O 3.10 miał lecieć kolejny film czeski, postanowiłyśmy, że pójdziemy na niego bo nie będziemy musiały się męczyć czytaniem napisów. Miałyśmy trochę czasu więc poszłyśmy na 2.40 na "Angielską robotę", film był beznadziejny więc zaraz stamtąd poszłyśmy już na nasz czeski film "Butelki zwrotne". Film ten okazał się dość dziwny, niby to komedia, albo jakiś psychologiczny. Jednak dało się jakoś wytrzymać, chociaż co niektórzy to urządzili sobie drzemkę (co tam mieli tani nocleg). Film zakończył się ok 4.45. Najgorsze co w tym było to to siedzenie, człowiek był bardzo połamany. Jednak się rozruszałyśmy zaraz szukaniem wyjścia na parking, miałyśmy z tym problem, jednak udało się. Pati podrzuciła mnie na PKP, gdzie się pożegnałam z dziewczynami. Jeszcze raz Wam dziękuje za wspólnie spędzony czas, było bardzo fajnie. Na PKP byłam o 5, a pociąg miałam dopiero o 5.38. Jednak czas mi dość szybko minął, przy słuchaniu muzyczki z mp3. Myślałam, że pojadę o tej porze w sobotę sama pociągiem, jednak jechało dość dużo ludzi, ale i tak usiadłam sobie zaraz z przodu blisko konduktorów. Jak wiadomo zawsze bezpieczniej. W pociągu nieźle mi oczy latały i się parę razy zdrzemnęłam, i zawsze przespałam stację. Bałam się, że prześpię i Racibórz :) jednak udało mi się wytrzymać i wysiadałam, o 6.40 byłam w Raciborzu. Nawet nie musiałam czekać na autobus, bo przyjechał po mnie tatuś. Więc byłam po 7 w domu. Zjadałam coś, byłam strasznie głodna i brzuch mnie bolał od tej coli, blee na jakiś czas mam wstręt do niej :) Musiałam się jakoś zabrać za sprzątanie, jednak szło mi to strasznie. Byłam tak zmęczona, że nie miałam sił, a oczy zamykały mi się na stojąco. W końcu mama się na de mną zlitowała i dokończyła to za mnie i wysłała mnie pod prysznic i spać. Tak więc dotarłam do łóżka kolo 13, ciężko było z powodu zamieszania jakie tata zrobił z prezentem świątecznym. Nie dali mi szans spać. Jednak jak się już położyłam to nie pamiętam kiedy zasnęłam, chyba błyskawicznie. Przebudziłam się o 18, wypiłam coś, pochodziłam, jednak nie było co robić to się z powrotem położyłam i spałam dalej do dziś, o 8 się obudziłam. Strasznie mnie dzisiaj męczy ten mój okrutny katar, który powoli mam już chyba tydzień. Ale trzeba go jakoś przetrzymać.
Fajnie było na tym maratonie, biegałyśmy jak szalone pomiędzy salami :D a ochroniarze dziwnie się a nas patrzyli. Chociaż było to trochę męczące (będąc na nogach od 5.10 w piątek, do 13 kolejnego dnia, kto by to wytrzymał) i mam kina na pewien czas już dość ale warto było oderwać się od tej codziennej monotonii i się powygłupiać oraz pośmiać. Dla takich warto się czasami poświęcić :D naładować pozytywnie akumulatory :D

Jutro znowu praca, jeszcze muszę trochę wytrzymać do Wiligilii. W przyszły poniedziałek czeka nas jeszcze występ jasełkowy w Domu Kultury. Występuje całe przedszkole, a panie które będą na scenie aby zapanować nad tym wszystkim też muszą być przebrane. Mi przypadło przebrać się za pasterza. Jakoś chyba będę musiała to przetrzymać :) We wtorek liczę na to, że nie będzie już dużo dzieci, a w środę biorę już wolne (kto to w ogóle widział aby w wigilię przedszkole było otwarte).

Kończę już ta moją chaotyczna notkę. Przepraszam ale trudno mi się skupić przez ten katara i w ogóle tyle emocji jest do opisania, a jest to trudne. Dziękuje wytrwałym czytelnikom.

Na koniec zamieszczam jedna z moich ulubionych piosenek z filmu Fanaa, na dużym ekranie wyglądało to bajecznie, te kolory i ten taniec. Sami zobaczcie:


Fanaa - Des Rangila


Pozdrowionka :*

1 komentarz:

majowa dziewczyna pisze...

Noc w kinie musiała być fantastyczna ;) U nas w Cieszynie mało jest takich nocy, kiedyś się zdarzały. "Fanaa" na dużym ekranie to musiało być coś niesamowitego ;) Kuruj się byś w Święta była zdrowa i jak najpełniej je przeżyła. A za przedstawienie trzymam kciuki :)
Pozdrowionka :*