środa, 24 grudnia 2008

Wesołych Świąt!!!

Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?
Dlaczego śpiewamy kolędy?
Dlatego, żeby się nauczyć miłości do Pana Jezusa.

Dlatego, żeby podawać sobie ręce.

Dlatego, żeby uśmiechać się do siebie.
Dlatego,
żeby sobie przebaczać
ks. J. Twardowski

Zatrzymajcie się na chwilę w gonitwie codziennych spraw
Uciszcie Wasze myśli
.
Jeśli uda Wam się wsłuchać w ciszę swojej duszy

To na pe
wno usłyszycie pukanie do drzwi.
To Bóg przynosi Wa
m swego syna abyście go przyjęli
Zapalcie świece, usiądźcie
przy wigilijnym stole,
Kolędujcie i świętujcie razem z nami.



Zamieszczam jeszcze ostatnio moją ulubioną piosenkę (przez Jasełka ciągle ją sobie nucę)


Arka Noego - Świeć, gwiazdeczko, świeć

wtorek, 23 grudnia 2008

W końcu wolne :)

Doczekałam się w końcu dnia wolnego. Jak ja z utęsknieniem czekałam aby w końcu móc trochę odetchnąć od pracy. Miałam mieć dopiero od jutra wolne jednak udało się dzień wcześniej. Mogłam się zająć przygotowaniami do Świąt, bo na niektóre rzeczy jakoś ostatnio nie miałam czasu albo sił. Jednak ostanie dni minęły szybko. W czwartek mieliśmy w przedszkolu po południu wigilijkę dla pracowników. Nie miałam ochoty jakoś tam iść ze względu, że jestem tam najmłodsza, jednak było wspaniałe. Panowała świąteczna atmosfera, podzieliłam się ze wszystkimi opłatkiem nawet z księdzem. Czas szybko nam minął, bardzo się cieszę, że miałam okazję tam być.
Wczoraj mieliśmy występ z przedszkolnymi Jasełkami w Domu Kultury. Na szczęście nie musieliśmy się przebierać do występu (miałam być pasterzem) wystarczyło, że stałyśmy ubrane na czarno. Dzieciakom wszystko świetnie się udało, występ był wspaniały (chociaż nie mogłam go oglądać z widowni tylko ze sceny, jednak robiło wrażenie i z tej strony). Rodzicom się bardzo podobało. Tak więc wczoraj zakończyłam takim miłym akcentem pracę przed Świętami. A już jutro Wigilia, nawet jeszcze tego nie czuję, bo jakaś jestem zakręcona :)
Dzisiaj dość krótko, nie rozpisywałam się.

Pozdrowionka :)

niedziela, 21 grudnia 2008

Coraz bliżej święta

Jeszcze tylko 3 dni i mamy święta. Więc coraz bardziej czuć ten świąteczny nastrój. Z tej okazji coś mnie natchnęło żeby pooglądać sobie na YouTube filmiki z świątecznymi piosenkami. Znalazłam parę fajnych piosenek. Jednak najbardziej nastraja "Święty czas" PINu, słuchając tej piosenki aż cieplej robi się na sercu, bardzo się cieszę, że w radiu można ją często usłyszeć :) Więc wrzucam kilka filmików aby Was wprawić na dobre w świąteczny nastrój.


Kolęda Dwóch Serc - A. Piaseczny, A. Lampert, K. Badach, M. Szcześniak



Kolęda dla nieobecnych - Z.Preisner, B.Rybotycka
(lubię tę piosenkę, bardzo piękna i wzruszająca, a filmik idealny, każdy z nas kogoś wspomina)



PIN - Święty czas

niedziela, 14 grudnia 2008

Noc kina :)

Co to była za szalona noc. Nie wypalił nam wyjazd na Bilet do Bollywood do Katowic. Jednak na pocieszenie pojawił się inny równie wspaniały pomysł aby wybrać się do Rybnika do Multikina na Noc kina. Podczas tej nocy było wyświetlanych 11 filmów różnych gatunków, gdzie m.in znalazł się również nasz ukochany Bollywood i film "Fanaa". Film ten chociaż już widziałyśmy, to jednak tak bardzo go lubimy i chciałyśmy go zobaczyć na wielkim ekranie i przy okazji mieć okazję do spotkania.

Nasz wypad na początku stał również pod wielkim znakiem zapytania, ponieważ pojawiły się problemy z dojazdem i moja rozwijająca się powoli choroba. Jednak zaryzykowałam. W piątek po pracy udałam się do Rybnika (po drodze walczyłam aby nie zasnąć, bo jak wiadomo pociągi bardzo usypiają :)) Na miejscu byłam po 18, gdzie na PKP czekałam na mnie kochana Ala. Postanowiliśmy nie czekać na autobus i poszłyśmy do niej na piechotę. Droga nie była taka długa po spędziłyśmy ją na gadaniu (nie widziałyśmy się pół roku). Dotarliśmy do jej domu koło 19. Potem wypiłyśmy kawkę, na początku towarzystwa dotrzymywał nam roczny siostrzeniec Ali, trochę po rozrabiał :) Przed 22 dołączyła do nas koleżanka Ali, Pati :) Trochę jeszcze pogadałyśmy i pośmiałyśmy się. Gdzieś koło 22.30 wyjechałyśmy do kina, bo cała impreza zaczynała się o 23. Gdy dotarłyśmy do kina zdziwił nas widok tylu ludzi. Nie sądziłyśmy, że będzie takie zainteresowanie. Pokazałyśmy bileciki zakupiłyśmy cole, potem zastanawiałyśmy się na jaki film pójść na pół godziny bo nasz film na który głównie przyszłyśmy zaczynał się o 23.30. Więc poszłyśmy na chwilę na film "Nieuchwytny", siadłyśmy sobie całkiem z przodu, jednak jak puścili film to myślałam, że oślepnę, tak blisko to w kinie jeszcze nie siedziałam. Napisów to już wcale nie szło czytać bez kręcenia głową. Jednak długo nie musiałyśmy się męczyć, a film też nawet nas za bardzo nie zainteresował. Przeszłyśmy do sali gdzie miał lecieć nasz kochany film. Gdy weszłyśmy do niej zdziwiła nas nawet dość duża liczba ludzi, myślałyśmy, że pewnie będziemy same. Jednak znalazło się jeszcze paru szaleńców, a w tym nawet jacyś chłopcy, dość dużo ich tam było. Zostało trochę czasu do filmu więc Ala z Pati poszła kupić popcorn. Po drodze weszły do sąsiedniej sali gdzie chyba leciał jakiś horror czy coś. Ponieważ było słychać straszna muzykę i ich krzyki, jak weszły to pokrzyczały i zaraz z niej zmykały :D W końcu nadszedł czas na"Fane", jednak nie było tak dobrze jak myślałyśmy. Film się rozpoczął, wszystko fajnie, muzyka, obraz tylko gdy doszło to pierwszych dialogów to już nie było fajnie ponieważ leciały napisy jednak nie było głosów aktorów. Film chyba dla głuchoniemych. Było ogólne oburzenie na sali. Jednak wyszły chyba tylko 3 osoby, reszta czekała na jakiś cud. (pewnie równie zapaleni fani Bollywood jak my :D) Gdzieś po 10 min włączyli jeszcze raz film i modliliśmy się tylko żeby działało wszystko już dobrze. Na szczęście głosy aktorów zabrzmiały. Film świetny, na dużym ekranie to zupełnie inna bajka. Ta muzyka, obraz dodawały większych emocji. Myślałam, że jak widziałam już ten film to pewnie będzie mnie nudził. Jednak nie, było tak, odkryłam go trochę na nowo. Szczególnie podczas emocjonujących scen, chociaż wiedziałam co się stanie to i tak czułam te potężne emocje, ten niepokój. W połowie znowu natrafiliśmy na pewien problem bo film się zaciął, ale trochę go przewinęli i nawet dobrze bo scena ta był nudna i akurat zatrzymał się na ważnym momencie. Film naprawdę świetny, żałuję, że nie miałam okazji pierwszy raz go oglądać w kinie, bo bym pewnie również chwilami skakała na krześle ze strachu i potężnych emocji, a na końcu pewnie bym płakała jak bóbr. Jednak i tak się cieszę, że miałam okazję zobaczyć jakikolwiek film indyjski na dużym ekranie. Bo chyba wszystkie powinny lecieć w kinach :) Seans ten zakończył się ok 2.30 poszłyśmy skorzystać z toalety i potem nie wiedziałyśmy na jaki kolejny film iść, weszłyśmy do jednej sali, była pełna, a film wydawał się jakiś dziwny. Poszłyśmy do sali obok leciał jakiś czeski film "Mężczyzna idealny) , widziałyśmy koniec jednak był fajny, nie trzeba było dużo czytać bo większość można zrozumieć. Zobaczyłyśmy to co najważniejsze w tym filmie i mówiąc szczerze po końcówce wiedziałyśmy o co mniej więcej chodziło w tym filmie. O 3.10 miał lecieć kolejny film czeski, postanowiłyśmy, że pójdziemy na niego bo nie będziemy musiały się męczyć czytaniem napisów. Miałyśmy trochę czasu więc poszłyśmy na 2.40 na "Angielską robotę", film był beznadziejny więc zaraz stamtąd poszłyśmy już na nasz czeski film "Butelki zwrotne". Film ten okazał się dość dziwny, niby to komedia, albo jakiś psychologiczny. Jednak dało się jakoś wytrzymać, chociaż co niektórzy to urządzili sobie drzemkę (co tam mieli tani nocleg). Film zakończył się ok 4.45. Najgorsze co w tym było to to siedzenie, człowiek był bardzo połamany. Jednak się rozruszałyśmy zaraz szukaniem wyjścia na parking, miałyśmy z tym problem, jednak udało się. Pati podrzuciła mnie na PKP, gdzie się pożegnałam z dziewczynami. Jeszcze raz Wam dziękuje za wspólnie spędzony czas, było bardzo fajnie. Na PKP byłam o 5, a pociąg miałam dopiero o 5.38. Jednak czas mi dość szybko minął, przy słuchaniu muzyczki z mp3. Myślałam, że pojadę o tej porze w sobotę sama pociągiem, jednak jechało dość dużo ludzi, ale i tak usiadłam sobie zaraz z przodu blisko konduktorów. Jak wiadomo zawsze bezpieczniej. W pociągu nieźle mi oczy latały i się parę razy zdrzemnęłam, i zawsze przespałam stację. Bałam się, że prześpię i Racibórz :) jednak udało mi się wytrzymać i wysiadałam, o 6.40 byłam w Raciborzu. Nawet nie musiałam czekać na autobus, bo przyjechał po mnie tatuś. Więc byłam po 7 w domu. Zjadałam coś, byłam strasznie głodna i brzuch mnie bolał od tej coli, blee na jakiś czas mam wstręt do niej :) Musiałam się jakoś zabrać za sprzątanie, jednak szło mi to strasznie. Byłam tak zmęczona, że nie miałam sił, a oczy zamykały mi się na stojąco. W końcu mama się na de mną zlitowała i dokończyła to za mnie i wysłała mnie pod prysznic i spać. Tak więc dotarłam do łóżka kolo 13, ciężko było z powodu zamieszania jakie tata zrobił z prezentem świątecznym. Nie dali mi szans spać. Jednak jak się już położyłam to nie pamiętam kiedy zasnęłam, chyba błyskawicznie. Przebudziłam się o 18, wypiłam coś, pochodziłam, jednak nie było co robić to się z powrotem położyłam i spałam dalej do dziś, o 8 się obudziłam. Strasznie mnie dzisiaj męczy ten mój okrutny katar, który powoli mam już chyba tydzień. Ale trzeba go jakoś przetrzymać.
Fajnie było na tym maratonie, biegałyśmy jak szalone pomiędzy salami :D a ochroniarze dziwnie się a nas patrzyli. Chociaż było to trochę męczące (będąc na nogach od 5.10 w piątek, do 13 kolejnego dnia, kto by to wytrzymał) i mam kina na pewien czas już dość ale warto było oderwać się od tej codziennej monotonii i się powygłupiać oraz pośmiać. Dla takich warto się czasami poświęcić :D naładować pozytywnie akumulatory :D

Jutro znowu praca, jeszcze muszę trochę wytrzymać do Wiligilii. W przyszły poniedziałek czeka nas jeszcze występ jasełkowy w Domu Kultury. Występuje całe przedszkole, a panie które będą na scenie aby zapanować nad tym wszystkim też muszą być przebrane. Mi przypadło przebrać się za pasterza. Jakoś chyba będę musiała to przetrzymać :) We wtorek liczę na to, że nie będzie już dużo dzieci, a w środę biorę już wolne (kto to w ogóle widział aby w wigilię przedszkole było otwarte).

Kończę już ta moją chaotyczna notkę. Przepraszam ale trudno mi się skupić przez ten katara i w ogóle tyle emocji jest do opisania, a jest to trudne. Dziękuje wytrwałym czytelnikom.

Na koniec zamieszczam jedna z moich ulubionych piosenek z filmu Fanaa, na dużym ekranie wyglądało to bajecznie, te kolory i ten taniec. Sami zobaczcie:


Fanaa - Des Rangila


Pozdrowionka :*

poniedziałek, 8 grudnia 2008

To już rok :)

Dzisiaj mija roczek, jak powstał mój bloczek. Jak ten czas szybko zleciał. Przecież niedawno zastanawiałam się nad tym czy aby na pewno go założyć. Jednak rok temu, pewnej niedzieli mnie coś natchnęło no i założyłam go. Myślałam, że pewnie i tak nikt nie będzie tu zaglądał. Jednak znalazło się parę osób, które odwiedzają mojego bloga (o czym świadczy liczba odwiedzających: 8.469), czytają te moje wypociny (bo z polskiego było u mnie zawsze ciężko, za co przepraszam) i nawet czasami coś skomentują :) Dziękuje bardzo, że jesteście, gdyby nie Wy to bym pewnie zrezygnowała z prowadzenia jego. Cieszę się, że czasami sprawiłam Wam czymś przyjemność. Mam nadzieję, że ten rok będzie równie dobry jak miniony. Postaram się częściej coś pisać, bo z tym to różnie bywało.



Z okazji urodzin postanowiłam umieścić ankietę, na jaką ocenę zasługuje mój blogasek. Zachęcam do oddania głosu.

Zachęcam również do dalszego czytania i komentowania mojego bloga :)

Pozdrowionka :*

sobota, 6 grudnia 2008

Święty Mikołaj

Święty Mikołaj (ang. Santa Claus, Father Christmas) – baśniowa postać starszego mężczyzny z brodą ubranego w czerwony strój, który wedle legendy w okresie świąt Bożego Narodzenia rozwozi dzieciom prezenty saniami ciągniętymi przez zaprzęg reniferów. Według różnych wersji zamieszkuje wraz z grupą elfów Laponię, i biegun północny.

Obecnie powszechna forma tej postaci wywodzi się z kultury brytyjskiej i amerykańskiej, gdzie jest jedną z atrakcji bożonarodzeniowych. W tradycji bizantyjskiej jego odpowiednikiem jest Święty Bazyli, który obdarowuje prezentami dzieci w dniu 1 stycznia. W Rosji i krajach ościennych popularny jest Dziadek Mróz (ros Дед Мороз) i Śnieżynka (ros. Снегурочка). Natomiast w Polsce, podobnie jak w większej części Europy dzień Świętego Mikołaja obchodzony jest tradycyjnie 6 grudnia jako wspomnienie świętego Mikołaja, biskupa Miry. Rankiem tego dnia dzieci, które przez cały mijający rok były grzeczne, znajdują drobne upominki, ukryte pod poduszką, w buciku lub w innym specjalnie przygotowanym w tym celu miejscu (np. w skarpecie).

Na skutek przenikania do europejskiej tradycji elementów kultury anglosaskiej (w szczególności amerykańskiej) także w Europie Święty Mikołaj utożsamiany jest coraz częściej z Bożym Narodzeniem i świątecznymi prezentami. Ze względu na sympatię, jaką jest darzony, postać Świętego Mikołaja stała się nieodłącznym elementem przedświątecznych promocji handlowych. Można go spotkać na ulicach miast, a także w każdym centrum handlowym, już od połowy listopada do końca grudnia. Dzięki sprawnej promocji praktycznie zastąpił on w świadomości wielu osób tradycyjny wizerunek świętego Mikołaja biskupa.

Historia postaci

Święty Mikołaj, biskup Miry, ze względu na przypisywane mu legendą uczynki (m.in. cały majątek rozdał biednym), został pierwowzorem postaci rozdającej prezenty dzieciom. Przedstawiany jako starzec z okazałą brodą, często w infule i pastorałem, z workiem prezentów i pękiem rózeg w ręce, 6 grudnia (w rocznicę śmierci świętego) grzecznym dzieciom przynosi prezenty (zwykle słodycze) a niegrzecznym, na ostrzeżenie, rózgę. W kontekście polskim, Aleksander Brückner w Encyklopedii Staropolskiej określił to jako zwyczaj późny, miejski, niemiecki.

Jedna z legend głosi, że pewien człowiek, który popadł w nędzę, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego. Gdy biskup dowiedział się o tym, nocą wrzucił przez komin trzy sakiewki z pieniędzmi. Wpadły one do pończoch i trzewiczków, które owe córki umieściły przy kominku dla wysuszenia. Stąd w krajach, gdzie w powszechnym użyciu były kominki, powstał zwyczaj wystawiania przy nich bucików lub skarpet na prezenty. Tam, gdzie kominków nie używano, Mikołaj po cichutku wsuwa prezenty pod poduszkę śpiącego dziecka.

Początkowo św. Mikołaj przybywał z południa. W średniowiecznym Amsterdamie Sinterklaas przypływał żaglowcem z dalekich ciepłych mórz, a wór z prezentami niósł ciemnoskóry sługa zwany Zwarte Pietem. Człowiek z ciepłych krajów nie bardzo pasował do zaśnieżonego zimowego pejzażu. Toteż gdy w roku 1822 Clemens Clarke Moore napisał poemat, w którym św. Mikołaj przybywa saniami zaprzężonymi w renifery z bieguna północnego, wkrótce przyjęło się to do tradycji.

Niezgodności kalendarza gregoriańskiego z kalendarzem juliańskim sprawiły, że dzień św. Mikołaja według starego stylu wypadał blisko dnia Bożego Narodzenia w nowym stylu. Podsunęło to pomysł, aby prezenty przynosiło, zamiast świętego, Dzieciątko Jezus. Jezusa przedstawiało ubrane na biało dziecko, worek z prezentami niósł mężczyzna przebrany za mędrca – jednego z trzech, którzy przynieśli dary Dzieciątku. Ten zwyczaj jednak się nie przyjął, mężczyzna znów stał się św. Mikołajem, dziecko zaś zostało jego pomocnicą Śnieżynką. Jednak w niektórych krajach św. Mikołaj został bożonarodzeniowym dziadkiem: Père Noël we Francji, Julemand w Norwegii, Babo Natale we Włoszech.

W Rosji św. Mikołaj był również otoczony kultem jako patron uciśnionych i skrzywdzonych, ale przejętą z zachodu postać rozdającą dzieciom prezenty nazwano Dziadkiem Mrozem, ze względu na podobieństwo do bajkowej postaci nazywanej Moroz Krasnyj Nos. W Wielkopolsce i na Kaszubach prezenty tradycyjnie przynosił Gwiazdor, która to postać obecnie zlała się ze świętym Mikołajem.


Mikołaj wspólcześnie

Według popularnej miejskiej legendy, obecny wizerunek – czerwony płaszcz i czapka – został opracowany w 1930 roku na zlecenie koncernu Coca-Cola przez amerykańskiego artystę, Freda Mizena, jednak pierwsze wizerunki Mikołaja w tym stroju pojawiły się już w latach 20., kilka lat zanim został użyty w reklamie napoju. Na pewno jednak reklama ta pomogła utrwalić w powszechnej świadomości ten kostium świętego. Rok później nowy wizerunek św. Mikołaja przygotował, także na zlecenie Coca-Coli, Huddon Sundblom.

Współcześnie, ze względów komercyjnych, wizerunek św. Mikołaja jest używany przez handlowców, a okres wręczania prezentów rozciągnął się od imienin Mikołaja do Nowego Roku. Jako postać reklamowa Mikołaj jest popularny w okresie świątecznym także w krajach Azji (mimo niewielkiej liczby mieszkających tam chrześcijan), dokąd trafił z USA. Towarzyszy kończącym rok handlowym promocjom nawet w Chinach, gdzie jest znany jako Staruszek Bożonarodzeniowy (圣诞老人).

źródło: Wikipedia

Życzę wszystkim dużo prezentów od Świętego Mikołaja :)

Pozdrowionka :)

sobota, 29 listopada 2008

Andrzejki


Andrzejki – dzień świętego Andrzeja, który jest patronem Szkocji, Grecji i Rosji. Święto w Polsce jest obchodzone 29 listopada (w przeddzień dnia świętego Andrzeja), zaś w Szkocji: 30 listopada. Pierwotnie tylko przez panny (dla chłopców były "katarzynki"), obecnie jest imprezą skupiającą młodzież obojga płci, tzn. kobiety i mężczyzn.

Święto pochodzące ze Szkocji, gdzie jest to święto bankowe. Tam czci się je hucznie, jedząc i pijąc.


Andrzejki to czas zabawy, nie tylko dla solenizantów. Zobaczmy jak obchodzono go kiedyś, a jak odbywa się to dzisiaj…


Najszerzej rozpowszechnione podania mówią , że wróżby andrzejkowe mają związek z pogańskimi świętami ku czci zmarłych oraz kultem duchów przebywających na Ziemi. Wierzono, iż w tę noc zjawy potrafią ofiarować ludziom swą nadprzyrodzoną moc. Pośród uczonych możemy rozróżnić także zwolenników greckiej teorii tego święta ( wiążą je z greckim źródłosłowem imienia Andrzej aner, andros - mężczyzna ). W kościele katolickim dzień św. Andrzeja jest granicą okresu zwykłego i Adwentu - czasu oczekiwania na narodziny Chrystusa. Wróżby andrzejkowe w Polsce mają pięć wieków tradycji.


W wieczór św.Andrzeja wróżyły głównie dziewczyny, które poszukiwały w gwiazdach przepowiedni na temat swego przyszłego męża. Lanie wosku, ścinanie białka czy rzut butem to tylko kilka sposobów na odgadnięcie swojej przyszłości. Przepowiednie te były traktowane bardzo poważnie i odprawiano je w odosobnieniu . Mówiono przy okazji: "W dzień świętego Andrzeja pannom z wróżby nadzieja".


Dzisiejsze Andrzejki "dostosowały się” do wymogów współczesnego świata. Młodzież bawi si ę w dyskotekach, na zabawach organizowanych w klubach.
Przeważa muzyka pop. Zwolennicy ostrego brzmienia bywają w tą noc na tzw. gotyk party. Starsze pokolenie wybiera imprezy przy spokojnych rytmach najczęściej granych na żywo.

Wszystkie party w dniu św. Andrzeja łączy jeden element - wróżby i przepowiednie. Ulokowane w różnych punktach klubów wróżki przewidują przyszłość ze szklanych kul, kart, fusów. Zabawa ta dotyczy głównie dziewcząt, które pragną dowiedzieć się co czeka je w miłości.


Wróżyć możemy również w zaciszu domowego ogniska lub wśród przyjaciół. Mimo, że mało kto podchodzi do tych magicznych czynności poważnie, jest to ciekawy pomysł na spędzenie udanego wieczoru. Warto zajrzeć w gwiazdy, kto wie, może wróżba się sprawdzi…


Wszystkim Andrzejom życzę wszystkiego najlepszego :)


wtorek, 25 listopada 2008

Międzynarodowy Dzień Pluszowego Misia


Trudno wyobrazić sobie dzisiejszy świat bez pluszowego misia. Miś jest najlepszym przyjacielem dziecka, nawet niektórzy dorośli trzymają z sentymentu swojego pluszaka. Czy można wyobrazić sobie świat bez misia?


Wszystko zaczęło się w 1902 roku, gdy prezydent Stanów Zjednoczony Teodor Roosvelt, wybrał się na polowanie. Po kilku godzinach bezskutecznych łowów, jeden z towarzyszy prezydenta postrzelił małego niedźwiadka i zaprowadził go do Roosvelta. Prezydent, gdy ujrzał przerażone zwierzątko, natychmiast kazał je uwolnić.

Wydarzenie uwiecznił na rysunku Clifford Berryman. Rysunek ukazał się w gazecie „The Washington Post”. Obrazek natchnął sklepikarza z Brooklynu, Wyrównaj z obu stronMorrisa Mitchoma, imigranta z Rosji, do produkcji, za specjalnym pozwoleniem prezydenta, pluszowych niedźwiadków o nazwie Teddy. W ciągu kilku lat Mitchom stał się potentatem pluszowym i właścicielem „Ideal” – jednej z najbardziej znanych firm produkującej misie.

Żyjemy w czasach rozkwitu tradycji pluszowych misiów, zarówno tych starych z początku wieku, jak i tych współczesnych produkowanych masowo w fabrykach na Dalekim Wschodzie.

Światowy Dzień Pluszowego Misia jest wspaniałym pomysłem. Organizowane są konkursy i festyny. Przedszkola, szkoły oraz biblioteki tego dnia łączą zabawę z nauką. Nagrodami są oczywiście misie

Miś wciąż pozostaje najważniejszą zabawką dzieci i miejmy nadzieję, że już wkrótce nie będzie ani jednego dziecka na świecie, które nie miałoby swojego pluszowego przyjaciela oraz każdy będzie pamiętał, że 25 listopada jest wielkie święto naszych kochanych misiów.

(źródło: http://www.miastodzieci.pl/artykul.php/id,312.html)



Pewnie myślicie, że nie miałam już o czym pisać jak o pluszowym misiu. Może i tak :) Jednak jak pracuje w przedszkolu to staje się trochę dziecinna i jestem na bieżąco z takimi informacjami i świętami. Tak pewnie nie wiedziałabym w ogóle o takim święcie, może przypadkowo bym o tym usłyszała. Jednak mam pewien sentyment do pluszowych misiaczków :D nadal je uwielbiam bo są takie mięciutkie i ślicznie wyglądają. Ponadto mówiąc szczerze nie wiedziałam skąd wziął się pomysł na te zabawki. Teraz już wiem :)
A Wy macie jeszcze swojego pluszowego misia? Bo ja jeszcze mam :)

Pozdrowionka

sobota, 22 listopada 2008

4. Bilet do Bollywood



Trailer


Bilet do Bollywood to najlepsza okazja, aby obejrzeć na wielkim ekranie najnowsze produkcje indyjskiej kinematografii. Impreza rusza 5 grudnia. W tym roku w programie znajdą się:


„Księżniczka i cesarz” (Jodhaa Akbar) 2008 - 213 min
Reżyseria:
Ashutosh Gowariker
Obsada:
Aishwarya Rai, Hrithik Roshan, Ila Arun, Amitabh Bachchan (narrator)

Szesnasty wiek. Potężny i młody cesarz Akbar (Hrithik Roshan) poślubia księżniczkę z Radźputany - Jodhę (Aishwarya Rai). Małżeństwo jest przypieczętowaniem przymierza między państwami i religiami. Nieoczekiwanie ten polityczny alians zamienia się w piękną i dramatyczną historię miłosną.
„Księżniczka i cesarz” to epicki romans wyreżyserowany przez Ashutosha Gowarikera (Lagaan, Swades) z pięknymi zdjęciami i poruszającą muzyką A.R. Rahmana (Dil se) . Sceny batalistyczne zapierają dech w piersiach. Film był wielkim hitem w Indiach.


„Ty i ja” (U Me aur Hum) 2008 - 165 min
Reżyseria:
Ajay Devgan
Obsada:
Kajol, Ajay Devgan

„Ty i ja” to historia miłości rozgrywająca się na luksusowym statku wycieczkowym. Psychiatra wraz z synem wybierają się w rejs. Podczas kolacji chłopak dostrzega śliczną dziewczynę, nie ma jednak odwagi do niej podejść. Wówczas ojciec postanawia pokazać mu, jak się podrywa kobietę. Przysiada się do nieznajomej i wciąga ją w rozmowę. Po chwili opowiada jej już historię Ajaya i Piyi. Historię swojej wielkiej miłości...
"Ty i ja" to triumfalny powrót Kajol, bohaterki "Czasem słońce, czasem deszcz" na wielki ekran w romantycznej roli. Film wyreżyserował i zagrał w nim główną rolę mąż Kajol - Ajay Devgan.


„Sekret” (Paheli) 2005 - 140 min
Reżyseria:
Amol Palekar
Obsada:
Shah Rukh Khan, Rani Mukherjee, Anupam Kher, Amitabh Bachchan

Rozgrywająca się w niezwykłych plenerach Radżastanu baśniowa opowieść o ponadczasowym uczuciu.
Piękna Lachchi (Rani Mukherji) poślubia Kishana (Shah Rukh Khan), oziębłego i antypatycznego bogacza. Gdy orszak weselny dojeżdża do jego pałacu, panna młoda nie może doczekać się nocy poślubnej. Jednak Kishan nawet nie zbliża się do niej, wyznaje tylko, że następnego dnia wyjeżdża na pięć lat w interesach. Lachchi jest zrozpaczona, ale trzy dni później, zupełnie nieoczekiwanie Kishan wraca. Zachowuje się nie do poznania... Jest czuły, namiętny i przepełniony miłością do Lachchi.
Czy to jej mąż? A jeśli tak, to co go tak nagle zmieniło? Jeśli to ktoś obcy, dlaczego wygląda jak Kishan i tak bardzo kocha Lachchi?
"Sekret" to wielki przebój z Shah Rukh Khanem oparty na tradycyjnej baśni z Radżastanu. W filmie, który został zgłoszony przez Indie do Oscara, znalazło się sześć niezapomnianych piosenek ukazujących różne odcienie miłości.


„Nić” (Dor) 2006 - 123 min
Reżyseria:
Nagesh Kukunoor
Obsada:
Ayesha Takia, Gul Panag, Shreyas Talpade

Meera (Ayesha Takia) i Zeenat (Gul Kirat Panag) mieszkają w dwóch odległych regionach Indii i nie mają pojęcia o swoim istnieniu. Obie są młodymi, szczęśliwymi mężatkami. Pewnego dnia w skutek dramatycznego splotu wydarzeń, życiorysy obu młodych kobiet przetną się i splotą. Zrodzi się między nimi wyjątkowa przyjaźń, którą życie i jego nieprzewidywalne wypadki wystawią na ciężką próbę...
Film został nakręcony w zapierających dech w piersiach pustynnych plenerach Radżastanu i górzystego Himachal Pradesh.


„Pan i pani Iber” (Mr and Mrs Iyer) 2002 - 120 min
Reżyseria:
Aparna Sen
Obsada:
Rahul Bose, Konkona Sen Sharma

Po wizycie w rodzinnej osadzie Meenakshi Iyer (Konkona Sen Sharma) wraz z maleńkim synkiem wraca do domu. Zatroskani rodzice dziewczyny proszą jednego z pasażerów, fotografa Raja (Rahul Bose), o opiekę nad córką i wnukiem podczas długiej podróży. Nużąca podróż zamienia się w dramat, gdy autobus zostaje zatrzymany przez grupę żądnych zemsty radykalnych Hindusów. Meenakshi ratuje Raja od pewnej śmierci mówiąc, że jest on jej mężem. Policja zakazuje dalszej podróży do czasu opanowania sytuacji, pasażerowie muszą szukać schronienia w pobliskiej wiosce…
"Pan i pani Iyer" to subtelna opowieść o rodzącym się uczuciu i dwójce nieznajomych, których początkowo wszystko dzieli. Film wyreżyserowany przez słynną indyjską reżyserkę Aparnę Sen został obsypany nagrodami na wielu festiwalach, w tym w tym w Locarno oraz National Film Awards.


Kina grające 4. Bilet do Bollywood:

Kino Muranów - Warszawa: 5-7 XII
Kino ACF Dworcowe - Wrocław: 5-7 XII
Kino Światowid - Katowice: 5-7 XII
Kino Pionier - Szczecin: 5-7 XII
Kino Charlie – Łódź: 7-11 XII
Kino Centrum - Toruń: 9-11 XII
Kino Pod Baranami - Kraków: 11-14 XII
Kino Muza - Poznań: 12-14 XII
Kino Sokół - Nowy Sącz: 12-14 XII
Kino Bajka - Lublin: 12-16 XII
Klub Żak - Gdańsk: 27-29 XII
Kino Awangarda - Olsztyn: 19-23 XII
Kino Amok - Gliwice: XII

Gutek Film/I.J.

Jak wiadomo uwielbiam indyjskie filmy, więc bardzo chciałabym zobaczyć któryś z tych filmów na dużym ekranie. Niestety w tym celu musiałabym udać się do Katowic, mam nadzieję, że uda mi się tam dostać. Myślę, że koleżanki wyrażą chęć na Mikołajkowy wypad. Zobaczymy co czas pokaże :)

Pozdrowionka :)

Przedstawię jeszcze program filmów w kinie Światowid - Katowice :

5 XII
godz. 18.15 "Pan i Pani Iyer"



6 XII
godz. 15.30 "Dor"
godz. 18.00 "Sekret"



7 XII
godz. 13.15 "Ty i ja"
godz. 16.30 "Księżniczka i cesarz"



niedziela, 16 listopada 2008

PINowo

Dziś trochę PINowej muzyki :) Przedstawię kilka utworów, które w ostatnim czasie zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Przy okazji kto jeszcze ich nie widział może sobie zobaczyć :)

Pierwszy filmik to teledysk do "Pójdę pod wiatr, jak najdalej", który bardzo mi się spodobał. Ten przepiękny klimat, taki baśniowy. Co tu dużo pisać cudowny :)


PIN - Pójdę pod wiatr, jak najdalej

Kolejny filmik już niezupełnie PINowy tylko duet Andrzeja & Alicji Węgorzewskiej w specjalnym wydaniu Jaka to melodia, utworu "Tonight". Bardzo mi się podoba te wykonanie, no i uwielbiam słuchać Endiego gdy śpiewa operowo. Ma naprawdę piękny głos.


Andrzej Lampert i Alicja Węgorzewska - Tonight (West Side Story)

Teraz kolej na przepiękne wykonanie "Białego krzyża" przez Endiego. Normalnie byłam w szoku, po pierwsze oglądając ten koncert byłam pewna, że zaśpiewa "Znaszli ten kraj", a tu moja ulubiona piosenka "Biały krzyż" i ta interpretacja, słuchając tej piosenki miałam ciary. Bardzo mi się podoba, Andrzej tak cudownie oddaje emocje. Najpierw była "Anna Maria" teraz ta piosenka, czym jeszcze nas zaskoczy Andrzej?


Nasza Niepodległa - Biały Krzyż - Andrzej Lampert

Ostatnim jak na razie filmikiem będzie "Świat w obłokach" w interpretacji Andrzeja, podczas koncertu "Ocalić od zapomnienia" Festiwalu Twórczości Marka Grechuty "KOROWÓD". Filmik ten dopiero dzisiaj zobaczyłam i bardzo mi się spodobało to wykonanie, pięknie :) Mogę słuchać i słuchać.


Andrzej Lampert - Świat w obłokach


Utwory te nie były za bardzo PINowe, ale w wykonaniu PINowego wokalisty :) Co wy sądzicie o tych interpretacjach, która Wam się najbardziej podoba? :)

Pozdrowionka :)

poniedziałek, 10 listopada 2008

Głupawka :D

Powinnam napisać co tam u mnie ciekawego się dzieje. Jednak nic specjalnego się ostatnio w moim życiu się nie zdarza, ciągle życie idzie do przodu, jak to się mówi stara bida. Jednak mam długi weekend, aż cztery dni wolnego. Mogę się w końcu trochę wyspać i nadrobić zaległości w filmach indyjskich. Ile one dają mi radości, po obejrzeniu jakiegoś zaraz lepiej się czuję :) To już chyba musi być jakaś choroba :D Tak więc wczoraj z tego przypływu szczęścia, że nie musiałam dziś iść do pracy dostałam jakieś głupawki i zaczęłam szaleć z siostrą. Gdyby ktoś wczoraj na nas popatrzył z boku powiedział by, że jesteśmy nienormalne :) Wystarczyło nam trochę żywiołowej muzyki indyjskiej (jak której słucham zaraz poprawia mi się humor i się uśmiecham, nie wiem co ona w sobie ma) i zaczęłyśmy szaleć i się wygłupiać. Uwieczniając to wszystko na zdjęciach. Myślę, że czasem taka głupawka jest potrzebna aby wyładować negatywne emocje i stresy, które nam towarzyszą w dniu codziennym. Co tam, że muzyka grała głośno, a my darłyśmy się razem z nią (bo niestety śpiewać to ja nie potrafię :)) i to w języku którego nie znamy, no może parę słówek znamy :D

Powiedzcie sami czy ta muzyka nie porywa do tańca i szaleństwa?? Przykładowo te dwa utwory, przecież nogi rwą się same do tańca :) Chyba, że tylko my tak mamy :)


Salaam - E - Ishq


AAJA NACHLE

Bo nas porwało i to bardzo, możecie zobaczyć to na paru zdjęciach :)

Początek jak się rozkręcałam :D

Próba tańca indyjskiego, niestety nieudana :/ możemy popatrzeć tylko na teledyski jak robią to eksperci :D

Siostra już nie mogła, a ja też już zbliżałam się do upadku :D

Wyrównaj do środkaNo i zostałam sama...

Jeszcze jeden obrót i koniec...
W końcu "tańczyć" każdy może :D:D:D


Po tych zdjęciach pomyślicie pewnie, że jestem jakaś nienormalna. Ale na co dzień to tak nie mam. Zdarza mi się tak raz na jakiś czas :D:D:D Kto mnie zna to wie, że jestem nie szkodliwa :D
Mam nadzieję, że siostra mnie nie zabije za umieszczenie tych zdjęć :) Nie zdziwcie się jak będę zmuszona je usunąć :)
Więc, cieszę się jeszcze tym wolnym czasem (ale raczej już nie tak), bo od środy znowu praca i moje kochane dzieciaczki :)

SALAAM NAMASTE :)
(Pozdrowionka :))

wtorek, 4 listopada 2008

Świadectwo


"Świadectwo" to filmowa opowieść o życiu Jana Pawła II. Opowieść wieloletniego sekretarza i przyjaciela Papieża, najbliższego świadka najważniejszych wydarzeń Wielkiego Pontyfikatu - księdza kardynała Stanisława Dziwisza. "Świadectwo" zaistniało najpierw, w 2007 roku, jako książka - zapis rozmów, jakie odbył z ks. kard. Dziwiszem włoski dziennikarz watykanista Gian Franco Svidercoschi. Przetłumaczona na kilkanaście języków, tylko w Polsce osiągnęła nakład ponad miliona egzemplarzy. Teraz ta niezwykła opowieść trafia na ekrany, bogatsza od książki o wiele nowych faktów - między innymi z lat młodzieńczych Karola Wojtyły. Ukazuje także przejmujące, a nieznane chwile z prywatnego życia Papieża, jest uzupełniona o kolejne interpretacje. Film zbudowany jest z materiałów dokumentalnych, a także fabularyzowanych rekonstrukcji wydarzeń. Oba plany spaja postać narratora, po mistrzowsku zagrana przez wybitnego aktora Michaela Yorka (m.in. "Kabaret", "Jezus z Nazaretu").


Trailer

Byłam na tym filmie w zeszłym tygodniu i napiszę krótko. Film bardzo mi się spodobał, chociaż myślałam, że będzie odwrotnie. Zupełni inny film, bardziej dokumentalny, ale zrobiony w bardzo fajny sposób. Zdziwiłam się, że się ani chwili nie nudziłam. Dowiedziałam się więcej na temat życia Jana Pawła II, zobaczyłam wiele filmików których nie widziałam (chyba większość z nich). Nawet na końcu gdy kardynał Dziwisz opowiadał o śmierci papieża, pojawiły się w moich oczach łzy. Trudno opisać jakie wrażenie wywarł na mnie ten film. Na pewno warto go zobaczyć i samemu ocenić, jest to piękny film o życiu Jana Pawła II. Bardzo zachęcam.

sobota, 1 listopada 2008

Wszystkich Świętych i Zaduszki


Wszystkich Świętych (łac. festum omnium sanctorum) – chrześcijańska uroczystość obchodzona 1 listopada ku czci wszystkich znanych i nieznanych świętych, którzy przebywają już w chwale zbawionych.

W dniu tym przypomina się nie tylko osoby oficjalnie uznane za święte i takimi ogłoszone, ale przede wszystkim wszystkich ludzi, których życie nacechowane było świętością. Jest to także święto wszystkich, dla których celem jest życie prowadzące do zbawienia.

Historia

Uroczystość Wszystkich Świętych wywodzi się głównie z czci oddawanej męczennikom, którzy oddali swoje życie dla Chrystusa, a których nie wspomniano ani w martyrologiach miejscowych, ani w kanonie Mszy Świętej.


W III wieku rozpowszechniła się tradycja przenoszenia całych relikwii świętych, lub ich części na inne miejsca. W ten sposób chciano podkreślić, że święci są własnością całego Kościoła. Kiedy w 610 papież Bonifacy IV otrzymał od cesarza starożytną świątynię pogańską Panteon, kazał złożyć tam liczne relikwie i poświęcił tę budowlę na kościół pod wezwaniem Matki Bożej Męczenników. Od tego czasu oddawano cześć wszystkim zmarłym męczennikom 1 maja.

Grzegorz III w 731 przeniósł tę uroczystość na dzień 1 listopada, a w 837 papież Grzegorz IV rozporządził, aby odtąd 1 listopada był dniem poświęconym pamięci nie tylko męczenników, ale wszystkich świętych Kościoła katolickiego. Jednocześnie na prośbę cesarza Ludwika Pobożnego rozszerzono to święto na cały Kościół.


Współczesność

Pierwszy dzień listopada jest w Polsce dniem wolnym od pracy, co powoduje, że wielu ludzi przychodzi na cmentarze, aby zapalić znicze i pomodlić się. Jest to też święto obchodzone przez część innych systemów wyznaniowych, a także zwyczaj praktykowany przez osoby bezwyznaniowe, mający być wyrazem pamięci oraz oddania czci i szacunku zmarłym.


Święto to było również w czasach PRL dniem wolnym, ale oficjalnie starano się nadać mu charakter świecki i nazywano go dniem Wszystkich Zmarłych bądź Świętem Zmarłych.

Następnego dnia po Wszystkich Świętych (2 listopada) obchodzony jest dzień wspominania zmarłych (Zaduszki). Dla chrześcijan jest to dzień modlitw za wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli już z tego świata.

Zaduszki - współczesny odpowiednik pogańskiego święta Dziadów i tradycyjna nazwa katolickiego wspomnienia wiernych zmarłych. Przypada ono 2 listopada, po dniu Wszystkich Świętych.


Tego dnia katolicy modlą się za wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli już z tego świata, a teraz przebywają w czyśćcu.


W Zaduszki odwiedza się cmentarze, groby zmarłych z rodziny i uczestniczy się w mszach, modląc się w intencji zmarłych. Tego dnia istnieje tradycja zapalania świeczek czy zniczy na grobach zmarłych oraz składania kwiatów, wieńców lub też innego typu ozdób mających być symbolem pamięci o tychże zmarłych.

Źródło: Wikipedia


"Niech każdy z was wspomni tych, co odeszli już tam..."

Te dwa najbliższe dni, są okazją aby odwiedzić groby naszych bliskich. A szczególnie do tego aby się za nich pomodlić. Jednak powinniśmy pamiętać o zmarłych przez cały rok, a nie jedynie w te dni.



Tym co odeszli... 2 kwietnia 2005... PIN

poniedziałek, 27 października 2008

Opowieść o Taj Mahal

Prawie wszyscy wiedzą, że mam bzika na punkcie Indii, tak więc podczas moich poszukiwań itp. rzeczy na temat tego pięknego kraju i filmów Bollywood znalazłam piękna opowieść o Taj Mahal. Nie mogłam się oprzeć aby jej tutaj nie zamieścić. Tak więc, jeśli ktoś ma czas i ochotę (bo jest tego sporo) to zapraszam do jej przeczytania. Warto bo to naprawdę śliczna opowieść.



..." Na początku była miłość.
Oczy Szachdżachana spotkały wzrok Mumtaz Mahal i znalazły w nich owo potwierdzenie, jakie kochająca kobieta daje mężczyźnie tylko w jednym przypadku. Czuł ciepło jej oddechu, czuł słodycz wlewającą się w serce i napływ sił tytana. Dłoń dotknęła brzucha małżonki, znajdując jego krągłość. Była przy nadziei. Po raz czternasty.
Minęły miesiące, lecz dzień porodu nie stał się, jak oczekiwali, kolejnym dniem radości z nowego potomka. Mumtaz Mahal, Ozdoba Pałacu, dając ponownie życie dziecku, tym razem nie ocaliła swego. Umarła w roku 1040 hidżry. W Europie był to rok 1630. Działo się to w Burhanpur, mieście oddalonym o osiemset kilometrów od Agry. Transport zwłok zajął trzy miesiące, znacznie dłużej niż potrzebowały włosy Szachdżachana, by zmienić barwę z kruczej czerni na biel pałacowych gołębi. Władczynię pochowano skromnie. Miejsce jej ostatecznego spoczynku było w tym dniu zaledwie pozbawionym formy postanowieniem złamanego serca.
"Kocham ją nadal, choć nie żyje. Czym zapełnić tę pustkę, czym rozświetlić ciemność? Chcę być przy niej także i po śmierci. Zbuduje mauzoleum, które przyćmi wszystko, co do tej pory znano!" - tak myślał Szachdżachan. Legenda mówi o egzaminie, jakiemu poddano architektów ubiegających się o zlecenie budowy grobowca.
Szachdżachan odrzucił wszystkich zbyt gorliwie dopytujących się o jego wyobrażenia co do przyszłej budowli, mówiąc, że najwidoczniej nie wiedzą, co to znaczy cierpienie. Tych, którzy pozostali, kazał o świcie zaprowadzić na brzeg rzeki. Każdemu wręczono po ciężkiej, złotej monecie i polecono na dany znak wrzucić ją w nurt Jamuny. Tylko jeden się nie zawachał. Nim na wodzie wygładziły się koła i przebrzmiał złoty plusk, Szachdżachan skinął na niego dłonią. Nie mógłby bowiem znieść człowieka liczącego się z kosztami, kiedy chodziło o dzieło życia.

Gdy projekt był gotowy i pracowano nad kształtem kopuły, Szachdżachan zażądał konstrukcji lekkiej, niejako unoszącej się w powietrzu. Zagadnięty o kształt, obnażył młodą niewolnicę i w odpowiedzi położył dłoń architekta na jej obfitej, pełnej piersi.

Ci, którym braki umysłu nie pozwalają zaspokoić się historią prawdziwą, głoszą że Szachdżachan po zakończonej pracy kazał wydłubać oczy i obciąć dłonie majstrom, by nigdy nie stworzyli nic równie wspaniałego. To nieprawda. Kłamstwem jest również, że pragnął zbudować dla siebie drugi Tadż Mahal, z czarnego marmuru, po przeciwnej stronie rzeki. Prawda o nim to historia o władcy, który z biegiem lat stawał się coraz bardziej łagodny i sprawiedliwy, jakże inny od swych krwiożerczych poprzedników i okrutnych następców. Samotny w swej dobroci, niepocieszony w żalu.

Miłość zmącona śmiercią zamienia się w cierpienie. Cierpienie znajduje swe ujście w idei, ta zaś staje się planem. Architekt Ustad Isa z dalekiego miasta Sziraz pada raz po raz na kolana i wznosi modły w kierunku dalekiej Mekki. "Dzięki Ci, Allachu! Zawsze marzyłem o takich środkach, by nadać kształt moim wyśnionym konstrukcjom. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Marmur z Radżasthanu, włoscy sztukatorzy, majstrowie z Indii i Persji. Posłuszne narzędzia w moim ręku. Koniec zabijania polotu myśli skąpstwem władców. Szachdżachan nie liczy pieniędzy, dlatego będzie sławny na wieki. A ja, ja... wreszcie otrzymam moją szanse! Obraz absolutnej doskonałości, wizja z marmurowych nici stanie się rzeczywistością, budowlą nad brzegiem Jamuny, zaklętą w marmur pieśnią na cześć miłości. Dzięki Ci, Allachu!"

Do gaszonego wapna i mielonej cegły dodawana jest mąka, cukier, soczewica i guma. (Te same składniki w tych samych proporcjach używane są do dzisiaj przez konserwatorów). Słonie i wielbłądy zwożą marmurowe płyty z dalekich stron. W cieniu pracują rzeźbiarze, murarze wspinają się na bambusowe rusztowania. Wryte na zawsze w biel marmuru pozostają: turkus, granat, jadeit, agat, koral, lazuryt, onyks, krwawnik, malachit, jaspis.
"Rozumiem Twój smutek" - pocieszał przyjaciela jeden z kamieniarzy. "Sam spędziłem życie, budując ten grobowiec. Ona umarła jedna, a z naszej rodziny już trzech dało życie. Teraz mówisz, twój brat. Jak wielu jeszcze Allach pisał ten los? Praca nas zabija, podatki zabierają resztki tego, co posiadamy. Jeśli potrwa to dłużej, biada nam wszystkim..."

Tysiące robotników pracuje już ponad piętnaście lat. "Mój ojciec zwariował... Zrujnuje doszczętnie kasę państwową" - oburzał się Aurangazeb, następca tronu. "Zrujnuje? Już dawno to uczynił. Tylko patrzeć, jak lud się zbuntuje. To doprawdy dziwne, że wytrzymują tak długo. Teraz, kiedy pozbyłem się już trzech moich braci, muszę, o tak, muszę usunąć tego szaleńca. Gdy grobowiec będzie gotowy, kto wie cóż jeszcze wymyśli? Zresztą władza i tak należy do mnie. Do mnie! Do mnie! Do mnie."
Do budowy fundamentów używano cegieł maczanych w gorącym tłuszczu, by zapewnić ich trwałość w mokrym gruncie. Podobno główny architekt uciekł wtedy i nie można go było odnaleźć pomimo wyznaczenia sowitej nagrody. Wrócił po roku, padł na kolana i błagał o przebaczenie tłumacząc, iż nie znalazł innego sposobu, by przez tak długi, potrzebny do umocnienia się fundamentów czas powstrzymać władcę od kontynuowania budowy.
Na głównym poziomie, wprost nad sarkofagami umieszczonymi w podziemiu, ustawiono dwie repliki i otoczono balustradą, tak by nikt nie chodził ponad głowami spoczywającej pary kochanków. Cztery wieże odchylone lekko od pionu w razie trzęsienia ziemi przewrócą się na boki, nie uszkadzając głównej budowli.

Do Tadż Mahalu nie mają wstępu ekipy filmowe, wolno za to fotografować do woli. Wycięto drzewa, które onegdaj zasłaniały widok. Od bramy wejściowej do mauzoleum każdego dnia kroczy marmurowymi ścieżkami wzdłuż basenów z wodą dwadzieścia tysięcy osób. W piątek, święty dzień muzułmanów, wstęp jest wolny. Fontanny włączane są rzadko i tylko dla wyjątkowych gości. Do wody dodaje się wtedy perfum, a zaraz potem odkręca i chowa dysze rozpylające, aby nie zostały skradzione.

Od ponad trzystu lat z ojca na syna przechodzi zawód khadima - stróża Tadż Mahalu. Zaraz po zakończeniu budowy Szachdżachan stworzył specjalną gwardię opłacaną z podatków ściąganych z trzydziestu wyznaczonych wiosek. Służbę tę do dziś pełnią muzułmanie - specjalnie egzaminowani przez Archeological Survey of India - potomkowie pierwszych stróżów.
"Kochana" - wzdychał uwięziony Szachdżachan - "kraty w oknach komnaty nie przeszkadzają wiatrom nieść mego westchnienia wprost do ciebie. Nasz syn zabrał mi wolność. Allachowi niech będą dzięki, że udało skończyć się twe mauzoleum, zanim Aurangazeb zwyciężył swych braci i objął panowanie. Dla ciebie starczyło sił i czasu. Zamknięty, mogę jedynie patrzeć na moje dzieło i myśleć o tobie. To już siedem lat, o każdej porze roku, każdego dnia mam tylko jedno pragnienie. Po śmierci znaleźć się przy tobie. Wiem, że istnieje raj, a skoro istnieje, na pewno ty jesteś jego królową." "...


Piękne, prawda? ;-)

Źródło: "Mozaika indyjska", Tomasz Mazur, wyd. Kurpisz, Poznań 2005r

Opowiadanie pochodzi ze strony: Forum indyjskie

niedziela, 19 października 2008

W końcu jestem :D

Miałam napisać notkę chyba już ponad dwa tygodnie temu, niestety nie udało mi się to. Jedynie to co powoli zmieniałam wygląd mojego bloga, najpierw udało mi się zdjęcie zmienić a potem kolor. Teraz jest już u mnie trochę jesiennie :) Głównym powodem nie pisania jest mój brak czasu, ostatnio przecieka mi on między palcami. Najpierw ponowny przyjazd już w tym roku gości z Niemiec, dziadka i kuzyna. Do tego dochodzi brak czasu i sił związany z pracą, wychodzę wcześnie rano wracam po południu, jestem zazwyczaj strasznie zmęczona i jak nie mam sił aby coś napisać, to siostra okupuje komputer, albo jak już mam siły i wenę aby coś napisać to ktoś musi mi wisieć nad ramieniem (siostra) , nie mam warunków. Tak więc tą notkę dzisiaj piszę na raty i ciągle coś zmieniam :) ale ważne, że już coś piszę. W końcu prowadzenie bloga zobowiązuje do pisania notek :) i muszę jakoś znaleźć na to czas

Tak więc u mnie nic specjalnego się nie dzieje, można by powiedzieć, że monotonia. Jednak do końca tak nie jest. Niby robię dziennie to samo, ale każdy dzień spędzony w przedszkolu jest inny, każdego dnia dzieci potrafią czymś innym zaskoczyć, nie da się przewidzieć jaki będzie ten dzień. Szczególnie co może zrobić mój podopieczny, on to jest strasznie nieprzewidywalny więc trzeba z nim uważać. W ostatnim tygodniu trochę się działo w naszym przedszkolu. A to w Dzień Edukacji, bardzo się zdziwiłam faktem, że dostałam nawet dwa kwiatki i bukiecik, chociaż panią to tam raczej nie jestem, ale bardzo było mi z tego powodu miło nie spodziewałam się, nawet zapomniałam o tym. Jednak mini akademii dzieciaczków niestety nie mogłam zobaczyć bo mój podopieczny miał zły dzień i musiałam z nim wyjść bo narobił tyle wrzasku i próbował mnie nawet rozebrać jak ciągnął mnie za bluzkę :) ale widziałam próby i mniej więcej wiedziałam już co będzie. Miałam również tego dnia iść na kolację z przedszkola z okazji Dnia Nauczyciela, jednak miałam coś pilnego jeszcze do załatwienia po pracy i nie udało mi się zdążyć na autobus do domu i nie chciało mi się czekać w mieście do 18 na kolację, a potem byłabym dopiero w domu koło 21, chyba bym tam padła, i tak byłam w domu dopiero o 17.30 i byłam już dość zmęczona. Pewnie było fajnie, ale mówi się trudno.
W środę był bardzo fajny dzień, bo mieliśmy wyjazd do Teatru Muzycznego w Gliwicach na "Kota w butach". Mój podopieczny jechał z tatą, więc miałam trochę luzu i mogłam od niego odpocząć, ale on jednak chyba stęsknił się za mną bo się rozglądał za mną w autobusie, a w teatrze mnie zaczepiał :) Jednak podczas takiego wyjazdu trzeba mieć nieźle oczy otwarte, aby gdzieś tylko jakieś dziecko się nie zgubiło, tyle innych grup tam było, szumu, oczy strasznie latały i tylko patrzeć aby się gdzieś nie zgubić. Z wyjściem do ubikacji to samo, przeliczyć czy aby tyle dzieci na pewno zabrałam i uważać aby mi nie uciekli. Można trochę oszaleć, wszędzie tyle krasnali :) Przedstawienie bardzo mi się podobało, mimo tego że było dla dzieci :)
Czwartek i piątek były okropnymi dniami, dzieci były tak nakręcone, nie słuchały, na czele z moim podopiecznym. On w czwartek przeszedł samego siebie, zostałam pokopana, tyle razy pociągnięta za włosy, pogryziona, nie można było go odstąpić na krok bo uciekał. Moja cierpliwość była tego dnia na skraju wytrzymałości, myślałam, że oszaleję. Jednak, gdzieś koło 13 musiałam już wyjść na chwilę do WC, wracam a on do mnie dlaczego uciekłam. Tłumaczę mu, że tylko wyszłam do WC, a on nadal, że uciekłam. To mu druga panią mówi, że poszłam dlatego, że jest taki niegrzeczny. Jak potem zaczął mnie nie spuszczać z oka jak tylko się kawałek poruszyłam to ona za mną i biegł do drzwi, myślałam, że będzie uciekać a on, że nie pozwala mi uciekać i stał w drzwiach. Potem zaczął być niegrzeczny to mu powiedziałam, że pójdę znowu sobie bo się źle zachowuje to jak mnie objął i powiedział, że mnie nie puści. I tak do końca dnia, był już spokojny i ciągle mnie obejmował jak się tylko gdzieś ruszyłam. Po prostu mnie tym zaskoczył, wręcz jego takim przerażeniem, że mogę go tak zostawić (naprawdę się przywiązał). było to dość zabawne taka zmiana zachowania (popada w skrajności). W piątek znowu był niegrzeczny na dzień dobry dostałam drewnianym klockiem w brew, że aż mi łzy napłynęły do oczu (na szczęście nie ma siniaka, tylko trochę boli), zrobił to bardziej przypadkowo, jednak nie był już tak zły jak dzień wcześniej, to pozostałe dzieci były gorsze. Groźba z tym, że sobie pójdę jak będzie niegrzeczny nadal trochę działała, jednak nie wiem jak długo na niego podziała :)
Tak więc mniej więcej minął ten tydzień, jak to powiedziała któraś z pani w tym przedszkolu mam szkołę życia. Mam chwile, że mam dość ale mówiąc szczerze po jakimś czasie jak pomyśle o tym to nie jest aż tak źle. Wiem, że w tym przedszkolu czegoś się nauczę, poznam te dzieci, bo tak nie miałabym takiej możliwości i czasem bardzo mi się podoba, a czasem mam dość, jak to jest już w tym naszym życiu "życie uczy mnie, że nie same łatwe dni..." Wracam do domu strasznie zmęczona, przyczynia się do tego głownie wczesne wstawanie, szum w przedszkolu i użeranie się czasem z moim podopiecznym. Jestem po tym tygodniu posiniaczona, z przerzedzonymi włosami :) ale jest dobrze, w końcu dam radę. Musi być dobrze, tylko trochę mnie przeraża ten szybko uciekający czas, przecież niedawno zaczynałam ten staż, a tu już za niedługo Wszystkich Świętych. Nie wiem czy tylko mi tak szybko ucieka ten czas czy wszystkim?

Bym zapomniała o najważniejszym. Z 1,5 tygodnia temu przybłąkał się do nas kotek. Jest taki sympatyczny i kochany, chociaż z wyglądu nie jest taki ładny, takiego fajnego kotka jeszcze nie miałam, chociaż tyle ich już było. Skradł nasze serducha, mam nadzieję, że nas nie opuści bo się do niego przywiązałam :) a miałam zamiar kupić sobie króliczka, jednak na razie kotek mi wystarczy :)

Oto mój kotek Filemon, trochę przysypiający :)

Tak więc jutro znowu poniedziałek, nowy tydzień, nowe emocje (mam nadzieję, że więcej tych pozytywnych) wczesne wstawanie :/ Mam nadzieję, że tym razem szybciej coś napiszę, ale chyba tym razem trochę po marudzę, bo ostatnio miałam już ochotę to zrobić, ale jakoś na razie mi to przeszło ale powoli się to we mnie wszytko kumuluje.

Bym zapomniała, przeczytałam ostatnio w księdze gości przypadkowy wpis gościa, dzięki któremu poprawił mi się humor. Bardzo się cieszę, że u kogoś kto tu wszedł pojawił się uśmiech :) ucieszyło mnie to bardzo, że ktoś tu w ogóle zagląda (pewnie jest takich osób niewiele) i nie idzie na marne te moje skrobanie :D Myślę, że z tej dzisiejszej notki mniej więcej można się połapać, a jak nie to przepraszam ale z pisaniem u mnie ciężko, a szczególnie ostatnio :)

Pozdrowionka i buziaczki dla czytelników mojego bloga :):):)

sobota, 4 października 2008

Światowy Dzień Zwierząt


4 października, czyli w dniu św. Franciszka, od 10 lat obchodzony jest na świecie, a od dwóch lat także w Polsce, Światowy Dzień Zwierząt. Organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt postulują, aby dzień ten stał się także Ogólnopolskim Dniem Adopcji Zwierząt.

Polska ustępuje tylko Francji i Wielkiej Brytanii pod względem liczby zwierząt domowych. Szacuje się, że w naszych domach żyje ponad 9 mln psów i 5 mln kotów. Liczby bezdomnych zwierząt nikt nie zna, ale są ich co najmniej setki tysięcy. Ponad 30 tys. z nich - wśród nich psy, koty, króliki i świnki morskie - czeka na nowych właścicieli w schroniskach.

Ogólnopolski Dzień Adopcji Zwierząt to - zdaniem organizatora tej akcji Koalicji dla Zwierząt - doskonała okazja, by przygarnąć bezdomnego zwierzaka.

"Ponad 30 tys. bezdomnych zwierząt to dużo, jednak w stosunku do ponad 12 mln rodzin polskich, to zaledwie ułamek procenta. Gdyby 4 października jedna na czterysta polskich rodzin zdecydowała się na adopcję zwierzaka, to przez przynajmniej jeden dzień wszystkie schroniska w kraju byłyby puste" - przekonują pomysłodawcy akcji.

Na stronie Koalicji dla Zwierząt (www.koalicja.org.pl) znajduje się lista schronisk i domów tymczasowych, które w sobotę będą gotowe na przyjęcie wszystkich chcących dać dom bezdomnym zwierzętom. Upatrzone zwierzę będzie można odebrać dopiero następnego dnia, po podpisaniu umowy adopcyjnej i wyrażeniu zgody na wizytę kontrolną upoważnionej przez schronisko osoby. W niektórych wypadkach schroniska mogą z tego rezygnować, albo wprowadzać jeszcze inne ograniczenia.

"Przygarnięcie bezdomnego zwierzaka, to zapewnienie sobie wiernego i oddanego przyjaciela" - zachęca prezes Fundacji Viva! Cezary Wyszyński. Podkreśla, że adopcja zwierzęcia jest często równoznaczna z uratowaniem mu życia. Szczególnie wrażliwe na warunki panujące w schroniskach są koty - 80 proc. umiera.

Warunkiem adopcji zwierzaka coraz częściej jest podpisanie umowy adopcyjnej. Zobowiązuje ona nowego właściciela m.in. do humanitarnego traktowania zwierzęcia, zapewnienia mu dobrych warunków, odpowiedniego wyżywienia, schronienia i opieki weterynaryjnej.(PAP)

Ja bardzo kocham zwierzaki, nie lubię jak dzieje się im jakaś krzywda. Więc dbajmy o naszych pupilków, czy jest to pies, kot, chomik czy jakiekolwiek inne zwierzę. Każde potrzebuje naszej miłości, dobrego traktowania, opieki. Zwierze jest istotą żywą więc należy o nią właściwie dbać. Chronić możemy również inne zwierzęta mieszkające wolno poprzez ochronę środowiska. Należy czasem się zastanowić nad swoim podstępowaniem, może ono szkodzić biednym zwierzętom.


A to mój czworonożny przyjaciel - Kajtek (może nie najlepsze jego zdjęcie, ale chyba nie lubi jak się mu je robi i wychodzi nie najlepiej, ale jest kochany :))