niedziela, 19 października 2008

W końcu jestem :D

Miałam napisać notkę chyba już ponad dwa tygodnie temu, niestety nie udało mi się to. Jedynie to co powoli zmieniałam wygląd mojego bloga, najpierw udało mi się zdjęcie zmienić a potem kolor. Teraz jest już u mnie trochę jesiennie :) Głównym powodem nie pisania jest mój brak czasu, ostatnio przecieka mi on między palcami. Najpierw ponowny przyjazd już w tym roku gości z Niemiec, dziadka i kuzyna. Do tego dochodzi brak czasu i sił związany z pracą, wychodzę wcześnie rano wracam po południu, jestem zazwyczaj strasznie zmęczona i jak nie mam sił aby coś napisać, to siostra okupuje komputer, albo jak już mam siły i wenę aby coś napisać to ktoś musi mi wisieć nad ramieniem (siostra) , nie mam warunków. Tak więc tą notkę dzisiaj piszę na raty i ciągle coś zmieniam :) ale ważne, że już coś piszę. W końcu prowadzenie bloga zobowiązuje do pisania notek :) i muszę jakoś znaleźć na to czas

Tak więc u mnie nic specjalnego się nie dzieje, można by powiedzieć, że monotonia. Jednak do końca tak nie jest. Niby robię dziennie to samo, ale każdy dzień spędzony w przedszkolu jest inny, każdego dnia dzieci potrafią czymś innym zaskoczyć, nie da się przewidzieć jaki będzie ten dzień. Szczególnie co może zrobić mój podopieczny, on to jest strasznie nieprzewidywalny więc trzeba z nim uważać. W ostatnim tygodniu trochę się działo w naszym przedszkolu. A to w Dzień Edukacji, bardzo się zdziwiłam faktem, że dostałam nawet dwa kwiatki i bukiecik, chociaż panią to tam raczej nie jestem, ale bardzo było mi z tego powodu miło nie spodziewałam się, nawet zapomniałam o tym. Jednak mini akademii dzieciaczków niestety nie mogłam zobaczyć bo mój podopieczny miał zły dzień i musiałam z nim wyjść bo narobił tyle wrzasku i próbował mnie nawet rozebrać jak ciągnął mnie za bluzkę :) ale widziałam próby i mniej więcej wiedziałam już co będzie. Miałam również tego dnia iść na kolację z przedszkola z okazji Dnia Nauczyciela, jednak miałam coś pilnego jeszcze do załatwienia po pracy i nie udało mi się zdążyć na autobus do domu i nie chciało mi się czekać w mieście do 18 na kolację, a potem byłabym dopiero w domu koło 21, chyba bym tam padła, i tak byłam w domu dopiero o 17.30 i byłam już dość zmęczona. Pewnie było fajnie, ale mówi się trudno.
W środę był bardzo fajny dzień, bo mieliśmy wyjazd do Teatru Muzycznego w Gliwicach na "Kota w butach". Mój podopieczny jechał z tatą, więc miałam trochę luzu i mogłam od niego odpocząć, ale on jednak chyba stęsknił się za mną bo się rozglądał za mną w autobusie, a w teatrze mnie zaczepiał :) Jednak podczas takiego wyjazdu trzeba mieć nieźle oczy otwarte, aby gdzieś tylko jakieś dziecko się nie zgubiło, tyle innych grup tam było, szumu, oczy strasznie latały i tylko patrzeć aby się gdzieś nie zgubić. Z wyjściem do ubikacji to samo, przeliczyć czy aby tyle dzieci na pewno zabrałam i uważać aby mi nie uciekli. Można trochę oszaleć, wszędzie tyle krasnali :) Przedstawienie bardzo mi się podobało, mimo tego że było dla dzieci :)
Czwartek i piątek były okropnymi dniami, dzieci były tak nakręcone, nie słuchały, na czele z moim podopiecznym. On w czwartek przeszedł samego siebie, zostałam pokopana, tyle razy pociągnięta za włosy, pogryziona, nie można było go odstąpić na krok bo uciekał. Moja cierpliwość była tego dnia na skraju wytrzymałości, myślałam, że oszaleję. Jednak, gdzieś koło 13 musiałam już wyjść na chwilę do WC, wracam a on do mnie dlaczego uciekłam. Tłumaczę mu, że tylko wyszłam do WC, a on nadal, że uciekłam. To mu druga panią mówi, że poszłam dlatego, że jest taki niegrzeczny. Jak potem zaczął mnie nie spuszczać z oka jak tylko się kawałek poruszyłam to ona za mną i biegł do drzwi, myślałam, że będzie uciekać a on, że nie pozwala mi uciekać i stał w drzwiach. Potem zaczął być niegrzeczny to mu powiedziałam, że pójdę znowu sobie bo się źle zachowuje to jak mnie objął i powiedział, że mnie nie puści. I tak do końca dnia, był już spokojny i ciągle mnie obejmował jak się tylko gdzieś ruszyłam. Po prostu mnie tym zaskoczył, wręcz jego takim przerażeniem, że mogę go tak zostawić (naprawdę się przywiązał). było to dość zabawne taka zmiana zachowania (popada w skrajności). W piątek znowu był niegrzeczny na dzień dobry dostałam drewnianym klockiem w brew, że aż mi łzy napłynęły do oczu (na szczęście nie ma siniaka, tylko trochę boli), zrobił to bardziej przypadkowo, jednak nie był już tak zły jak dzień wcześniej, to pozostałe dzieci były gorsze. Groźba z tym, że sobie pójdę jak będzie niegrzeczny nadal trochę działała, jednak nie wiem jak długo na niego podziała :)
Tak więc mniej więcej minął ten tydzień, jak to powiedziała któraś z pani w tym przedszkolu mam szkołę życia. Mam chwile, że mam dość ale mówiąc szczerze po jakimś czasie jak pomyśle o tym to nie jest aż tak źle. Wiem, że w tym przedszkolu czegoś się nauczę, poznam te dzieci, bo tak nie miałabym takiej możliwości i czasem bardzo mi się podoba, a czasem mam dość, jak to jest już w tym naszym życiu "życie uczy mnie, że nie same łatwe dni..." Wracam do domu strasznie zmęczona, przyczynia się do tego głownie wczesne wstawanie, szum w przedszkolu i użeranie się czasem z moim podopiecznym. Jestem po tym tygodniu posiniaczona, z przerzedzonymi włosami :) ale jest dobrze, w końcu dam radę. Musi być dobrze, tylko trochę mnie przeraża ten szybko uciekający czas, przecież niedawno zaczynałam ten staż, a tu już za niedługo Wszystkich Świętych. Nie wiem czy tylko mi tak szybko ucieka ten czas czy wszystkim?

Bym zapomniała o najważniejszym. Z 1,5 tygodnia temu przybłąkał się do nas kotek. Jest taki sympatyczny i kochany, chociaż z wyglądu nie jest taki ładny, takiego fajnego kotka jeszcze nie miałam, chociaż tyle ich już było. Skradł nasze serducha, mam nadzieję, że nas nie opuści bo się do niego przywiązałam :) a miałam zamiar kupić sobie króliczka, jednak na razie kotek mi wystarczy :)

Oto mój kotek Filemon, trochę przysypiający :)

Tak więc jutro znowu poniedziałek, nowy tydzień, nowe emocje (mam nadzieję, że więcej tych pozytywnych) wczesne wstawanie :/ Mam nadzieję, że tym razem szybciej coś napiszę, ale chyba tym razem trochę po marudzę, bo ostatnio miałam już ochotę to zrobić, ale jakoś na razie mi to przeszło ale powoli się to we mnie wszytko kumuluje.

Bym zapomniała, przeczytałam ostatnio w księdze gości przypadkowy wpis gościa, dzięki któremu poprawił mi się humor. Bardzo się cieszę, że u kogoś kto tu wszedł pojawił się uśmiech :) ucieszyło mnie to bardzo, że ktoś tu w ogóle zagląda (pewnie jest takich osób niewiele) i nie idzie na marne te moje skrobanie :D Myślę, że z tej dzisiejszej notki mniej więcej można się połapać, a jak nie to przepraszam ale z pisaniem u mnie ciężko, a szczególnie ostatnio :)

Pozdrowionka i buziaczki dla czytelników mojego bloga :):):)

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Aniu w niektorych momentach wzruszyła mnie ta notka bardzo miło jak ktos cie doceni dostaniesz kwiaty od dzieciakow a twoj podopieczny martwi sie ze go opuscisz tez to jest mile jak wiesz ze jestes komus potrzebna a mu chyba bardzo!!!Pozdrawiam i sle buziaczki

majowa dziewczyna pisze...

Aniu cieszę się, że mogę się czegoś dowiadywać o twoim życiu z tego bloga ;) Widzę, że miałaś trochę zakręcony okres, ale cieszę się, że jest on już za tobą. Widzę, że w przedszkolu jesteś lubiana i potrzebna, a to zawsze człowieka cieszy, bo wie, że to co robi nie robi na darmo. Życzę kolejnych udanych dni ;) Pozdrowionka i buziaczki :*

Andzia pisze...

No niby jestem potrzebna ale nie zawsze mi to okazują, bo ich zachowanie jest czasem wręcz przeciwne. Czasami mam wrażenie, że mnie mają dość. Szczególnie jest dziwny mój podopieczny, niby mnie lubi ale całkiem coś innego robi albo mówi. Ale to chyba przez jego chorobę i nic nie da się z tym zrobić. Muszę to jakoś zrozumieć i wytrzymać. Na szczęście są też i te miłe momenty i dla takich chwil warto żyć :):):)

Anonimowy pisze...

Ja Ci współczuję tego urwisa :). A jak ma na imię? Bo chyba wcześniej nie pisałaś. Ale widać, że się do Ciebie przywiązał i to dobrze :).
Pozdrawiam i życzę sukcesów w pracy! Żeby dzieci Ci często nie uciekały :).

Andzia pisze...

Dzieci to mi nie uciekają, tylko mój podopieczny :) ma na imię Artur, jemu to jednak trzeba trochę wybaczyć bo to jest ta choroba i nic się na to nie poradzi niestety. Chociaż ma się czasami ochotę mu przyłożyć w tyłek. Ale co zrobisz, nic nie zrobisz :D