niedziela, 13 czerwca 2010

Hożoof




No i po koncercie. Był on raczej niepewny, nie liczyłam za bardzo, że na niego pojedziemy. Jednak tak się złożyło, że udało nam się pojechać. Chociaż gdy wstałam w sobotę rano gdy poczułam ten żar z nieba to mi się dosłownie odechciało, w ogóle nie miałam nastroju na koncert. Jednak umówiłam się już z Alą, że jedziemy i nie chciałam rezygnować. Więc po 12 ruszyłyśmy z siostra pociągiem do Katowic. W Rybniku dołączyła do nas Ala i tak smażyłyśmy się w pociągu. Gdy dotarłyśmy z boleściami do Katowic zaraz pomknęłyśmy na tramwaj żeby zdążyć na spotkanie Foremkowe, które miało być o 15 na przystanku Stadion Śląski, z tego pośpiechu nie byłyśmy pewne na którym przystanku miałyśmy wysiąść. Jednak dotarłyśmy na miejsce klika minut po 15 i o dziwo nawet było nas dość sporo. Poznałyśmy nowe Foremki, zobaczyliśmy album urodzinowy dla Alka (chociaż raz mogłam zobaczyć jak wygląda ten album :)) Gdy już wszyscy dotarli wspólnie ruszyliśmy w poszukiwaniu sceny. Nie było to jednak łatwe jak się wydawało. Ten park jest ogromny :) nie wiedziałam o tym. Przed nami biegł mały Andrzejek i dziwiłam się skąd on bierze te siły przy takim upale, gdy ja ledwie, że szłam. Jednak im bliżej byliśmy sceny tym bardziej zostawał w tyle. Miałyśmy jeszcze trochę czasu do koncertu więc sobie usiadłyśmy wspólnie przy stole, od tego upału nie byłyśmy bardzo rozmowne, ale było miło. W końcu zbliżyła się godzina 17 i poszłyśmy wspólnie pod scenę, ale najpierw musiałyśmy przejść kontrole naszych torebek, ochrona miła co robić.  No i nastała ta chwila na scenę wyszedł zespól PIN zaczęli jak zwykle "Winem i śpiewem" potem było oczywiście "BTCDM", "WMS", "Odlot Aniołów", Improwizacja + "7 nocy biegu wstecz", "Niekochanie", "Konstelacje", roztańczone "Route 66" i oczywiście nie mogło zabraknąć "O sole mio", które przyprawia mnie o dreszcze,  oczywiście było w nowej wersji  która z reszta bardzo mi się podoba. Nie wiem czy o czymś nie zapomniałam, ale koncert szybko minął trwał tylko godzinę.


Było jeszcze sto lat dla Alka, a potem bis i oczywiście było oczekiwane "PINlady", cudowna jest ta piosenka na żywo :) Na koncercie było strasznie gorąco ale na całe szczęście pojawiły się chmury i nie grzało nas jeszcze dodatkowo słońce. Chłopacy tez biedni zgrzani, lał się z nich pot tak jak z nas. Ale zabawa była świetna, tylko strasznie krótko. Po koncercie Aga wręczyła Alkowi album, chwilę chłopacy rozdawali autografy i musieli jechać na następny koncert. 


My też musiałyśmy się zbierać na tramwaj. Więc pożegnałyśmy się z Foremkami i poszłyśmy z Magdą, Kasią, Jagodą i Klaudią (nie wiem czy dobrze zapamiętałam imiona) na tramwaj. Na dworcu kupiłyśmy szybko hamburgery bo od śniadania nic nie jadłyśmy, zgubiłyśmy gdzieś Jagodę i Klaudię więc pożegnałyśmy się z Magdą, miło było Was poznać dziewczyny. Oczywiście w drodze na peron, przyczepił się do nas jakiś chłopak, czepiał się tych naszych hamburgerów, śmiechu było co nie miara, myślałam, że już z nami pojedzie :) W pociągu musiałyśmy poszukać jakiegoś wolnego miejsca i ruszyłyśmy do domu. Jednak widać było, że wracamy do szarej rzeczywistości i to dosłownie, z słonecznego miejsca (prawie cały czas takie było) gdy zbliżałyśmy się bliżej domu było coraz więcej czarnych chmur, potem błyskawice, gdy dojeżdżaliśmy do Rybnika to tam już totalnie lało. Pożegnała nas tam Ala i w stronę Raciborza już jechałyśmy same  z siostrą. Ale im byłyśmy bliżej domu tym było ciemniej i więcej błyskawic. Nigdy nie jechałam w burzy pociągiem i nie podobało mi się to, bałam się strasznie, ale za to mogłam podziwiać piękne błyskawice. Z jednej strony fascynowały mnie a  z drugiej przerażały. Gdy dotarłyśmy na miejsce, to powitał nas istny koniec świata. Czar po koncertowej energii prysł jak bańka mydlana. Lało niesamowicie, nie biegłyśmy do samochodu a i tak zmokłyśmy. Nie wiedziałam czy jechać czy co robić. Jenak nie miałam wyboru, ruszyłam ale tak lało, że wycieraczki nie nadążały, na drodze było pełno wody, ciągle grzmiało i te błyskawice. Nie wiedziałam gdzie jadę chwilami. Byłam w takim stresie, takiej długiej drogi do domu chyba nigdy nie miałam. Do tego szyby zaczynały mi parować,  nic już chwilami nie widziałam. A im byłam bliżej domu tym więcej wody na drodze było, spływała ona z pół z błotem, myślałam, że chyba nie dojedziemy już do domu, ze studzienek kanalizacyjnych już wypływała woda miejscami. Istny koniec świata. Na szczęście jakoś dotarłyśmy szczęśliwie do domu, ale nie wyglądało na to że dojedziemy. W domu też pełno wody na podwórku, jak weszłam do całe stopy miałam zalane. Byłam wykończona totalnie, noc była niespokojna, duszno było. Dopiero dziś na nowo mogłam przeżywać koncertowe chwile. Wymazując ta okropną burzę to było świetnie. Na chwile mogłam przełączyć moje myślenie i się świetnie bawić. Dziękuję wszystkim za wspólnie spędzony czas i zabawę. Miło było poznać nowe osóbki, a pozostałe znów zobaczyć :)


"Czekam tylko na TE dni" :)

Więcej zdjęć znajdziecie GALERII  lub możecie zobaczyć filmik z tymi zdjęciami klikając TUTAJ
Filmik na razie jeden wrzuciłam, stopniowo będę wrzucać pozostałe (w miarę możliwości czasowych i mojego internetu :))

Pozdrowionka :*

Brak komentarzy: