Pisze trochę późno ale wcześniej nie znalazłam czasu. Pielgrzymka była bardzo udana, aż żal było dochodzić. Na ta pielgrzymkę wybrałam się z mamą, siostrą i ciocią. Więc zacznę od początku w piątek wstałam coś po piątej, sprawdziłam czy na pewno wszystko mam (zawsze mam przeczucie, że czegoś zapomniałam. Zjadłam śniadanie i wyruszyliśmy do Rud (ponieważ nie szliśmy jak zwykle z naszej parafii tylko babci) gdzie o siódmej była Msza Św. spotkaliśmy się tam z ciocią. Po Mszy wyruszyliśmy w drogę, pogoda na szczęście była w sam raz. Nie było gorąco ani za zimno, na szczęście nie padał deszcz. Drogę umilał nam swoimi żartami jak zwykle ks. Mariusz :) łatwiej się szło :) ok 11 dotarliśmy do Kuźni Raciborskiej skąd mieliśmy pociąg do Zdzieszowic. Z Zdzieszowic droga już prowadziła tylko pod górkę, w pewnym momencie to już nawet nikt nie miał siły nawet do siebie gadać a ks. Mariusz szedł śpiewał i grał na gitarze a wszyscy sapali, podziwiam za taką kondycje. Po 14 dotarliśmy na Górę Św. Anny. Bardzo się ucieszyłam, że mogę znowu być w tym miejscu. Ks. Mariusz poinformował nas, że w sobotę mamy o 5.30 Mszę, i kazał nam się z tego cieszyć (krzycząc hura) było to dość zabawne. Potem poszliśmy do domu pielgrzyma z naszymi bagażami, gdzie szokiem były dla nas polepszone warunki normalnie w tym roku spaliśmy na łóżkach, a nie materacach :) Po krótkim odpoczynku i odświeżeniu się udaliśmy się na spowiedź. Potem wróciliśmy aby się posilić i znowu szliśmy na Mszę Św. do bazyliki a po niej odbyła się Koronka do Św. Anny. Do domu pielgrzyma wróciliśmy coś koło 22, ustawiliśmy się w kolejkę pod prysznic i gdzieś koło 23 mogłam się położyć w łóżku. Specjalnie nawet nie chciało mi się spać.
Kolejnego dnia mieliśmy pobudkę o 4.30 (jednak wstaliśmy trochę za wcześnie) i udaliśmy się na Mszę Św. do bazyliki, tak wcześnie to jeszcze nigdy nie byłam w kościele :) Jednak było fajnie tak wcześnie rano iść gdy było jeszcze cicho i słońce dopiero co wschodziło. Po Mszy był czas na śniadanie, a o 7.30 wyruszyliśmy naszą parafią na Drogę Krzyżową po Kalwarii. Było strasznie zimno i mgliście z początku okropnie wymarzłam, bo stwierdziłam, że nie będę się ubierać tak ciepło bo i tak pewnie koło 9 wyjdzie słońce. Też tak było, wyszło piękne słońce i grzało nas w plecy. Podczas Drogi Krzyżowej, można jak zawsze iść po kolanach po Świętych Schodach - Gradusach, gdzie na każdym schodku (znowu zapomniałam policzyć ile ich jest) odmawia się "Zdrowaś Maryjo", by się zdawało, że to nic takiego ale kolana tak pieką (tak jak w Częstochowie) czym bliżej końca tym gorzej (ale warto) . Drogę Krzyżową zakończyliśmy gdzieś koło 11 i udaliśmy się na obiad. O 13 rozpoczęły się wspólne obchody kalwaryjskie. Obchody zakończyły się koło 19 w Porębie. Do domu pielgrzyma dotarliśmy coś po 19. Był czas aby tylko szybko coś zjeść i na 20 szliśmy do Bazyliki na Nabożeństwo gdzie Siostry Elżbietanki śpiewały i opowiadały o życiu Mari Merkert. W domu pielgrzyma byłyśmy przed 22, znowu kolejka pod prysznic i dużo śmiechu pod nim (ale nie napisze z jakiego powodu) Tym razem zasnęłam gdzieś koło 23.30, bo jak zwykle zamiast spać to prowadzone były rozmowy.
W niedziele nie musieliśmy już tak wcześnie wstawać tylko o 6. Na 7.30 musieliśmy iść do Poręby na Godzinki do Św. Anny. Potem wspólnie poszliśmy na 10 na Mszę Św. odpustowa ku czci Aniołów Stróżów do Groty Lurdzkiej. Po Mszy udaliśmy się na obiad, strasznie dużo ludzi było, trzeba było czatować na stolik a reszta musiała stać w kolejce. Po obiadku poszliśmy się spakować i o 13.40 oddaliśmy bagaże i udaliśmy się pożegnać z Św. Anną. i o 14 wyruszyliśmy z powrotem do domu.
Wracamy z powrotem
Ciężko było mi opuszczać to miejsce w którym naprawdę człowiek czuję się inaczej, ma czas zastanowić się na swoim życiem, nie myśli o swoich problemach i innych rzeczach (zupełnie zapomniałam, że w piątek była premiera "Muzykoplastyki" ale i tak podobno nie było u mnie jeszcze płyty, oraz o wynikach z egzaminu) Tam jest zupełnie inny świat. Gdy dotarliśmy do Zdzieszowic to całą pielgrzymką udaliśmy się na lody (ale mieli utarg tego dnia) O 16.40 mieliśmy pociąg do Kuźni Raciborskiej. Po drodze mieliśmy przesiadkę w Kędzierzynie Koźlu gdzie jak tylko wsiadłam do pociągu, patrze a tam siedzi moja była nauczycielka z Literatury dziecięcej, siedziała w takich dużych okularach przeciwsłonecznych. Myślałam, że pewnie mnie nie zauważy a tu lipa już od progu się do mnie śmiała, i mnie łapie za rękę i się wypytuje czy z pielgrzymki, a skąd itp. wszyscy się na mnie patrzą bo tamowałam przejście. ja to mam szczęście bo w zeszłym roku w tym samym pociągu siedziałam obok byłego w-fisty z liceum, ale chyba mnie nie poznał ale się dziwnie na mnie patrzył :) Wszyscy się ze mnie śmiali, i są ciekawi kogo w przyszłym roku spotkam :) Do Kuźni dotarliśmy ok 17.30 tam już czekał na nas tato, który nas podwiózł, bo z powrotem nie wracamy już tak daleko piechotą. Doszliśmy do Kościoła w Rudach gdzieś po 18, dokładnie to już nie pamiętam. Potem podrzuciliśmy ciocie do domu, przywitaliśmy się z babcią i dziadkiem. Potem udaliśmy się do domu do Raciborza. W domu byliśmy o 20. Byłam zmęczona i szczęśliwa.
W zeszłym roku głownie modliłam się do Św. Anny o to aby zdać egzamin zawodowy, w tym roku mogłam Jej podziękować bo wiedziałam, że zdałam. Tylko nie wiedziałam jakie są wyniki. Mama szła w poniedziałek zaraz odebrać mój dyplom (sama nie mogłam bo od poniedziałku zaczęłam staż). Gdy dowiedziałam się jakie mam wyniki nie mogłam uwierzyć, tak więc:
CZĘŚĆ TEORETYCZNA cz I - 74%
cz II - 95%
CZĘŚĆ PRAKTYCZNA 95%
o takich wynikach nawet nie marzyłam, bałam się czy w ogóle zdam (wiem zawsze marudzę, mam pesymistyczne myśli)
Więc dziękowałam a nie wiedziałam za co :)
Pielgrzymka była naprawdę fantastyczna, był czas na modlitwę i na żarty (brzuch mnie trochę bolał ze śmiechu :) ) Tylko było trochę krótko, czas strasznie szybko minął. Mam naładowane akumulatory na jakiś czas i jeśli Bóg da to w przyszłym roku też idę. Do tego miejsca chce się po prostu wracać.
Więcej zdjęć możecie zobaczyć klikając tutaj => ZDJĘCIA :)
Pewnie nie napisałam tego wszystkiego co chciałam, bo trudno wyrazić te emocje i uczucia. I jak zwykle napisana notka chaotycznie :) Co do pierwszych dni w pracy i "Muzykoplastyki napisze w najbliższym czasie jak znajdę czas :) Na razie muszę iść spać, bo jutro nie wstanę :)
Pozdrowionka dla wszystkich czytelników :*
W zeszłym roku głownie modliłam się do Św. Anny o to aby zdać egzamin zawodowy, w tym roku mogłam Jej podziękować bo wiedziałam, że zdałam. Tylko nie wiedziałam jakie są wyniki. Mama szła w poniedziałek zaraz odebrać mój dyplom (sama nie mogłam bo od poniedziałku zaczęłam staż). Gdy dowiedziałam się jakie mam wyniki nie mogłam uwierzyć, tak więc:
CZĘŚĆ TEORETYCZNA cz I - 74%
cz II - 95%
CZĘŚĆ PRAKTYCZNA 95%
o takich wynikach nawet nie marzyłam, bałam się czy w ogóle zdam (wiem zawsze marudzę, mam pesymistyczne myśli)
Więc dziękowałam a nie wiedziałam za co :)
Pielgrzymka była naprawdę fantastyczna, był czas na modlitwę i na żarty (brzuch mnie trochę bolał ze śmiechu :) ) Tylko było trochę krótko, czas strasznie szybko minął. Mam naładowane akumulatory na jakiś czas i jeśli Bóg da to w przyszłym roku też idę. Do tego miejsca chce się po prostu wracać.
Więcej zdjęć możecie zobaczyć klikając tutaj => ZDJĘCIA :)
Pewnie nie napisałam tego wszystkiego co chciałam, bo trudno wyrazić te emocje i uczucia. I jak zwykle napisana notka chaotycznie :) Co do pierwszych dni w pracy i "Muzykoplastyki napisze w najbliższym czasie jak znajdę czas :) Na razie muszę iść spać, bo jutro nie wstanę :)
Pozdrowionka dla wszystkich czytelników :*
1 komentarz:
Widzę, że miło spędziłaś czas na pielgrzymce; takie wspomnienia i przeżycia są bezcenne.
Gratuluję zdania egzaminu :) Widzisz nie było to takie straszne ;) Pozdrawiam :*
Prześlij komentarz