Miałam napisać już na początku tego tygodnia, tylko zawsze się tak złożyło, że do tego nie doszłam ;) Tak więc dziś krótko napisze co tam u mnie się dzieje ciekawego albo i nie. Tak zaczniemy od pracy, może ten temat przemilczę, żeby znowu nie marudzić, powiem krótko - ciężko i nie łatwo jest.
W ostatnią niedzielę miałam okazję wziąć udział w wielkiej uroczystości w parafii mojej babci w Rudach koło Raciborza (po części i mojej, bo akurat moje korzenie chrześcijańskie stamtąd pochodzą, ponieważ tam zostałam ochrzczona i można powiedzieć tam jest mój drugi dom i parafia :) Tak więc tamten kościół dokładnej Sanktuarium Matki Bożej Pokornej (Kościół Wniebowzięcia NMP) został wzniesiony do rangi Bazyliki Mniejszej. Była to niezwykła uroczystość, na którą przyjechał sam kardynał Stanisław Dziwisz, chociaż nawet nie miałam okazji go zobaczyć bo było tyle ludzi w kościele. Był również abp. Józef Kowalczyk, metropolita górnego śląska abp. Damian Zimoń, oraz biskup opolski abp. Alfons Nossol i biskup gliwicki bp. Jan Wieczorek. Było jeszcze parę osobistości z duchowieństwa jednak nie pamiętam i setki kapłanów. Byli również przedstawiciele władz państwowych, m.in. były premier Jerzy Buzek, którego to widziałam na własne oczy :) Uroczystość była bardzo piękna, cieszę się, że mogłam brać udział w takim wielkim wydarzeniu.
Po uroczystościach kościelnych, odbył się również wielki festyn parafialny. Na który po południu nawet się wybraliśmy, choć nie wiem po co. No miałam taką nadzieję, że posłucham sobie występu młodzieżowego zespołu "Miraż" z Raciborza. Dziewczyny tak ładnie śpiewały znane przeboje, jednak ze smutkiem stwierdziłam, że ludzie niestety nie zwracali na nich uwali, nawet łaskawie brawo nie chciało im się bić. Myślałam, że ludzie przestaną na chwilę gadać i pośpiewają razem z nimi, jednak nie udało się dziewczynom do tego doprowadzić., chociaż zachęcały do wspólnej zabawy. Śpiewałam chyba tylko ja, moja siostra, mama i ciocia, czułam się jak wariatka, ale powiem szczerze zwisało mi to. Jednak długo tak nie wytrzymałyśmy bo po pewnym czasie postanowiliśmy iść już do domu, na dłuższa metę było to męczące. Ludzie są jacyś obojętni i nieczuli... Wróciliśmy do domu jak zawsze parkiem, uwielbiam tą zieleń i spokój, ten las. Lubię zachwycać się tymi małymi, a może jednak dużymi bożymi cudami. Gdy jesteśmy ciągle zabiegani nawet tego nie zauważamy, gdy zwolnimy tępo zaczynamy zauważać jaki ten otaczający nas świat jest cudowny, piękny i niezwykły. Dlatego lubię przyjeżdżać do Rud i pospacerować po lesie czy parku, wyciszyć i cieszyć się tymi chwilami. Polecam to miejsce bo jest piękne. Niestety trwa to zawsze krótko i trzeba wracać do domu. Dzień ogólnie spędziłam miło.
Jeśli chce ktoś więcej przeczytać o tej uroczystości i zobaczyć zdjęcia (bo mi się nic nie udało zrobić) to zapraszam tutaj.
Po świetnym weekendzie pomęczyłam się trochę w pracy, a w środę po pracy zaraz pobiegłam do przedszkola gdzie byłam na stażu, na pożegnanie przedszkola przez 6- latków. Byłam tam już niedawno na przedstawieniu z okazji Dnia Matki i Ojca. Tym razem również dzieciaki mnie gorąco przywitały, tylko tym razem mocniej wszyscy rzucili się na mnie aby się do mnie przytulić. Byłam otoczona i myślałam, że mnie uduszą albo się przewrócę na nich, brakowało mi tlenu i równowagi :) Jednak było to bardzo miłe, przypomniały mi się stare dobre czasy, gdy codziennie rano się na mnie rzucały z powitaniem i okrzykiem "pani Aniaaaa." Potem pani Teresa kazała im usiąść na dywanie i mieli mi zadawać pytania. Oj znalazło się ich wiele i wcale nie były takie łatwe, wiadomo jakie dzieci potrafią być dociekliwe. Na szczęście nie było ich dużo, znalazły się głównie takie pytania, dlaczego już tam nie pracuję, co zrobiłam z ich laurką którą dostałam na pożegnanie i czy ją jeszcze mam (jak mogłabym ją wyrzucić, stoi u mnie na półce i codziennie wspominam te kochane dzieciaczki, chociaż ostatnio się już przewraca, chyba nadszedł czas aby ją schować do innych prac które otrzymałam od dzieciaczków) Było też pytanie od Sebusia czy mam jeszcze jego medalion, który mi wręczył na pożegnanie. Zdziwiłam się bardzo, że prawie po 4 miesiącach dzieci pamiętają o mnie i że mi coś wręczyli. Bardzo się ucieszyłam i zrobiło mi się bardzo ciepło na serduchu. Po cudownym przedstawieniu, w którym również Artur uczestniczył bo wiedział, że otrzyma książkę z pociągiem jak będzie ładnie tańczył. Przypomniały mi się jego początki, jego zachowanie i można powiedzieć prawie po roku, jakiś postęp, jego mama miała łzy w oczach ze wzruszenia - nie dziwię się, bo sama się cieszyłam., w końcu trochę się z nim przeżyło, pół roku to nie mało. Dostałam po przedstawieniu nawet kwiatek od bliźniaków jakby nie było, oraz mały własnoręcznie zrobiony upominek. Potem sesja fotograficzna - to co "lubię". Chwila, można tak powiedzieć zabawy, przytulania, wpis do książki Sebusia ;) oj będę go długo wspominać. No i koniec. Smutno mi się zrobiło, że to już definitywny koniec, że już nawet ich nie odwiedzę, bo teraz przedszkolaki pójdą już do szkoły. Och jak dzieci potrafią dać tyle radości, na chwilę przy nich zapomniałam o zmartwieniach, o złym dniu w pracy, przy nich odżyłam... ;) Potem poszłam z Marysią coś zjeść, bo przechodząc koło kebaba mój żołądek głośno zaprotestował, w końcu od śniadania nic nie jadłam a było już po 17, tak więc zamówiłyśmy tortille i była ona ogromna, że nie potrafiłam jej zjeść - ale za to pyszna :) Potem z pełnym żołądkiem trzeba było się pożegnać i jechać do domu.
W końcu mam upragniony weekend, czas na chwilę wytchnienia. Przepraszam, że dziś notka taka bez ładu i składu, ale w mojej głowie ostatnio krąży wiele myśli (tych dobrych i złych) i trudno je zebrać do kupy ;)
Zakończę tą notkę moim ulubionym ostatnio cytatem:
"Gdyby na wielkim świecie zabrakło uśmiechu dziecka, byłoby ciemno i mroczno, ciemniej i mroczniej niż podczas nocy bezgwiezdnej i bezksiężycowej - mimo wszystkich słońc, gwiazd i sztucznych reflektorów. Ten jeden mały uśmiech rozwidnia życie." Julian Ejsmond
W ostatnią niedzielę miałam okazję wziąć udział w wielkiej uroczystości w parafii mojej babci w Rudach koło Raciborza (po części i mojej, bo akurat moje korzenie chrześcijańskie stamtąd pochodzą, ponieważ tam zostałam ochrzczona i można powiedzieć tam jest mój drugi dom i parafia :) Tak więc tamten kościół dokładnej Sanktuarium Matki Bożej Pokornej (Kościół Wniebowzięcia NMP) został wzniesiony do rangi Bazyliki Mniejszej. Była to niezwykła uroczystość, na którą przyjechał sam kardynał Stanisław Dziwisz, chociaż nawet nie miałam okazji go zobaczyć bo było tyle ludzi w kościele. Był również abp. Józef Kowalczyk, metropolita górnego śląska abp. Damian Zimoń, oraz biskup opolski abp. Alfons Nossol i biskup gliwicki bp. Jan Wieczorek. Było jeszcze parę osobistości z duchowieństwa jednak nie pamiętam i setki kapłanów. Byli również przedstawiciele władz państwowych, m.in. były premier Jerzy Buzek, którego to widziałam na własne oczy :) Uroczystość była bardzo piękna, cieszę się, że mogłam brać udział w takim wielkim wydarzeniu.
Po uroczystościach kościelnych, odbył się również wielki festyn parafialny. Na który po południu nawet się wybraliśmy, choć nie wiem po co. No miałam taką nadzieję, że posłucham sobie występu młodzieżowego zespołu "Miraż" z Raciborza. Dziewczyny tak ładnie śpiewały znane przeboje, jednak ze smutkiem stwierdziłam, że ludzie niestety nie zwracali na nich uwali, nawet łaskawie brawo nie chciało im się bić. Myślałam, że ludzie przestaną na chwilę gadać i pośpiewają razem z nimi, jednak nie udało się dziewczynom do tego doprowadzić., chociaż zachęcały do wspólnej zabawy. Śpiewałam chyba tylko ja, moja siostra, mama i ciocia, czułam się jak wariatka, ale powiem szczerze zwisało mi to. Jednak długo tak nie wytrzymałyśmy bo po pewnym czasie postanowiliśmy iść już do domu, na dłuższa metę było to męczące. Ludzie są jacyś obojętni i nieczuli... Wróciliśmy do domu jak zawsze parkiem, uwielbiam tą zieleń i spokój, ten las. Lubię zachwycać się tymi małymi, a może jednak dużymi bożymi cudami. Gdy jesteśmy ciągle zabiegani nawet tego nie zauważamy, gdy zwolnimy tępo zaczynamy zauważać jaki ten otaczający nas świat jest cudowny, piękny i niezwykły. Dlatego lubię przyjeżdżać do Rud i pospacerować po lesie czy parku, wyciszyć i cieszyć się tymi chwilami. Polecam to miejsce bo jest piękne. Niestety trwa to zawsze krótko i trzeba wracać do domu. Dzień ogólnie spędziłam miło.
Jeśli chce ktoś więcej przeczytać o tej uroczystości i zobaczyć zdjęcia (bo mi się nic nie udało zrobić) to zapraszam tutaj.
Po świetnym weekendzie pomęczyłam się trochę w pracy, a w środę po pracy zaraz pobiegłam do przedszkola gdzie byłam na stażu, na pożegnanie przedszkola przez 6- latków. Byłam tam już niedawno na przedstawieniu z okazji Dnia Matki i Ojca. Tym razem również dzieciaki mnie gorąco przywitały, tylko tym razem mocniej wszyscy rzucili się na mnie aby się do mnie przytulić. Byłam otoczona i myślałam, że mnie uduszą albo się przewrócę na nich, brakowało mi tlenu i równowagi :) Jednak było to bardzo miłe, przypomniały mi się stare dobre czasy, gdy codziennie rano się na mnie rzucały z powitaniem i okrzykiem "pani Aniaaaa." Potem pani Teresa kazała im usiąść na dywanie i mieli mi zadawać pytania. Oj znalazło się ich wiele i wcale nie były takie łatwe, wiadomo jakie dzieci potrafią być dociekliwe. Na szczęście nie było ich dużo, znalazły się głównie takie pytania, dlaczego już tam nie pracuję, co zrobiłam z ich laurką którą dostałam na pożegnanie i czy ją jeszcze mam (jak mogłabym ją wyrzucić, stoi u mnie na półce i codziennie wspominam te kochane dzieciaczki, chociaż ostatnio się już przewraca, chyba nadszedł czas aby ją schować do innych prac które otrzymałam od dzieciaczków) Było też pytanie od Sebusia czy mam jeszcze jego medalion, który mi wręczył na pożegnanie. Zdziwiłam się bardzo, że prawie po 4 miesiącach dzieci pamiętają o mnie i że mi coś wręczyli. Bardzo się ucieszyłam i zrobiło mi się bardzo ciepło na serduchu. Po cudownym przedstawieniu, w którym również Artur uczestniczył bo wiedział, że otrzyma książkę z pociągiem jak będzie ładnie tańczył. Przypomniały mi się jego początki, jego zachowanie i można powiedzieć prawie po roku, jakiś postęp, jego mama miała łzy w oczach ze wzruszenia - nie dziwię się, bo sama się cieszyłam., w końcu trochę się z nim przeżyło, pół roku to nie mało. Dostałam po przedstawieniu nawet kwiatek od bliźniaków jakby nie było, oraz mały własnoręcznie zrobiony upominek. Potem sesja fotograficzna - to co "lubię". Chwila, można tak powiedzieć zabawy, przytulania, wpis do książki Sebusia ;) oj będę go długo wspominać. No i koniec. Smutno mi się zrobiło, że to już definitywny koniec, że już nawet ich nie odwiedzę, bo teraz przedszkolaki pójdą już do szkoły. Och jak dzieci potrafią dać tyle radości, na chwilę przy nich zapomniałam o zmartwieniach, o złym dniu w pracy, przy nich odżyłam... ;) Potem poszłam z Marysią coś zjeść, bo przechodząc koło kebaba mój żołądek głośno zaprotestował, w końcu od śniadania nic nie jadłam a było już po 17, tak więc zamówiłyśmy tortille i była ona ogromna, że nie potrafiłam jej zjeść - ale za to pyszna :) Potem z pełnym żołądkiem trzeba było się pożegnać i jechać do domu.
W końcu mam upragniony weekend, czas na chwilę wytchnienia. Przepraszam, że dziś notka taka bez ładu i składu, ale w mojej głowie ostatnio krąży wiele myśli (tych dobrych i złych) i trudno je zebrać do kupy ;)
Zakończę tą notkę moim ulubionym ostatnio cytatem:
"Gdyby na wielkim świecie zabrakło uśmiechu dziecka, byłoby ciemno i mroczno, ciemniej i mroczniej niż podczas nocy bezgwiezdnej i bezksiężycowej - mimo wszystkich słońc, gwiazd i sztucznych reflektorów. Ten jeden mały uśmiech rozwidnia życie." Julian Ejsmond
3 komentarze:
Dzieci potrafia dac duzo radości i uśmiechu przy nich sie zapomina o wszystkich problemach!!Wiem sama po sobie ja czasami u mnie w domu jest cięzko a gdy tylko zajde do pracy i mala mnie wita o wszystkim zapominam!!!Bardzo fajnie ze dzieci o Tobie pamiętały!!! Pozdrawiam
Kochana
Carpe diem - chwytaj dzień!
Wczoraj już dawno minęło, a jutro jest niepewne, także nie pozostaje nam nic innego jak tylko cieszyć się dniem dzisiejszym i z niego korzystać ile się da.
Coś się kończy, inne się zaczyna...
Każde nowe wydarzenie to doświadczenie, więcej to bogactwo wewnętrzne :D
"Nie bój się życia,
ono słodki miewa smak..."
Dzieciaki chyba naprawdę Cię uwielbiają. Zazdroszczę Ci, ja nie mam takiej ręki do dzieci.
A to, że ludzie są obojętni i nieczuli, to prawda. Nieraz się o tym przekonaliśmy i nieraz jeszcze przekonamy. Tak chyba już musi być, że świat składa się z dobrych i złych ludzi (ciekawe, do których ja się zaliczam? ;P).
Mam nadzieję, że pozbyłaś się tego chaosu w głowie i wszystko już jest dobrze :).
Prześlij komentarz