Ostatnio mam jakiś podły nastrój. Mam go już od nowego roku, który fatalnie się zaczął i nadal jest nie za ciekawy. Wiem dopiero parę dni minęło, ale jakoś mam dość tego wszystkiego. Do tego doszła dobijająca wiadomość od koleżanki z liceum. Może podczas szkoły dość dobrze się kumplowałyśmy, jednak gdy w jej życiu pojawił się chłopak to zeszłam już na drugi tor. Wtedy głupia byłam i naiwnie wierzyłam, że pewnie się wszystko zmieni, że ten kontakt będziemy utrzymywać poza szkołą, tym bardziej, że jej chłopakiem jest mój kolega z mojej miejscowości. Jednak gdy tylko szkoła się skończyła tak nasz kontakt również prawie się urwał. Tylko od czasu do czasu coś tam napiszemy między sobą(parę zdań), ale i tak naprawdę nie wiem co u niej się dzieje, a ona co u mnie słychać. Nie dziwiłam się w sumie, że tak się stało, przecież te niby "przyjaźnie" szkolne nigdy nie trwają dłużej niżeli sama szkoła. Jednak ja byłam głupia i się łudziłam, że jednak może w końcu spotkałam prawdziwą przyjaciółkę. Ale po pewnym czasie się z tym pogodziłam, że ludzie są wtedy przy mnie jeżeli czegoś potrzebują. A moje problemy w ogóle ich nie interesują. Żałuję, że zbyt późno sobie to uświadomiłam. Tak więc udało mi się z tym trochę oswoić bo pogodzić to nie wiem czy do końca. Bo trudno jest być ciągle samym, nie mogąc się komuś wyżalić z problemów. Zastanawiam się czy w ogóle można spotkać tego prawdziwego przyjaciela. A może to ze mną jest coś nie tak, bo jestem inna od reszty. Bo nie robię, lubię tego co inni wokoło. Bo potrafię to powiedzieć, że mi się to nie podoba. Chyba tak jest, jeżeli nie robisz tego co reszta "stada" i nie idziesz ślepo za nimi, żeby im się podobać to cię izolują. Ale ja tak nie potrafię, żyję tak jak ja chcę, robię co mi sprawia przyjemność, a nie innym. Może dlatego ponoszę takie tego konsekwencje.
Wracając do wiadomości jaką otrzymałam od tej mojej koleżanki, bo trochę się rozpisałam nie na temat. Tak więc jej wiadomość dotyczyła tego abym została jej "druhną" na jej weselu. Tego po niej to bym się w życiu nie spodziewała, ale życie lubi nas zaskakiwać. Strasznie mnie zdenerwowała tą wiadomością i poczułam się naprawdę jak jakaś naiwniara lub idiotka, może nią jestem że mi to zaproponowała? Nie odzywała się tyle co nic, na spotkanie nie miała czasu, tyle razy była u swojego narzeczonego (mieszka tam gdzie ja), mogła wpaść pogadać albo przejść się na spacer. Z jej strony była totalna olewka. A ja nie lubię się komuś narzucać jak widzę, że ma to gdzieś. O ich ślubie tak w ogóle to dowiedziałam się od osób trzecich. A ja mam teraz może być wielce uradowana, że sobie o mnie przypomniała jak jestem jej teraz widocznie potrzebna. Mówiąc szczerze strasznie mnie to zabolało. Napisałam jej szczerą prawdę co o tym sądzę, może się i pewnie obrazi. Ale może ona tego nie zauważyła, to co ja już wiem od dawna. Może miałam się znowu poświęcić aby kogoś nie urazić, a samej się z tym męczyć. Jednak tym razem udało mi się w końcu powiedzieć "nie", bo zawsze ulegałam innym (nawet mi ktoś powiedział, że mam być asertywna i nie ulegać ciągle innym). Może powiecie, że jestem sztywniara, jak mi ktoś powiedział, że ma iść bo mam okazję się wybawić. Ale ja bym nie potrafiła się bawić. Gdybym skorzystała z zaproszenia to po całej imprezie bym i tak poszła w zapomnienie jak teraz. Do jakiego wyższego celu mam się poświęcać, i tak nic to nie zmieni w moim życiu (prócz tego by nadszarpnęło to mój portfel). Może postąpiłam źle nie wiem, ale ja na jej miejscu bym się nie odważyła poprosić o takie coś i jeszcze na końcu skwitować, że nie nie chce słyszeć odmownej odpowiedzi. To podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka. Napisała do mnie jakbyśmy były wielkimi przyjaciółkami. Co może jest w jej wyobrażeniu, ale na pewno nie w moim.
Może, że złapałam jakiegoś doła to mnie jakoś bardziej dobiło i może bardziej to przeżywam. Nie wiem co mam o tym sądzić. Jakoś to całe życie wydaje mi się do bani. To się na marudziłam. Ale to we mnie już od dawna się zbierało, a wczoraj nastąpił wybuch.
Temu kto dotrwał do końca gratuluję, bo się rozpisałam. Mam nadzieję, że kolejna notka będzie już bardziej optymistyczna. Niestety jak na razie się na to nie zapowiada.
Pozdrowionka
"Do stracenia już mam tylko wino i śpiew. Najważniejszy jest czas w którym robię co chcę..."
Mam teraz jedną koleżankę z którą dość dobrze się rozumiemy, mamy podobne priorytety. Pierwszej okazji nie wykorzystałyśmy w liceum i może to był ten błąd, "zaprzyjaźniłam" się nie z tą co trzeba osobą. Jednak los tak chciał, że w policealnej szkole można powiedzieć się na nowo poznałyśmy i zrozumiałyśmy. Przeżyłyśmy różne chwile. Szkoła się skończyła i nadal utrzymujemy ten kontakt, chociaż smsowy. Wiem, że ją interesuje mój los i nie robi to tylko że czegoś potrzebuje. Wiem co u niej ona wie co u mnie. Zaczęłam się nawet przed nią otwierać. Jednak czy jest to prawdziwa przyjaźń to się okaże jak minie trochę więcej czasu. Nie chce nadużywać tego słowa, niektórzy dość często to robią. Ale wiem, że jestem na dobrej drodze, nie muszę się do niczego zmuszać. Niestety problemem jest to, że każda ma swoje życie (ja pracę o na studia) i trudno nam jest się spotkać i pogadać, bo mieszkamy dość daleko.Wracając do wiadomości jaką otrzymałam od tej mojej koleżanki, bo trochę się rozpisałam nie na temat. Tak więc jej wiadomość dotyczyła tego abym została jej "druhną" na jej weselu. Tego po niej to bym się w życiu nie spodziewała, ale życie lubi nas zaskakiwać. Strasznie mnie zdenerwowała tą wiadomością i poczułam się naprawdę jak jakaś naiwniara lub idiotka, może nią jestem że mi to zaproponowała? Nie odzywała się tyle co nic, na spotkanie nie miała czasu, tyle razy była u swojego narzeczonego (mieszka tam gdzie ja), mogła wpaść pogadać albo przejść się na spacer. Z jej strony była totalna olewka. A ja nie lubię się komuś narzucać jak widzę, że ma to gdzieś. O ich ślubie tak w ogóle to dowiedziałam się od osób trzecich. A ja mam teraz może być wielce uradowana, że sobie o mnie przypomniała jak jestem jej teraz widocznie potrzebna. Mówiąc szczerze strasznie mnie to zabolało. Napisałam jej szczerą prawdę co o tym sądzę, może się i pewnie obrazi. Ale może ona tego nie zauważyła, to co ja już wiem od dawna. Może miałam się znowu poświęcić aby kogoś nie urazić, a samej się z tym męczyć. Jednak tym razem udało mi się w końcu powiedzieć "nie", bo zawsze ulegałam innym (nawet mi ktoś powiedział, że mam być asertywna i nie ulegać ciągle innym). Może powiecie, że jestem sztywniara, jak mi ktoś powiedział, że ma iść bo mam okazję się wybawić. Ale ja bym nie potrafiła się bawić. Gdybym skorzystała z zaproszenia to po całej imprezie bym i tak poszła w zapomnienie jak teraz. Do jakiego wyższego celu mam się poświęcać, i tak nic to nie zmieni w moim życiu (prócz tego by nadszarpnęło to mój portfel). Może postąpiłam źle nie wiem, ale ja na jej miejscu bym się nie odważyła poprosić o takie coś i jeszcze na końcu skwitować, że nie nie chce słyszeć odmownej odpowiedzi. To podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka. Napisała do mnie jakbyśmy były wielkimi przyjaciółkami. Co może jest w jej wyobrażeniu, ale na pewno nie w moim.
Może, że złapałam jakiegoś doła to mnie jakoś bardziej dobiło i może bardziej to przeżywam. Nie wiem co mam o tym sądzić. Jakoś to całe życie wydaje mi się do bani. To się na marudziłam. Ale to we mnie już od dawna się zbierało, a wczoraj nastąpił wybuch.
Temu kto dotrwał do końca gratuluję, bo się rozpisałam. Mam nadzieję, że kolejna notka będzie już bardziej optymistyczna. Niestety jak na razie się na to nie zapowiada.
Pozdrowionka
4 komentarze:
Aniu powiem Ci tak ze postąpiłaś bardzo dobrze wsprawie tej kolezanki! A dałas mi duzo do myślenia wsprawie przyjaźni! Również mam przyjaciółke ktora ma chłopaka i planuja juz slub w tym roku tez nie zawszy ma czas dla mnie ona ma swoje zycie praca i narzeczony a ja tez mam prace wiec nie zawsze sie spotykamy kiedys było inaczej ale czasy sie zmieniaja!Myśle ze ona o mnie nie zapomniała bo kontakt mamy!I pocieszając cie to ja dotarłam do konca.
Andziu, nie stresuj się :* i nie smuć. Ważne, by postępować w zgodzie ze swym sercem :) Ja też nie chcę iść za tłumem, chcę być sobą i dobrze się z tym czuć. Przyjaźnie - czasem trwają od przedszkola(moja mama ma taką przyjaciółkę, znają się od czwartego roku życia do tej pory i naprawdę się przyjaźnią), a czasem trzeba na nie czekać całe życie. Znajdziesz i Ty swego prawdziwego przyjaciela - życzę Ci tego z całgo serca :*
Chwalmy Pana
pozdrawiam :)
hem... właśnie spać nie mogę więc postanowiłam wpaść do Ciebie na bloga i zobaczyć co tam u Ciebie słychać nowego, czy troszkę humor odzyskałaś:D wiem, wiem godzina naprawdę późna, aczkolwiek spać nie mogę ze stresu (wychodzi na to, że moja praca idzie na marne i to przez głupi program-tak się denerwuję) ale nie o tym chciałam pisać:D Rzeczywiście rozważania o kontaktach międzyludzkich to jak stąpanie po cienkim lodzie... Każdy z nas przeżył rozczarowanie, ale takie wydarzenia nie tylko ranią lecz także uczą i myślę, że właśnie na tym musimy się skupiać wyciągając wnioski. Wiem, że bardzo ciężko jest utrzymać znajomość, gdy droga życiowa się rozwidla i każdy idzie w swoją stronę i tak sobie myślę że udaje się to w chwili gdy dwie strony do tego dążą nigdy inaczej. Czasami nie warto gonić za czymś za wszelką cenę.
Co do Twojej osoby, to ja dostrzegam w Tobie wiele, wiele dobrego. Cieszy mnie, że jesteś oraz, że jesteś taka jaka jesteś:D Tak jak już kiedyś Ci mówiłam, dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze tak fantastyczną osobę, która czuje i myśli jak ja:***
3maj się, mam nadzieję, że wkrótce uda nam się spotkać. Mój pierwszy wolny termin, czyli zaraz po sesji rezerwuję na nasze spotkanie, które wierzę, że wypali:D
Kasia
Dzięki Wam dziewczyny za te miłe słowa :*
Prześlij komentarz